Wiśnie za darmo. Nie ma rąk do pracy, więc sadownicy zapraszają na zbiory
50 groszy za kilogram - Ukraińcy nie godzą się na taką stawkę i nie chcą pracować przy zbiorach wiśni. Sadownicy nie mogą zapłacić więcej, bo na skupie dostaną maksymalnie złotówkę. Aby owoce nie zgniły na drzewach, zapraszają ludzi i pozwalają brać je za darmo.
18.07.2018 | aktual.: 18.07.2018 19:50
Zasada jest prosta. Trzeba zadzwonić do wójta gminy Błędów Marka Mikołajewskiego, który koordynuje akcję, umówić się, przyjechać i zrywać owoce. Jedyną zapłatą dla sadowników są ich wiśnie. Z uzbieranych dziesięciu kilogramów, należy oddać im trzy. Cena niezbyt wygórowana, biorąc pod uwagę, że owoców jest w bród, a zebrać można nieograniczoną ilość.
Oferta wydaje się atrakcyjna, więc postanawiam ją sprawdzić i umawiam się z wójtem.
Wiśnie na polu - nie w Biedronce
Błędów to niewielka gmina oddalona 15 km od owocowej stolicy Polski - Grójca. Im bliżej punktu docelowego, tym więcej owocowych sadów.
Krajobraz wypełniają głównie jabłonie i wiśnie. Na niektórych polach widać pracowników - zrywają pierwsze jabłka, zbiór śliwek idzie już pełną parą. Choć drzewa wiśni uginają się pod ciężarem owoców - nie ma na nie chętnych.
Wreszcie spotykam trzy osoby, które zbierają wiśnie. Wyskakuję z samochodu, żeby porozmawiać. Zagaduję starsze małżeństwo i ich syna.
- Mamy kilkadziesiąt arów, więc sami sobie to oberwiemy. Niecała tona wychodzi z tego. W tym roku może więcej, bo wiśni jest wyjątkowo dużo. Większość pójdzie dla nas, na przetwory. Trochę świeżych się sprzeda - tłumaczy kobieta.
- Jak ktoś ma hektary wiśni, no ma problem - dorzuca syn. - Pracownikowi trzeba dać prawie złotówkę za kilogram, a na skupie dostajemy 80 gr.
Miejscowi o akcji wiedzą, ale jak dotąd tłumów nie widzieli. Jadę więc dalej.
W Błędowie z ciekawości wstępuję do Biedronki, żeby sprawdzić owocowy asortyment. Moje przewidywania się sprawdzają.
W sklepie pełno jest cytrusów, bananów, winogron. Wiśni brak. Jabłek - zaledwie jedna, mała skrzynka. Pytam pracownicę, dlaczego jest tak mało polskich owoców.
- Tutaj każdy ma pod dostatkiem jabłek i wiśni. Nikt by nie kupił - tłumaczy ze śmiechem.
Przejeżdżam przez miejscowość i kieruję się w stronę sadu wskazanego przez wójta. Znów otaczają mnie owocowe drzewa. Wiśnie nachylają się ku ziemi - czerwone i ciężkie od owoców.
Zatrzymuje się w pobliżu miejsca, do którego mieli przyjechać społeczni zbieracze z Warszawy.
Słyszę śpiew. Idę w jego kierunku - jest coraz wyraźniejszy i przywołuje skojarzenia z pieśniami znanymi z kościoła.
Okazuje się, że słuch mnie nie myli. Pod Błędów na zbiory wiśni przyjechało… dziesięć zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Warszawie.
Na mój widok przerywają śpiewy, ale ani na chwilę nie odrywają się od pracy. Młode Franciszkanki dostały wiaderka, dziewięć dużych skrzynek i wskazania, gdzie mają jechać.
Siostry opowiadają, że cieszą się z tej wycieczki i pracy. Tłumaczą, że z radością wyrwały się zza zakonnych murów i to w takie miejsce - na łono natury.
- Wiśnie na kompoty będą. Na dżemy, na ciasta - mówią jedna przez drugą. - Może na nalewki - wyrywa się jednej. Reszta sióstr chichocze cicho.
Drzewa aż proszą się o zbiory. Żałuję, że nie wziąłem ze sobą choćby wiaderka. Nie ruszając się z miejsca, można by je napełnić w ciągu kilku minut. Muszę jednak wrócić do Błędowa na spotkanie z wójtem.
Klęska urodzaju
Urząd Gminy Błędów mieści się w zaadaptowanym na ten cel domu wielorodzinnym. Razem z wójtem w gabinecie czeka na mnie ksiądz. Jak się okazuje - pomysłodawca akcji.
Wójt zaczyna od historii. Opowiada, że pierwsze masowe uprawy wiśni pojawiły się w gminie Błędów pod koniec lat siedemdziesiątych. Spółdzielnia sadownicza zaczęła rozprowadzać wtedy sadzonki.
Do dziś dominują jabłka. Wiśnie są numerem dwa i zdecydowanie wyprzedzają pozostałe uprawy. Powierzchnia wiśniowych sadów w gminie to ok. 2 tys. hektarów, czyli 20 proc. wszystkich upraw.
W gminie mieszka ponad 7,5 tys. mieszkańców. Mikołajewski szacuje, że sadownictwem zajmuje się mniej więcej 2 tys. rodzin. Spora część z nich - wiśniami. Problem dotyczy więc dużej grupy.
- Ten rok jest szczególny, nie tylko jeżeli chodzi o uprawę wiśni. Zima była łagodna, na wiosnę nie było przymrozków. Jest dużo owoców - opowiada wójt.
Choć brzmi dobrze, to w rzeczywistości jest inaczej. Rolnicy nie mają bowiem jak zerwać wiśni. Skupy oferują rekordowo niskie ceny. Teraz ok. złotówki za kilogram wiśni. Jeszcze kilka dni temu cena wynosiła 70 gr.
Ukraińcy nie chcą przyjeżdżać
W związku z niskimi cenami w skupach, sadownicy nie są w stanie zapłacić pracownikom satysfakcjonującej stawki. Dwa-trzy lata temu oferowali 70-80 gr za kilogram. W tym roku proponowali 50 gr. Chętnych nie było.
- Ostatnie lata bazowaliśmy na pracownikach z Ukrainy. Oni mają swój cykl. Przyjeżdżają najpierw na truskawki, później do nas na wiśnie. Chcą zarabiać tak, jak w ubiegłych latach ubiegłych. W tym roku przyjechali, a tu sadownicy proponują 50 gr.
W związku z tym Ukraińcy nie zdecydowali się na pracę. Część wróciła do ojczyzny. Pozostali rozjechali się po Polsce w poszukiwaniu innego zajęcia.
- To jest rodzaj klęski. Te owoce trzeba uratować - tłumaczy ks. Kazimierz Kurek, który wymyślił akcję społecznych zbiorów.
Duchowny uważa, że tę klęskę można przekuć w sukces.
- Ciągle nierozwinięty jest element promocyjny sadów w okolicach Błędowach i Grójca, a to może być dla ludzi przygoda. Przyjechać ze znajomymi, wspólnie spędzić czas. Jeżeli sadownicy utrzymają tę akcję i ją jeszcze dopracują, to mają szansę na dużą sprzedaż bezpośrednią - przekonuje ksiądz.
Wójt posłuchał duchownego. Postanowił udostępnić turystom swój sad. Jest też dogadany z kilkoma producentami. Na razie odzew jednak nie jest za duży. Mikołajewski ma nadzieję, że to przez pogodę.
Przed zakonnicami była grupa z Liceum Ogólnokształcącego Towarzystwa Salezjańskiego w Szczecinie, która w pobliżu była na wakacjach.
Przyjechało też kilkanaście mniejszych grup - po dwie, trzy osoby. Wójt przekonuje, że jak na razie reakcje są bardzo pozytywne. Czyta smsa, którego dostał od zbieraczy.
"Panie Marku. Właśnie skończyliśmy produkcję przetworów z zerwanych u Pana wiśni. Mamy regały pełne kompotów i dżemów dla dzieci i wnuków" - cytuje wójt.
Mikołajewski liczy na to, że jak się wypogodzi, to ludzi przyjedzie zdecydowanie więcej. Do działania zachęca go ks. Kurek.
- Trzeba to codziennie nagłaśniać, zachęcać, żeby ludzie przyjeżdżali. Jeżeli się uda, to w przyszłym roku już sami będą pytać, kiedy mogą przyjechać. Chcemy żeby o tym się mówiło: w Polsce, znajomym za granicą, że byłem na plantacji, bezpośrednio u sadownika - przekonuje z entuzjazmem.
Wójtowi marzy się, żeby ze zbiorów zrobić promocję gminy. Chciałby, aby w przyszłych latach, przy lepszej sytuacji rynkowej, ludzie przyjeżdżali i płacili za owoce, które zbiorą.
- Wczoraj gościliśmy prawników z Józefowa. Jeden z panów opowiadał, że był w Australii. Tam ten temat jest rozwiązany w ten sposób, że ludzie sobie przyjeżdżają, rwą i płacą przy wyjeździe - opowiada wójt.
W tym roku wiśnie wytrzymają na drzewach jeszcze przed dwa tygodnie. Później wszystko opadnie i zgnije.
Sadownicy mają już pomysł, jak kontynuować akcję. Będą rozdawać ulotki i zapraszać na… jesienne zbiory jabłek w błędowskich sadach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl