Wkrótce znów zaroi się od ulicznych handlarzy. Jak sprzedawać, żeby nie dostać mandatu
Od wiosny stoiska z okularami przeciwsłonecznymi, a już wkrótce z truskawkami i jagodami. Choć zajmują niewiele miejsca, to ich właściciele muszą mieć zgodę, by legalnie taki handel prowadzić.
15.04.2018 11:18
Wymagania dotyczące sprzedaży na ulicy różnią się co do szczegółów między poszczególnymi miastami, gdyż te mogą, w drodze uchwał, odmiennie regulować np. wielkość straganów lub ich zagęszczenie w poszczególnych miejscach miasta. Ogólne zasady są jednak podobne.
Podstawowa zasada: nie wolno handlować w dowolnym miejscu bez zezwolenia. Bez znaczenia, czy to tulipany na Dzień Koniet, paczki czy lemoniada. Straż miejska jest wyczulona na ulicznych sprzedawców i kontroluje, czy handlują legalnie. Kto nie może tego udowodnić, musi się liczyć z koniecznością zapłaty mandatu.
Zgodę wydaje zarządca ulicy czy chodnika
Kto chce handlować na chodniku, musi wystąpić o do zarządcy drogi o wydanie zezwolenia na zajęcie pasa drogowego. W poszczególnych gminach opłaty są różne, ale w popularnych miejscach, przez które przewija się dużo potencjalnych klientów (główne ulice, promenady nadmorskie), te ceny będą wyższe, czasem nawet kilkakrotnie, niż na spokojnej uliczce osiedlowej.
Zajęcie pasa drogowego bez zezwolenia jest zagrożone karą finansową. W różnych miastach obowiązują różne stawki, ale jest to co najmniej 500 zł. Sprzedawca musi się też liczyć z tym, że stoisko zostanie zlikwidowane, a towar zarekwirowany.
Do mandatu musi więc też doliczyć koszt składowania odebranych towarów w miejskim magazynie lub zniszczenia ich.
Zasady te same bez względu na sytuację życiową
Oczywiście, sprzedawca może dyskutować ze strażą miejską czy przedstawicielem zarządcy drogi i tłumaczyć, że nie wiedział, że za rozstawienie stoiska trzeba zapłacić albo wprawdzie chciałby sprzedawać legalnie, lecz jest w trudnej sytuacji życiowej i nie ma z czego opłacić pozwolenia. Może powstrzymać to strażników przed wymierzeniem kary, ale to mało prawdopodobne. Zasady są jasne i te same dla wszystkich, a wprowadzenie dowolności skutkowałoby tym, że chodniki i place opanowaliby sprzedawcy wszystkiego, czego dusza zapragnie, którzy szpeciliby miasto i stanowili nieuczciwa konkurencję dla ponoszących wszystkie opłaty uczciwych sklepikarzy.
Wydanie decyzji na zajęcie pasa drogowego następuje w formie decyzji. Nie jest wydawana od ręki, trzeba na nią poczekać nawet kilka tygodni. Kto chce parać się handlem ulicznym, powinien zawczasu zadbać o formalności.
Na odmowę wydania pozwolenia przysługuje odwołanie, które w terminie 14 dni wnosi się do samorządowego kolegium odwoławczego.
Miasto decyduje, gdzie handel jest zabroniony
Choć najbardziej dochodowe są stoiska zlokalizowane w turystycznych centrach miast, wielu chętnych do prowadzenia tam działalności spotka rozczarowanie. W drodze uchwały miasto może zadecydować, że na rynku Starego Miasta czy popularnych bulwarach handel obwoźny jest zabroniony i pozwolenie nie zostanie wydane. Takie uchwały mają służyć temu, by reprezentacyjne miejsca nie zostały zalane przez przeróżnych sprzedawców „mydła i powidła” (choć uchwała może też precyzować, że stoiska jak najbardziej mogą stanąć, ale obowiązuje jakiś jeden spójny ich wzór).
Nawet jeśli została przyjęta taka niekorzystna dla właściciela obwoźnego biznesu uchwała, może podejmować negocjacje – zawsze istnieje szansa, że jego przypadek zostanie uznany za wyjątkowy. Tak było na przykład w 2013 r. w Toruniu. Uchwała wyłączała jakikolwiek handel obwoźny ze Starówki i Bulwaru Filadelfijskiego, ale zgodę na handel nad Wisłą dostał właściciel żuka, z którego sprzedawano „przysmaki PRL”. Odmówiono jej natomiast właścicielowi roweru, z którego sprzedawano kawę.
Powód? Żuk, choć duży, kolorowy i rzucający się w oczy, został zaklasyfikowany jako „działalność eventowa” i z natury sezonowa, podczas gdy sprzedaż z roweru potraktowano jako stały punkt handlowy. To zaskakujące, gdy wziąć pod uwagę, że nikt przecież kawy nie będzie sprzedawał, gdy na dworze są siarczyste mrozy, więc Coffee Bike też jest czymś sezonowym. Przykład ten pokazuje, że warto walczyć, bo interpretacja przepisów może się okazać dla wnioskującego bardzo korzystna.
Akcja "Truskawka"
Za chwilę na ulicach polskich miast - i tych dużych, i bardzo małych, pojawią się sprzedawcy truskawek. Wprawdzie owoce te można kupić w sklepach spożywczych, ale zdecydowana większość ludzi woli kupować je na stoiskach – pewnie dlatego, że istnieje przekonanie, że sprzedaje je sam plantator, więc tak jest taniej i bardziej uczciwie.
W rzeczywistości łańcuszek pośredników może tu być całkiem długi, a i z uczciwością te stragany nie zawsze mają wiele wspólnego. Znaczna ich część działa nielegalnie. Niektórzy sprzedawcy przenoszą się każdego dnia w inne miejsce, by utrudnić straży miejskiej ich kontrolowanie. Mają świadomość, że handel bez zezwolenia podlega karze, ale sami deklarują, że dochód z truskawek jest na tyle wysoki, że mogą sobie pozwolić na to, by od czasu do czasu zapłacić mandat. Sezon jest krótki, kupujących dużo, więc szkoda zachodu na uzyskiwanie zezwolenia, zdają się mówić.
Mobilna kawiarnia
Kilka lat temu na polskich ulicach pojawiły się "kawiarnie rowerowe". Dzięki specjalnej konstrukcji, do wzmocnionego roweru przytwierdzony jest ekspres wraz z ladą, na której znajdują się niezbędne do przygotowania napoju akcesoria. Po zakończonym dniu pracy sprzedawca odjeżdża, zostawia pojazd w bezpiecznym miejscu na noc, a następnego ranka wraca do miejsca, przez które przewija się na tyle dużo ludzi, że biznes jest rentowny.
Wybór miejsca, w którym sprzedawana będzie kawa, jest kluczowy. Rano – pod biurowcem, po południu – na głównej ulicy. Wydawałoby się, że nic prostszego – właściciel biznesu powinien orientować się, gdzie w różnych porach kręci się najwięcej ludzi.
Ale i tu nie ma dowolności. "Wózkorower", choć niewielkich rozmiarów, podlega tym samym ograniczeniom co inne stragany. To sprzedaż obwoźna jak każda inna, wobec czego właściciel musi uzyskać zgodę organu zarządzającego terenem. Opisany powyżej przykład z Torunia sprzed kilku lat pokazuje, że nawet ładnie zaprojektowany rower może zostać uznany za coś szpecącego okolicę i na pozwolenie nie ma co liczyć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl