Wrocław: Urzędnicy dorabiają sobie kolejne pensje

Spośród najwyższych szczeblem urzędników we wrocławskim magistracie najmniej zarabia... prezydent Rafał Dutkiewicz. Z jego oświadczenia majątkowego wynika, że w 2009 roku zainkasował w sumie 166 tys. zł brutto, czyli średnio 13,8 tys. zł miesięcznie.

Wrocław: Urzędnicy dorabiają sobie kolejne pensje
Źródło zdjęć: © WP.PL

29.05.2010 | aktual.: 31.05.2010 09:46

Dutkiewicz ma czego zazdrościć swemu zastępcy Wojciechowi Adamskiemu.
Otrzymuje on nie tylko pensję za pracę w urzędzie (co miesiąc to ponad 16,7 tys. zł), ale także dorabia kolejną (ponad 7 tys. zł) jako członek dwóch rad nadzorczych: Wrocławskiego Parku Wodnego i spółki Fortum. Jednak Adamski nie jest żadnym wyjątkiem we wrocławskim samorządzie.

Sekretarz miasta Włodzimierz Patalas, drugi z najbogatszych urzędników, zasiada w radzie nadzorczej Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji, a także Klubu Sportowego "Śląsk Wrocław", za co otrzymał w 2009 r. w sumie ponad 61 tys. zł. Na niskie wynagrodzenie narzekać nie może, bo jako sekretarz dostaje jeszcze ok. 20 tys. zł miesięcznie.
W samorządach potrzebni są specjaliści, bez wysokich pensji z nich uciekną
W radach nadzorczych zasiadają także wiceprezydenci Maciej Bluj i Jarosław Obremski, jak również skarbnik miejski Marcin Urban.
Tylko Dutkiewicz nie dorabia w żadnej z rad, ale to on wyznacza urzędników, którzy w radach zasiadają.

Kto może pracować w radzie nadzorczej? Teoretycznie każdy, kto ukończy odpowiedni kurs. W skład rad często wchodzą też przedstawiciele pracowników danej spółki. Rady nadzorcze kontrolują prezesów i zarządy, a także oceniają finanse spółek.

Ekonomista Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, jest przekonany, że to chory system, który funkcjonuje już od 1989 r.

Stworzono fikcję, że urzędy działają oszczędnie, a urzędnicy zarabiają niewiele i pracują niemal charytatywnie. Prawda jest taka, że rady nadzorcze spółek są przytułkami dla samorządowców, w których oni sobie po prostu dorabiają.

Nie dzieje się tak jedynie we wrocławskim magistracie. Ten sam mechanizm działa także w urzędzie marszałkowskim. Ponad 8,5 tys. zł w ciągu roku w radzie nadzorczej spółki Dolnośląskie Centrum Medyczne "Dolmed" zarobił Jarosław Maroszek, dyrektor departamentu polityki zdrowotnej w urzędzie. Zdecydowanie lepiej trafi wicemarszałek Jerzy Łużniak, który w spółce Energetyka Cieplna w Kamiennej Górze otrzymał niemal 30 tys. zł brutto. W tym roku takich pieniędzy już nie dostanie, bo zrezygnował z zasiadania w radzie tej spółki.

Natomiast w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej dorabia Jerzy Tutaj, prezes Zarządu Przedsiębiorstwa "Zamek Książ", rad-ny sejmiku wojewódzkiego. Radny Tutaj jest też członkiem rady Kudowskiego Zakładu Wodociągów i Kanalizacji.

Z wrocławską spółką Spartan związany był z kolei Andrzej Łoś, były marszałek Dolnego Śląska, dziś zatrudniony w Biurze Rozwoju Wrocławia jako "kierownik projektu założenia polityki społeczno-gospodarczej 2010- -2014". W listopadzie ubiegłego roku prezydent Wrocławia przesunął go do rady nadzorczej Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego.

Dlaczego akurat tutaj? - Nie zabiegałem o to, prezydent mi zaproponował. Musiał uzupełnić lukę po Rafale Guzowskim - tłumaczył nam wtedy Andrzej Łoś.

Na tle urzędników, radnych miejskich i wojewódzkich zaskakująco wyróżnia się Jerzy Zieliński, radny sejmiku, sekretarz miasta w Bolesławcu. On też zasiada w radach nadzorczych dwóch spółek: w Bolesławieckim Funduszu Poręczeń Kredytowych i Miejskim Zakładzie Rehabilitacji Leczniczej, i nie dostaje za to ani złotówki. Dlaczego?

- To nie jest aż taka ciężka praca, by trzeba było za nią płacić - mówi Zieliński. Dodaje, że spółki te są małe i powołano je nie po to, by działały komercyjnie i przynosiły dochody.
Samorządowcy, którzy od lat "przeskakują" z jednej rady do drugiej, przyznają, że aby zdobyć intratną posadę, muszą być spełnione dwa warunki. Jakie?
Rady nadzorcze miejskich spółek to raj dla władz Wrocławia. Tu zarabiają tysiące

- Trzeba znaleźć się wśród ludzi, którzy akurat rządzą, i dostać się do dużej spółki. Im większa, tym lepsze pieniądze - tłumaczy anonimowo jeden z nich. - Gdyby nie taka możliwość, pewnie myślałbym o tym, żeby zmienić pracę.

Andrzej Sadowski nie ma wątpliwości, co trzeba zrobić: - To przepisy powinny być zmienione tak, by urzędnikom i radnym nie myliły się pojęcia pracy w służbie publicznej i pracy w wielkich korporacjach. W samorządach nigdy takich jak tam pieniędzy nie będzie. Sytuacja byłaby bardziej klarowna, gdyby urzędnicy po prostu więcej zarabiali w ramach swoich etatów.
- W gminach i powiatach, czyli na tym najniższym szczeblu, potrzebni są fachowcy, ale decydując się na pracę w samorządzie, muszą mieć świadomość, że płace są tu ograniczone - mówi dr Robert Alberski z Instytutu Politologii Uniwersytetu Wrocławskiego.

urząd miastawynagrodzeniegmina
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)