"Wrzucili granat do szamba" - burza przed komisją
Przed sejmową komisją śledczą ds. tzw. afery hazardowej zakończył zeznania Grzegorz Maj. Były prawnik Totalizatora Sportowego powiedział śledczym, że nie był autorem projektu nowelizacji ustawy o grach, który w 2006 r. został przekazany wiceministrowi finansów w rządzie PiS Marianowi Banasiowi. Prawnik zapowiedział złożenie pozwu do sądu przeciwko przesłuchującemu go Jarosławowi Urbaniakowi za "obraźliwe słowa". Maj zaapelował do przewodniczącego, by komisja nie posługiwała się jego prywatnym numerem telefonu, ponieważ narusza to ustawę o ochronie danych osobowych.
09.02.2010 | aktual.: 10.02.2010 12:12
Przed sejmową komisją śledczą ds. tzw. afery hazardowej zakończył zeznania Grzegorz Maj. Były prawnik Totalizatora Sportowego powiedział śledczym, że nie był autorem projektu nowelizacji ustawy o grach. Prawnik zapowiedział złożenie pozwu do sądu przeciwko przesłuchującemu go Jarosławowi Urbaniakowi za "obraźliwe słowa". Maj zaapelował do przewodniczącego, by komisja nie posługiwała się jego prywatnym numerem telefonu, ponieważ narusza to ustawę o ochronie danych osobowych. Oskarżenia dziennikarzy z 2007 r. nazwał "wrzucaniem granatu do szamba".
Maj zeznał, że pracował w TS od maja 2006 do kwietnia 2007 r. i pełnił wówczas funkcję pełnomocnika zarządu do spraw organizacyjno-prawnych oraz przez kilka miesięcy - dyrektora działu prawnego. Maj pracował też w zespole powołanym przez Gilowską, który przygotowywał projekt nowelizacji ustawy o grach.
"Te słowa naruszają moje dobre imię"
- Użył pan wobec mnie sformułowań, które są obraźliwe, naruszają moje dobre imię. Kiedyś jeszcze 100 lat temu takie kwestie regulował kodeks Boziewicza (Polski Kodeks Honorowy), dzisiaj niestety nie obowiązuje, zresztą dotyczył ludzi honorowych - mówił do Urbaniaka Maj.
Słowa te padły po tym jak śledczy z PO dopytywał o treść dokumentu, który Maj przygotował i przekazał w styczniu 2007 r. zespołowi pracującemu nad projektem nowelizacji ustawy o grach w Ministerstwie Finansów. W dokumencie znalazło się stwierdzenie, że umowa Totalizatora Sportowego z firmą Gtech praktycznie uniemożliwia zorganizowanie przetargu na budowę systemu wideoloterii
Były prawnik TS tłumaczył, że nie było to jego stanowisko, bo nie miał dostępu do umowy Gtech z TS, która miała klauzulę poufności. Zaznaczył, że czymś innym jest przygotowanie symulacji finansowej na potrzeby prac zespołu opracowującego propozycje zmian w ustawie hazardowej, a zupełnie innym etapem jest realizacja projektu biznesowego. - Firma Gtech była traktowana jako jedno z kilkudziesięciu źródeł informacji - podkreślił.
Urbaniak pytał dlaczego tych uwag nie zawarł w piśmie, tylko stwierdził jednoznacznie, że umowa z GTech uniemożliwia Totalizatorowi zorganizowanie przetargu i państwowy monopolista jest skazany na współpracę z tą firmą. - To są pana słowa, pana cytaty, one nie są obarczone przypisami, uwagami, że prawdopodobnie, że patrząc na to biznesowo, a nie formalnie. Pan stwierdza jednoznacznie. Koniec Kropka. Teraz pan mówi, że trzeba rozróżnić różne aspekty. Tam nie ma aspektów - zwracał się do Maja Urbaniak.
- Jest pan subtelny jak nurek delficki – powiedział m.in. Urbaniak do b. prawnika Totalizatora. Tym porównaniem zainteresował się TVN24. - Słyszałem o nurkach delijskich, delficka to była wyrocznia - tłumaczy dr Marek Węcowski, historyk UW. Okazało się po przesłuchaniu, że odnosząc się do rzekomych niejasności w wypowiedzi Maja, Urbaniak chciał chyba powiedzieć "delijski" (nie przyznaje się zresztą do błędu). A - jak donosi TVN24 - miało to być nawiązanie do tego historycznego cytatu: Sokrates, pytany o Heraklita, stwierdził: - To, co zrozumiałem, jest znakomite, a sądzę, że jest takie również i to, czego nie zrozumiałem; lecz do zgłębienia tego potrzebny by był nurek delijski – ocenił. Wychodzi na to, że członek komisji chciał się popisać erudycją, a wyszło to dość niejasno.
Po ostrej wymianie zdań Maj oświadczył, że poseł PO próbuje wobec niego używać sformułować obraźliwych. - Po raz kolejny próbuje pan używać wobec mnie tego typu sformułowań. Chciałbym pana zapewnić, że na pewno tę kwestię rozstrzygniemy, z tym, że polem już nie będzie komisja i pana zaproszenie mojej osoby, ale moje zaproszenie pana na salę sądową - oświadczył świadek.
Dopytywany przez Franciszka Stefaniuka (PSL) o jakie pomówienia dokładnie chodzi, odpowiadał, że pojawiały się one już w prasie od 2007 r. Jednym z nich - jak mówił - jest twierdzenie, że w jakiś niejasny sposób napisał projekt nowelizacji ustawy hazardowej i w porozumieniu, czy za wsparciem Przemysława Gosiewskiego (PiS) chciał ją "realizować".
- Jeszcze kolejnym pomówieniem jest stwierdzenie, które mówi, że wspólnie z prezesem (TS) Kalidą zamykaliśmy usta urzędnikom w Ministerstwie Finansów - oświadczył Maj. Porównał te sugestie do "wrzucenia granatu do szamba".
Nie byłem autorem projektu ustawy
- Wbrew rozpowszechnianym w mediach informacjom nie byłem autorem projektu ustawy, który w czerwcu 2006 roku prezes Totalizatora Sportowego zaproponował wiceministrowi finansów panu Marianowi Banasiowi - mówił w czasie swojej swobodnej wypowiedzi Maj.
Podkreślał, że w TS pracował od maja 2006 r., czyli niewiele ponad miesiąc od przekazania projektu do Ministerstwa Finansów. - Nie miałem nigdy wcześniej, ani zresztą po zakończeniu pracy w Totalizatorze Sportowym również, do czynienia z rynkiem hazardowym. Nie pracowałem, nie współpracowałem z żadnym podmiotem działającym na tym rynku - oświadczył Maj.
Projekt, który trafił do Banasia, zakładał obniżenie opodatkowania wideoloterii, gry podobnej do tzw. jednorękich bandytów, z tym, że dzięki połączeniu urządzeń w sieć daje ona możliwość wygrania skumulowanej sumy, znacznie wyższej niż na zwykłym automacie o niskich wygranych. Monopol na prowadzenie wideoloterii miał Totalizator, jednak duże obciążenie podatkowe (45%) sprawiło, że gra ta nigdy nie została uruchomiona.
Projekt ten został przekazany ówczesnemu szefowi Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysławowi Gosiewskiemu w czasie jego spotkania 26 lipca 2006 r. z wiceszefem klubu PiS Krzysztofem Jurgielem i p.o. wicedyrektora Departamentu Służby Celnej w Ministerstwie Finansów Anną Cendrowską (reprezentowała na spotkaniu Banasia). Z rozmowy z nimi Gosiewski sporządził notatkę, z której wynikało, że Banaś chce zgłoszenia tego projektu jako propozycji klubu PiS.
"Dramatyczne pogorszenie sytuacji Totka"
Grzegorz Maj, prawnik pracujący w Totalizatorze Sportowym, zeznał we wtorek przed hazardową komisją śledczą, że powodem zainteresowania Totalizatora ustawą hazardową było dramatyczne pogorszenie sytuacji finansowej spółki.
Jak mówił Maj, "w związku z zaproszeniem od Ministerstwa Finansów do prac nad nowelizacją ustawy o grach i zakładach wzajemnych TS powołał wewnętrzny zespół ekspertów, który miał przygotować niezbędne do tych prac analizy, opracowania oraz propozycje rozwiązań". Maj dodał, że został koordynatorem prac tego zespołu.
W skład zespołu - relacjonował Maj - na stałe wchodziło kilkanaście osób oraz dodatkowo prace wspierało kolejnych kilkudziesięciu pracowników Totalizatora specjalizujących się w konkretnych dziedzinach. - Opieraliśmy się również m.in. na dorobku poprzednich zarządów spółki w postaci analiz i opracowań oraz wiedzy, którą zespół nabywał w trakcie pracy m.in. od innych państwowych firm z całej Europy - powiedział.
Maj zeznał, że powodem zaangażowania TS w prace nad projektem zmian w ustawie hazardowej w 2006 r. było dramatyczne pogorszenie sytuacji spółki. Jak powiedział, jeszcze w 2003 r. państwowy monopolista miał ponad 50% udziału w rynku gier, dwa lata później - już tylko 35%. Maj zaznaczył też, że w 2006 roku 70% dochodów do budżetu państwa z całego rynku hazardu pochodziło od TS.
- Ta dysproporcja wynikała z przyjętych rozwiązań w kolejnych nowelizacjach w ustawie o grach i zakładach wzajemnych, które dyskryminowały własność skarbu państwa, tworząc preferencyjne warunki do rozwoju sektora prywatnego - powiedział Maj.
Maj oświadczył, że propozycje zmian w ustawie hazardowej przygotowywane przez TS miały służyć maksymalizacji zysku budżetu państwa, a nie interesom firmy Gtech.
- Jako krzywdzące i naruszające moje dobre imię uważam twierdzenie, że przygotowywane zmiany miały służyć interesom firmy Gtech. Wszelkie proponowane zmiany miały na celu maksymalizację przychodów skarbu państwa, nie wskazywanie optymalnego partnera do realizacji projektu - oświadczył Maj.
Maj wcześniej zeznał, że w TS nad projektem zmian w ustawie hazardowej pracował specjalny zespół, którego był koordynatorem.
Grzegorz Maj mówił, że zespół, który w 2006 roku pracował nad projektem zmian w ustawie o grach i zakładach wzajemnych nigdy nie analizował "kwestii wyboru partnera przy projekcie wideoloterii". Jego zadaniem - jak podkreślił - "było przygotowanie propozycji zmian w ustawie, a nie przygotowanie studium wykonalności czy realizacji" projektu.
Jak zaznaczył, nie jest przekonany, że to firma Gtech musiała realizować projekt wideoloterii. Zwrócił także uwagę, że umowa z Gtech została zawarta "na wiele lat przed 2006 rokiem" i w 2006 roku zarząd Totalizatora Sportowego nie miał wpływu na ustalanie warunków tej umowy.
Zgodnie z ówczesnym prawem Totalizator miał monopol na organizację wideoloterii (gry podobnej do tzw. jednorękich bandytów, z tym, że dzięki połączeniu urządzeń w sieć daje ona możliwość wygrania skumulowanej sumy, znacznie wyższej niż na zwykłym automacie o niskich wygranych), ale ze względu na wysokie opodatkowanie tego rodzaju gry wideoloterie nigdy nie zostały uruchomione. Z materiałów, które trafiły do komisji wynika, że na uruchomieniu wideoloterii, przynajmniej w początkowej fazie najwięcej zarobiłaby spółka Gtech, która miałby dostarczyć państwowemu monopoliście potrzebny do tego sprzęt.
Zdaniem Maja, twierdzenie, że działania były nakierowane na zapewnienie zysków firmie Gtech, a nie Totalizatorowi Sportowemu "można porównać do twierdzenia, że ktoś kupuje samochód nie po to, aby nim jeździć, ale by zyskały na tym firmy motoryzacyjne". - To totalny absurd - ocenił.
Mówił także o "wielostopniowości, szczelności i transparentności procedur zakupowych w Totalizatorze Sportowym". Zaznaczył, że zakupy powyżej 50 tys. euro są wielokrotnie kontrolowane.
"Każda propozycja "Totka" korzystna dla budżetu państwa"
Grzegorz Maj wygłosił oświadczenie, w którym przypomniał, że Totalizator Sportowy jest spółką ze 100-procentowym udziałem Skarbu Państwa i realizuje monopol państwa w dziedzinie gier losowych i zakładów wzajemnych. Podkreślił, że udział Totalizatora w rynku hazardowym malał z powodu kolejnych nowelizacji, które zapewniały preferencyjne warunki podatkowe właścicielom automatów o niskich wygranych. Maj wyraził zdziwienie, że wiceministrowie odpowiedzialni za wykonanie ustawy o grach zaprzeczają, by kiedykolwiek akceptowali lub proponowali korzystne zmiany dla Totalizatora. Jak podkreślił, wysokie dochody tej spółki to bezpośrednia korzyść dla budżetu.
Maj zapewnił, że każda propozycja Totalizatora była korzystna dla budżetu państwa, a wszystkie opierały się na najlepszych światowych rozwiązaniach. Przyznał, że rozwiązania umożliwiające organizację wideoloterii były niekorzystne dla właścicieli automatów o niskich wygranych. Zauważył, że badana była nawet kwestia uzależnień od wideoloterii i uznano, że dzięki możliwości identyfikacji gracza będzie można temu przeciwdziałać.
Maj podkreślił, że prace zespołu nad nowelizacją były prowadzone na podstawie projektu, przygotowanego przez Ministerstwo Finansów. Zarząd Totalizatora poinformował w grudniu 2006 Ministerstwo Skarbu, że jego propozycje nie są uwzględniane. Według Totalizatora spowodowało to niezrealizowanie celu prac zespołu, jakim było zwiększenie dochodów budżetu oraz wzmocnienie monopolu państwa. W związku z tym w marcu 2007 roku Totalizator zrezygnował z prac nad ustawą i zespół ekspertów w Totalizatorze rozwiązano - poinformował świadek. Było dla niego niezrozumiałe, że resort finansów nie uwzględnia propozycji korzystnych dla budżetu.
Projekt nowelizacji ustawy hazardowej w lipcu 2006 roku ówczesny wiceszef klubu PiS Krzysztof Jurgiel i p.o. zastępca szefa departamentu Służby Celnej w resorcie finansów Anna Cendrowska przynieśli na spotkanie z ówczesnym szefem Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysławem Gosiewskim, prosząc o skierowanie go do dalszych prac jako projektu klubowego.
Ponadto Maj, jako przedstawiciel Totalizatora Sportowego, pracował też na przełomie 2006 i 2007 r. w zespole - powołanym przez ówczesną minister finansów Zytę Gilowską - który miał przygotować rządowy projekt nowelizacji ustawy hazardowej. W wyniku prac zespołu - jak zeznała przed komisją Gilowska - powstał projekt, który również przewidywał obniżenie opodatkowania wideoloterii, jednak kierownictwo resortu finansów nie zgodziło się na te zapisy.
Przed sejmowymi śledczymi ma też stanąć Tomasz Malarz, który jako dyrektor Departamentu Prawno-Kontrolnego Ministerstwa Sportu był przedstawicielem tego resortu w zespole w MF. Był on też funkcjonariuszem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Były minister sportu Tomasz Lipiec, zeznając przed komisją powiedział, że to on zdecydował o wydelegowaniu Malarza do tego zespołu. Przyznał, że wiedział o jego pracy w ABW.
"Uwagi skierowano do kancelarii prezydenta"
Były prawnik Totalizatora Sportowego Grzegorz Maj powiedział przed hazardową komisją śledczą, że TS skierował uwagi do projektu noweli ustawy hazardowej do kancelarii prezydenta, bo resort finansów nie chciał zaakceptować propozycji korzystnych dla budżetu.
Szef komisji śledczej Mirosław Sekuła (PO) pytał Maja, dlaczego TS - mimo że miał swoich przedstawicieli w zespole pracującym w resorcie finansów nad projektem nowelizacji ustawy hazardowej (tzw. zespół minister finansów Zyty Gilowskiej) - przekazywał swoje uwagi do projektu za pośrednictwem kancelarii prezydenta.
- Dla zarządu TS było czymś niezrozumiałym, dlaczego MF nie chce uwzględnić propozycji, które w sposób oczywisty na podstawie analiz finansowych, mało tego, na podstawie doświadczeń innych krajów, które myśmy wykazywali, nie chce zaakceptować propozycji, które zwiększą wprost dochody budżetu państwa - powiedział Maj. Według niego wideoloterie przyniosłyby zyski do budżetu państwa już w pierwszym roku po ich wprowadzeniu.
Jak zaznaczył, było to powodem skierowania oficjalnych pism przez TS do Ministerstwa Skarbu Państwa i - jak podkreślił - "prawdopodobnie" do kancelarii prezydenta.
Były prezydencki minister Robert Draba w styczniu i marcu 2007 r. przesłał do resortu finansów dwa pisma z uwagami TS. W piśmie z marca Draba informował, że w załączeniu przesyła "przygotowany przez zespół Totalizatora Sportowego komplet opracowań prawnych, finansowych i analiz", które dotyczą nowelizacji ustawy o grach i zakładach wzajemnych".
"Materiały te zostały skierowane na moje ręce wraz z informacją, że celem nowelizacji ustawy jest zwiększenie wpływów do budżetu państwa, a szczególnie zagwarantowanie źródeł finansowania projektu budowy Stadionu Narodowego. Przekazuję materiały Totalizatora Sportowego do oceny i ewentualnego wykorzystania przez resort finansów. Będę zobowiązany Pani Premier za poinformowanie Prezydenta RP - za pośrednictwem Szefa Kancelarii - o jakości oraz przydatności przekazanych analiz oraz opracowań" - napisał wówczas Draba.
Wiceszef komisji Bartosz Arłukowicz (Lewica) zwrócił z kolei uwagę na rozbieżność oceny Maja co do szybkiej opłacalności wideoloterii dla budżetu państwa, z opinią ówczesnego prezesa TS Jacka Kalidy, wyrażoną w piśmie z 22 grudnia 2006 r. do ministra finansów.
Kalida - jak cytował Arłukowicz - napisał w nim, że "podstawowym błędem w aktualnym procedowaniu projektu jest założenie, że sama zmiana ustawy automatycznie, niemal natychmiast spowoduje wzrost wpływów do budżetu". - Tak się z pewnością nie stanie - pisał Kalida. Według niego, wdrożenie przez Totalizator wideoloterii na samym początku będzie kosztować około 200-300 mln euro i dopiero po 3-5 latach będą możliwe znaczne przychody do budżetu.
Zdaniem Maja, opinia Kalidy wyrażona w piśmie z grudnia 2006 r. jest "pewnym uproszczeniem". - Trzeba rozróżnić dwie kwestie: wpływów do budżetu oraz kiedy inwestycja zaczyna się zwracać. Zastosowane jest tutaj pewne uproszczenie w tym względzie - powiedział Maj.
Przyznał, że wiedział o piśmie Kalidy do MF. Arłukowicz chciał wiedzieć, czemu nie zareagował wtedy, będąc przekonanym, że wpływy do budżetu państwa z wideoloterii pojawią się już w pierwszym roku, po ich wprowadzeniu. Maj powtórzył jedynie, że ocena Kalidy to pewne uproszczenie i jeżeli traktować je literalnie, to nie można się z nią zgodzić.
TS miał monopol na prowadzenie wideoloterii, ale ze względu na wysokie opodatkowanie (45%) gra ta nie była prowadzona. W czasie rządów PiS pojawiła się koncepcja, by to Totalizator Sportowy był inwestorem przy budowie Narodowego Centrum Sportu; w związku z tym, aby zwiększyć dochody TS, powrócono do kwestii takiej zmiany przepisów, by prowadzenie wideoloterii stało się realne i opłacalne.
Zespół działający w resorcie finansów na przełomie 2006 i 2007 r. - w którym pracował też Maj - przygotował projekt nowelizacji tzw. ustawy hazardowej, który przewidywał m.in. obniżenie opodatkowania wideoloterii. Jednak kierownictwo resortu finansów nie zgodziło się na te zapisy. Gilowska powiedziała przed komisją śledczą, że na nieobniżanie podatku od wideoloterii miała zgodę ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Sam J.Kaczyński mówił przed komisją, że przychylił się ostatecznie do koncepcji MF, według której - z punktu widzenia konsolidacji finansów publicznych - lepiej byłoby, żeby finanse nie były rozproszone, a tak działoby się, gdyby inwestorem NCS był Totalizator; przyjęto wówczas rozwiązanie, że budowa NCS będzie finansowana z budżetu państwa.