Wszyscy biorą, a co potem?
"Wszyscy biorą", "Ludzie, pieniądze wam się należą", "Anulujemy 5% odsetek", "Pożyczamy na dowód osobisty", to - cytowane przez "Trybunę" - hasła promocyjne naszych banków, które walczą o klientów na rynku kredytowym.
29.09.2007 | aktual.: 29.09.2007 08:03
Polacy więcej zarabiają, więc chętniej nadstawiają ucha na takie zachęty. W efekcie w ciągu tego roku na konsumpcję zaciągnęliśmy dodatkowo ponad 10 mld zł pożyczek (łączne zadłużenie z tego tytułu wynosi 70 mld zł). Jeszcze więcej - bo ponad 100 mld zł - wzięliśmy kredytów hipotecznych.
Mateusz Ostrowski, analityk Open Finance, jest zdania, że "to tworzy niebezpieczną sytuację dla nierozważnych kredytobiorców. Łatwiej będzie o kredyt gotówkowy, ale za jakiś czas może się okazać, że nie tak łatwo go spłacić". Trzeba się bowiem liczyć, że mimo bankowej promocji, ceny kredytów będą rosły.
Ale i pożyczkodawcy nie mogą czuć się bezpiecznie, czego dowiodły ostatnie wydarzenia w USA, gdzie banki zostały z wielką liczbą niespłaconych kredytów. Czy nasz system bankowy jest na taką sytuację przygotowany?
Według Jerzego Tofla z BPH Banku Hipotecznego, nie. Gdyby duża część klientów przestała spłacać kredyty, nad bankami zawisłyby może nie czarne, ale na pewno szare chmury. Sprzedaż nieruchomości, użytych jako zabezpieczenie hipoteczne, nie byłaby łatwa, gdyż w Polsce nie wolno ludzi eksmitować na bruk. Ponadto w przypadku kryzysu ceny nieruchomości byłyby dużo niższe. Konieczność tworzenia rezerw na zagrożone kredyty uderzyłaby bankowców po kieszeni.
Może więc lepiej wycofać się z gonitwy za klientami. Niektórzy z nich połowę swoich dochodów przeznaczają na spłacanie kredytów. Spadek koniunktury gospodarczej, który nastąpi wcześniej czy później, postawi ich w dramatycznej sytuacji, pisze "Trybuna". (PAP)