Wylali cię? Zachowaj klasę
Straciłeś pracę, klienta, projekt?
21.12.2012 | aktual.: 21.12.2012 10:28
Straciłeś pracę, klienta, projekt? To moment, kiedy inni obserwują cię baczniej niż w dobrych czasach. Trzymaj nerwy na wodzy. Nie pal za sobą mostów.
Kazimierz, magazynier w ogólnopolskiej hurtowni leków, planował przejść na emeryturę za dwa lata. Akurat tyle czasu brakowało mu do wysługi lat. A tu – pech. Został zwolniony na fali kryzysowej redukcji etatów. Teraz chodzi od firmy do firmy i żebrze o jakąkolwiek robotę. Ale nikt nie chce go zatrudnić. Sprawy nie ułatwia m.in. jego przeświadczenie, że został oszukany przez pracodawcę. Zamiast skoncentrować się na przyszłości, całą energię zużywa na roztrząsaniu swojej faktycznej lub domniemanej krzywdy. Zaś frustrację ma wypisaną na twarzy. Najgorsze jest jednak to, że w chwili, gdy dostawał wypowiedzenie, puściły mu nerwy. Zwymyślał swojego kierownika i dyrektora personalnego, a potem jeszcze wysłał obraźliwego maila do kilku kolegów z działu, którym zarzucił, że zachowali pracę tylko dlatego, że są pupilkami pana prezesa.
*Polecamy: * Kogo poszukują pracodawcy? Najnowszy ranking
Nie szkodź sobie
- Psiocząc na poprzednią firmę, szkodzimy przede wszystkim sobie – twierdzi Anna Mazurowska, doradca zawodowy, trener i coach. – A jeśli nie umieliśmy właściwie rozstać z się ze starą pracą, nie liczmy na następną. Informacje o naszym niewłaściwym zachowaniu rozchodzą się po rynku szybko.
Odchodząc z firmy, z jednej strony trzeba wyegzekwować wszystkie świadczenia, które nam przysługują (np. zaległy urlop, nadgodziny, delegacje), a z drugiej – solidnie wypełnić swoje zobowiązania, czego o Kazimierzu powiedzieć nie można. Szefowi zależało, aby w okresie wypowiedzenia wprowadził w swe dotychczasowe obowiązki pewnego młodego pracownika. Tymczasem on, urządziwszy w dziale kadr karczemną awanturę, po prostu wyszedł z zakładu i już nigdy do niego nie wrócił. Nie wziął swoich prywatnych rzeczy z szafki i przez kilka miesięcy nie chciał oddać służbowego telefonu.
- Tak zachowują się nie tylko pracownicy liniowi o niskich kwalifikacjach, ale także specjaliści i menedżerowie – wskazuje Mazurowska. – Znam pewnego dyrektora, który jeszcze kilka dni po odebraniu wymówienia, które zwalniało go ze świadczenia dalszych obowiązków wobec firmy, nie chciał opuścić swojego gabinetu. I przyjmował w tym pomieszczeniu kontrahentów czy menedżerów zaprzyjaźnionych spółek, jakby nadal piastował swoją funkcję. Nawet pojechał na pewną branżową konferencję w imieniu spółki, w której przecież już nie pracował. Dla jego następcy była to naprawdę niekomfortowa sytuacja.
Lojalni zranieni najbardziej
Z badań wynika, że odejść z klasą nie umieją głównie pracownicy solidni, lojalni, którzy sądzili, że firma doceni ich poświęcenie. Do tej grupy ludzi zaliczyć można również Kazimierza. W hurtowni leków zatrudniony był od 1994 roku. Nie wykorzystywał swoich urlopów. Potrafił zostawać w pracy po godzinach, mimo że nie dostawał za to dodatkowych pieniędzy. Chętnie też brał za innych dyżury w weekendy i święta. Dzisiaj mówi obrazowo, że został wykorzystany jak prostytutka.
- Ludzie całkowicie oddani swojej firmie myślą, że ona odwdzięczy się tym samym. A przecież w biznesie nie ma sentymentów – komentuje Anna Mazurowska. – Trochę to przypomina rozczarowanie zakochanej osoby, która odkrywa, że jej miłość jest jednostronna, nieodwzajemniona.
*Polecamy: * Kogo poszukują pracodawcy? Najnowszy ranking
Czy to znaczy, że lojalność pracownika jest już cnotą?
- Głupotą i naiwnością jest brak przezorności – tłumaczy Mazurowska. – Nie można myśleć, że aż do emerytury będziemy mogli odcinać kupony od dawnych sukcesów i kwalifikacji. Trzeba zdobywać nowe umiejętności, kontakty. Rozwijać się, szukać alternatyw. Dożywotnie etaty to już przeszłość. Jeśli będziemy mieli pewność, że jak nie ta firma, to wiele, wiele innych – łatwiej w momencie zwolnienia będzie zachować się z klasą.
mk,MA,WP.PL