Zagraniczne zwyczaje w firmach w Polsce (WIDEO)

Co kraj to obyczaj. Niby wszyscy to wiemy, jednak na gruncie zawodowym zapominamy, że przyjezdny szef czy nawet grupa kolegów z innej części świata, mogą wpłynąć na zwyczaje panujące w firmie.

Zagraniczne zwyczaje w firmach w Polsce (WIDEO)
Źródło zdjęć: © Studio.wp.pl

19.11.2013 | aktual.: 19.11.2013 11:47

Co kraj to obyczaj. Niby wszyscy to wiemy, jednak na gruncie zawodowym zapominamy, że przyjezdny szef czy nawet grupa kolegów z innej części świata, mogą wpłynąć na zwyczaje panujące w firmie.

Niedawno sporą dyskusję wywołało opublikowane w sieci zdjęcie, na którym pracownicy jednej z fabryk zarządzanej przez menadżerów pochodzących z Azji kłaniają się nisko przełożonym. Cześć internautów była oburzona koniecznością składania komuś głębokiego ukłonu, inni nie widzieli w tym nic niezwykłego: "To równie dobry zwyczaj jak nasz uścisk dłoni, czy powiedzenie dzień dobry" - pisali w sieci.

Tak wygląda szkolenie pracowników

Tego samego zdania jest Monika Chutnik, dyrektor zarządzający w firmie ETTA, zajmującej się doradztwem i treningiem międzykulturowym. - Taki ukłon to wyraz wzajemnego szacunku. Poza tym pozwala on zachować większy dystans między witającymi - a tym samym uszanować prywatną przestrzeń zarówno pracownika jak i przełożonego - mówi nasza ekspertka. Zdaniem specjalistki od różnic międzykulturowych przyglądając się powitaniom przedstawicieli różnych nacji dokładnie widać jak różnie podchodzimy do rozdzielania sfery prywatnej od zawodowej i jak stopnie bliskości między współpracownikami obowiązują w poszczególnych krajach.

Całusy, dotykanie, poklepywanie

- Hiszpanie, Grecy czy Włosi dotykają się, poklepują, całują. Z kolei na północy Europy bańka prywatności jest duża, więc powitania są ‘chłodne’, na dystans. Niemcy na "dzień dobry" ściskają dłoń i dwukrotnie ją potrząsają, ale stoją od siebie na odległość i nigdy nie poklepują się drugą dłonią po plecach, co u nas może się przydarzyć - tłumaczy Monika Chutnik. - Azjaci zazwyczaj się kłaniają. Jednak i u nich przyjęty jest uścisk dłoni, ale nie powinien on być mocny. W Europie taki "anemiczny" uścisk, który często określamy jako "zdechłą rybę", nie jest dobrze widziany, w Japonii czy Chinach - odwrotnie. Tam mocne ściśnięcie dłoni jest nieeleganckie i rozumiane jako coś natarczywego, próba narzucenia swoich racji. Jak widać, już samo powitanie może okazać się punktem zapalnym. Jeśli bowiem chcąc okazać azjatyckiemu przełożonemu nasz szacunek i sympatię, zamiast skłonić się w pas, mocno uściśniemy mu dłoń, albo co gorsza - poklepiemy go przy tym po plecach, on z pewnością inaczej zrozumie nasze intencje.

Niektóre nieporozumienia mogą też wynikać z niezrozumiałych dla drugiej strony przekonań. - Kiedyś spotkaliśmy się z problemem, jaki powstał w firmie po tym, gdy do zarządu wszedł Hindus. Dla tego pana wybrana została świetnie wykształcona, bystra i kompetentna asystentka. Jednak z jakiegoś powodu on jej nie akceptował - opowiada Monika Chutnik. - Okazało się, że ta pani jest osobą leworęczną. Dla Polaka nie ma to znaczenia, ale zgodnie z wierzeniami jej przełożonego, lewa ręka jest czymś nieczystym, a ona za każdym razem tą lewą ręką podawała mu kawę, podsuwała do podpisania dokumenty itd. Dla tego człowieka było to uczucie, jakby jego asystentka za każdym razem podchodziła do niego, policzkowała go i zaraz po tym podawała dokument. Pechowy zbieg leworęczności i przekonań religijnych odbił się wyłącznie na kilku zainteresowanych osobach, są jednak zwyczaje, które mają wpływ na całą firmę.

Publiczna reprymenda

- To przykład z jednej z fabryk pod Wrocławiem, której szef pochodzi z Korei. Koreańscy menedżerowie mają taki zwyczaj, że jeśli są niezadowoleni z jakiegoś pracownika czy mają do niego pretensje, udzielają mu reprymendy publicznie. Ów pracownik - np. członek kadry kierowniczej dostaje "ochrzan" w obecności innych pracowników - także swoich podwładnych - opowiada dyrektor zarządzająca w firmie ETTA. - Dla Polaka to jakby publicznie dostać w twarz, łatwo więc zrozumieć, że często takie sytuacje prowadziły do trzaśnięcia drzwiami i wyjścia z firmy ostatecznie. Tymczasem koreański szef publicznie udzielając reprymendy, nie chciał wcale swojego pracownika poniżyć. Przeciwnie. W ich kulturze fakt, że sam szef poświęca podwładnemu kilka minut swojego cennego czasu, by osobiście udzielić mu reprymendy, świadczy o tym, że go ceni, szanuje i że mu na nim zależy. Dlatego robi to publicznie, by inni pracownicy widzieli, że jest on na tyle ważny, iż przełożony osobiście pofatygował się, by zwrócić mu uwagę na popełniony
błąd - tłumaczy ekspertka.

- Łatwo jednak zrozumieć, że Polacy, nawet świadomi intencji szefa, nie są tym zwyczajem zachwyceni - dodaje Monika Chutnik. Mniej kontrowersyjny leczy również nieakceptowany okazał się zwyczaj, który próbował wprowadzić w firmie pewien menadżer z Niemiec, który przyjechał do Polski, by wprowadzić projekt SAP. Skupiony na celu, podszedł do problemu zgodnie ze zwyczajami pochodzącymi z jego kraju - planowo, konkretnie, sucho i systemowo. - Po krótkim czasie okazało się, że współpraca się nie układa. Pracownicy firmy uznali menadżera za sztywnego robota, z kolei on uznał, że Polacy przychodzą do pracy jedynie po to, by plotkować o rodzinie i urywać się z pracy, by zabrać dzieci z przedszkola - opowiada specjalistka od rozwiązywania konfliktów międzykulturowych.

- Ten przykład doskonale pokazuje jak inaczej wyglądają relacje między pracownikami w obu krajach. Niemcy bardzo wyraźnie oddzielają sferę prywatną od zawodowej. W pracy są skupieni wyłącznie na swoich zadaniach. Tymczasem w Polsce relacje międzyludzkie są ważne, a sfera zawodowa i życie prywatne się przenikają. O ile Niemcy są zdania, że w pracy zbyt dużo czasu i energii poświęcamy na tworzenie relacji międzyludzkich, Grecy, Hiszpanie czy Włosi, mają na ten temat zgoła odmienne zdanie.

- Mówi się, że na południu Europy między 12 a 14 nie ma sensu dzwonić do jakiejkolwiek firmy, bo i tak nikogo nie zastaniemy. To prawda. W tym czasie pracownicy wychodzą na lunch. W ten sposób nie tylko dbają o swoje żołądki, zjadając posiłek spokojnie, a nie jak my – niekiedy szybko przed monitorem komputera, ale też wykorzystują czas na budowanie wzajemnych więzi i załatwienie wielu spraw, które łatwiej "załatwić" w nieformalnej, luźnej atmosferze - tłumaczy specjalistka z ETTA.

Im większy uśmiechm tym większy problem

- Ten zwyczaj pojawia się już w polskich firmach, w których zatrudnieni są pracownicy z Włoch czy Hiszpanii. Okazuje się, że nieporozumienia mogą powstawać na wszystkich polach. Nawet zdawałoby się tak oczywisty i jednoznaczny sygnał jak uśmiech, może mieć różne przyczyny. W Polsce uśmiechamy się, gdy jesteśmy zadowoleni, chcemy okazać sympatię czy mamy dobry humor. Tymczasem Tajowie czy Filipińczycy uśmiechają się zawsze. - Tym szerszy jest u nich uśmiech im mają większy kłopot - zdradza Monika Chutnik. - W ich kulturze okazanie złości, nawet przez mimikę twarzy, nie mówiąc już o bardziej wyrazistych przejawach niezadowolenia, to blamaż, całkowita porażka towarzyska. Dlatego im większy mają problem, im bardziej są zagniewani, tym bardziej starają się to ukryć okazując zadowolenie. Gdy do polskiej firmy przyjechała grupa filipińskich informatyków, by wspólnie z Polakami realizować projekt, nazwanie tego faktu i jego kulturowe wyjaśnienie pozwoliło uniknąć wielu międzykulturowych konfliktów. Problemem może
okazać się także język. Nie tyle jednak sama znajomość obcej mowy, co komunikacyjne zwyczaje.

- Pewien szef z Holandii poprosił o zorganizowanie kursów z języka angielskiego dla kadry kierowniczej w polskiej firmie, do której przyjechał. Podczas weryfikacji uczestników tego kursu, okazało się jednak, że wszyscy świetnie mówią po angielsku. Szef jednak ich nie rozumiał. Wtedy o pomoc poproszono nas. Okazało się, że problemem nie był sam język, czy nawet akcent, a to w jaki sposób mówimy o pewnych sprawach - wyjaśnia Monika Chutnik.

Prosty przekaz

- Polscy pracownicy w rozmowie z szefem mają zwyczaj okazywać szacunek poprzez artykułowanie wielu problemów nie wprost. Sugerujemy, podpowiadamy, sygnalizujemy - tak by osoba, do której mówimy zrozumiała, jednak nie czuła, że się na coś skarżymy, że z czymś sobie nie radzimy, że zwalamy coś na kolegę, czy okazujemy niezadowolenie z decyzji przełożonego. W Holandii zwyczaj jest inny. Należy mówić jasno, konkretnie i prosto w oczy. Dla nas taka forma przekazu byłaby niegrzeczna, dla Holendrów jest normalna. Z kolei polska bezpośredniość oburza Azjatów. Wydajemy im się w komunikacji równie brutalni, co nam Szwajcarzy czy Niemcy.

Mieszanka kija i marchewki jest w naszym kraju stosowana na wszystkich poziomach międzyludzkich relacji. Korzystamy z niej wychowując dzieci. Korzystają z niej też przełożeni wobec swoich podwładnych, by osiągnąć upragniony cel. Wszystko się jednak wali, gdy zabraknie jednego z elementów. - Do jednej z polskich firm, przejętych przez belgijską korporację, przyjechał tamtejszy menadżer, by dostosować nowy oddział do wymogów całej firmy. - Kiedy szef z Belgii zaczął wprowadzać zmiany, pracownicy chcieli je zrozumieć, zadawali więc mnóstwo pytań. Jednak zamiast wyczerpujących wyjaśnień słyszeli tylko "my tak robimy i to działa". W relacji nie było też pochwał, tylko bardzo suche i konkretne informacje co zmieniamy, co jest źle, co się nowym właścicielom nie podoba. Pojawił się więc opór, wynikający zarówno z poczucia niedocenienia, jak i zranienia dumy narodowej. W tym przypadku kij okazał się zbyt frontalny, a marchewki nie było wcale - ocenia Monika Chutnik.

- Takie zwyczaje w zarządzaniu oraz podkreślanie że "u nas jest lepiej", raniło dumę narodową Polaków, którzy sami lubią narzekać na to, że w Polsce to czy tamto nie działa, ale niech tylko zrobią to inni! Zaraz jednoczymy się we wspólnym oburzeniu. Jak widać różnicy kulturowe dają o sobie znać także na płaszczyźnie zawodowej. Niektóre zwyczaje, choć na pierwszy rzut oka dziwne, przejmujemy chętnie. Innych zaakceptować nie potrafimy. Musimy się jednak jakoś porozumieć - bo dziś rynek pracy jest otwarty, a to znaczy, że współpracować musimy i z chłodnymi Europejczykami z północy, otwartymi ludźmi południa i z mieszkańcami Azji, których zwyczaje są dla nas najbardziej egzotyczne.

GV, AS, WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (75)