Zakaz handlu miał uszczęśliwić pracowników. Nie wszystkim się podoba
Ograniczenie handlu w niedziele miało dać pracownikom czas dla rodziny. W zamian pracują do późnych godzin nocnych w piątki i soboty, a niedziele przesypiają. O efektywnym wypoczynku też nie ma mowy, bo o północy znów muszą być w pracy. Nowe prawo nie wszystkim wyszło na dobre.
Ograniczenie handlu w niedziele funkcjonuje od marca tego roku. Za nami już dwie niedziele z zamkniętymi sklepami. Na skutki nowego prawa nie trzeba było długo czekać. Sklepy szybko dostosowały się do nowych wymogów i zmieniły tryb pracy dla wielu pracowników.
Najszybsza okazała się Biedronka, która, jak ujawniliśmy, projekt zmian w regulaminie pracy przekazała stronie związkowej zaledwie kilka godzin po złożeniu przez prezydenta podpisu pod ustawą.
Teraz, po drugiej niedzieli bez handlu, jedna z pracownic warszawskiej Biedronki mówi nam wprost, że nie jest zadowolona z takiej wolnej niedzieli. - Przez ten zakaz w soboty mamy armagedon, musimy zostawać do północy, albo nawet pierwszej w nocy. Popołudniowa zmiana trwa 10-11 godzin. W ogóle ta wolna niedziela jest niepotrzebna. Wolałam pracować tak jak wcześniej - zaznacza.
Przypomnijmy, że sieć marketów wydłużyła godziny otwarcia niektórych sklepów w soboty do godziny 23. Wprowadziła również zmianę, w ramach której zatrudnieni zaczynają pracę w poniedziałki już kwadrans po północy.
To nie wszystko, bowiem dla części pracowników wolna niedziela to i tak fikcja. Biedronka korzysta z wyjątków w ustawie, co pozwala jej na otwarcie niektórych sklepów w niedzielę. 18 marca był to już siedem placówek. To sprawia, że zatrudnieni tam muszą pracować tak, jak w każdy inny dzień tygodnia.
W sieci nie brakuje więc wpisów pracowników handlu, którzy "dziękują" za taką "dobrą zmianę":
Nie tylko pracownicy Biedronki w nieoficjalnych rozmowach narzekają na zakaz handlu. We wrocławskim Lidlu pracujący tam kasjer twierdzi, że jest gorzej niż przed wprowadzeniem ustawowych ograniczeń. Do tej pory pracował w piątek i sobotę do 21, teraz wydłużono otwarcie sklepu do 22. – Do tej pory sobotni wieczór nie różnił się zbytnio od tego w tygodniu, teraz pracy jest znacznie więcej. Klientów też – zaznacza.
Na podobne rozwiązania zdecydowały się i inne sieci. Przykład? Tesco 24h w soboty są zamykane o 23 i otwierane w poniedziałki o 6 rano. Podobnie całodobowe sklepy Carrefour w soboty są otwarte do godz. 23.
Nie tylko hipermarkety
Choć zakaz handlu miał przede wszystkim ograniczyć pracę w sklepach wielkopowierzchniowych, okazuje się, że wpłynął również na pracowników np. restauracji. Te co prawda wyłączone są z niedzielnego zakazu handlu i teoretycznie nowe prawo nie powinno mieć na nie znaczącego wpływu.
Nic bardziej mylnego. Nieczynne sklepy w galeriach handlowych nie przyciągną tylu klientów do sąsiadujących z nimi punktów gastronomicznych. Tak więc ich niedzielny utarg jest znacznie mniejszy.
Zmiana godzin otwarcia galerii w dni poprzedzające niedzielę bez handlu przeorganizowała pracę niektórych w restauracjach. Menadżerka jednej z nich - w Galerii Mokotów - zaznacza, że zakaz handlu spowodował, że w piątki pracują znacznie dłużej. Skoro centrum czynne jest do 24, więc i restauracja działa to tej pory.
Z tego powodu, pracę kończą koło godziny 2 w nocy. W sobotę restauracja znów jest czynna w normalnych godzinnych. Po wyczerpującym piątku i sobocie nawet wolna niedziela służy jedynie do odespania poprzednich dni.
Małe sklepy mają się lepiej?
Inaczej ma się sprawa w mniejszych sklepach. Te mogą być czynne, jeśli to właściciel stanie za ladą. Korzystają z tego osiedlowe sklepiki. Jak przekonuje właściciel spożywczego we Wrocławiu, który zlokalizowany jest w bezpośrednim sąsiedztwie Biedronki, praca w niedziele to szansa na to, że zapominalski klient masło na niedzielne ciastko kupi właśnie u niego, a nie w markecie.
Jednak nie wszyscy są tak optymistycznie nastawieni do możliwości zarobku podczas zakazu handlu. Właścicielka warszawskiego sklepu nie zauważa z kolei, aby obroty znacząco zwiększyły się w te dni. - Nie ma na razie wielu nowych klientów. A i tak czynni jesteśmy tylko do 16 - nie mamy siły siedzieć dłużej w niedziele - zaznacza.
Zobacz także: zakaz handlu w niedziele szansą dla kupców z targowisk
Za przykład może też posłużyć przypadek opisany przez jednego z użytkowników Twittera. Właściciel trzech wiejskich sklepów spożywczych otwarty może mieć tylko jeden z nich – ten, w którym obsłuży klientów samodzielnie. Jego obroty już spadły średnio o 20 proc.
Aby dalej prosperować, współwłaścicielami będzie musiał zrobić żonę i syna, którzy będę pracować w pozostałych sklepach. To zwiększy obciążenie ZUS-em, a więc koszty. Jak sam przekonuje pożytków z zakazu handlu – zero, a firmie już podcięto skrzydła.
Badania niezbyt optymistyczne
Hurraoptymizmu próżno szukać również w badaniach opinii prowadzonych między kasjerkami i kasjerami. Jedynie nieco ponad połowa uważa zakaz handlu za korzystne dla nich rozwiązanie – wynika z sondy przeprowadzonej przez Take Task.
Aż 28 proc. pracujących „na kasie” nie uważa, że niedzielne ograniczenie handlu jest dla niego dobre. Grupie 43 proc. praca w niedziele wręcz odpowiada, a wśród bezdzietnych pracowników odsetek chętnych do pracy w ten dzień wzrasta do 54 proc.
Zdecydowana większość pracowników zamiast wolnej niedzieli wolałaby jednak więcej zarabiać. Tak więc 43 proc. kasjerów wybrałaby dwa i pół razy wyższą stawkę godzinową zamiast wolnego. Badaniem objęto 20 miast, w tym 8 dużych aglomeracji.