Zakupy z Chin kontra... Marian Banaś. Pancerny twórca nowej skarbówki przegrał z chińskimi sprzedawcami

"Pancerny" Marian Banaś nie jest taki pancerny. Twórcę Krajowej Administracji Skarbowej i szefa Najwyższej Izby Kontroli pokonali chińscy sprzedawcy. Marian Banaś podpisywał dwa lata temu porozumienie, które miało zatrzymać lawinę nieopodatkowanych towarów z Azji. Lawina trwa, budżet traci miliardy. A urzędnicy udają, że pożaru nie ma.

Zakupy z Chin kontra... Marian Banaś. Pancerny twórca nowej skarbówki przegrał z chińskimi sprzedawcami
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Radek Pietruszka
Mateusz Ratajczak

Każdego dnia 38 tysięcy. Co godzinę 1,5 tysiąca. Co minutę 26. W takim tempie do Polski docierają przesyłki (paczki i listy) wprost z Chin. A w środku tanie kolczyki za pół dolara, chińska elektronika za bezcen oraz podróbki ubrań za ułamek wartości oryginału.

38 mld dolarów - tyle kosztowały towary, które chiński gigant Alibaba sprzedał tylko w jeden dzień wyprzedaży w tzw. Dzień Singla. Tak nazywa się coroczna promocja na platformach koncernu. Padł rekord, a pomogli Polacy. Jak? Kupując na potęgę. Im wyższe rekordy biją w Polsce azjatyckie serwisy sprzedażowe, tym wyższa jest skala przemytu nieopodatkowanych i nieoclonych towarów.

Starty? Według szacunków money.pl to ponad dwa miliardy złotych, które omiją budżet. To roczna wartość wypłat z programu "500+" dla 330 tys. rodzin. I już dwa lata temu sprawę mógł rozwiązać… Marian Banaś.

Tama ustawiona przez "pancernego Mariana" - jak mówi się o twórcy Krajowej Administracji Skarbowej - jest dziurawa. Hucznie ogłaszana rewolucja nie zmieniła w zasadzie nic.

W 2018 roku falę chińszczyzny na polskich granicach miało zatrzymać porozumienie Krajowej Administracji Skarbowej i Poczty Polskiej. Dokument podpisał ówczesny szef KAS - Marian Banaś oraz Przemysław Sypniewski, czyli prezes Poczty Polskiej.

"Ścisła współpraca organów KAS i pocztowych jest niezbędna" - podkreślali w styczniu 2018 roku obaj panowie. I w dokumencie opisali, kto komu płaci za miejsce do sprawdzania paczek, jak skarbówka opłaca rachunki za prąd oraz jakie przesyłki Poczta Polska musi pokazać urzędnikom.

Obaj deklarowali, że odnowienie porozumienia - po blisko dekadzie - następuje w dobie nowych wyzwań, jakie "niesie ze sobą rozwój zamówień internetowych i związany z nim wzrost liczby przesyłek sprowadzanych z zagranicy". Już w 2018 roku było jasne, że organy skarbowe zaspały. Z roku na rok liczba paczek rosła w tempie trzycyfrowym - o 100, o 200 proc.

"Wspólnie musimy dbać o ochronę rynku, eliminując zagrożenia i potencjalne nieprawidłowości" - przekonywał Marian Banaś. I co? I nic. Chińszczyzna jak zalewała Polskę tak zalewa.

A kolejne rekordy serwisów takich jak Aliexpress pokazują, że problem będzie tylko narastał.

Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii w wewnętrznej opinii już dwa lata temu alarmowało, że niekontrolowany rozwój zakupów z Chin sprawia, że w polskich centrach handlowych można kupić podróbki.

źródło: fragment porozumienia pomiędzy KAS a PP

Albo Krajowa Administracja Skarbowa, albo Poczta Polska (albo obie instytucje) udają, że nie widzą problemu.

Przesyłki sprawdzane, statystyki fatalne

Poczta Polska przekonuje, że każda przesyłka spoza Unii Europejskiej, która powinna być sprawdzona, jest sprawdzana.

- Wszystkie przesyłki nadchodzące z krajów spoza UE do Poczty Polskiej są przedstawiane do kontroli celnej - twierdzi Justyna Siwek, rzecznik narodowego operatora pocztowego.

A jednocześnie statystyki Ministerstwa Infrastruktury wskazują, że każdego dnia następuje masowy przeciek towarów do Polski.

Co ciekawe, dane były zaprezentowane w odpowiedzi na jedną z poselskich interpelacji. Po pewnym czasie jednak z odpowiedzi po prostu zniknęły. Wyparowały tabele, wyparowały liczby. Został goły i mało znaczący tekst.

Jak wynika z danych resortu, każdego dnia Poczta Polska przekazuje celnikom około 220 przesyłek. W sumie w ciągu roku jest ich około 80 tys. (tak było w 2018 roku, w tym będzie z pewnością więcej). Jednocześnie z tych samych danych wynika, że każdego roku do Polski trafia około 14 mln przesyłek (listów i paczek) z Chin.

A nie jest żadną tajemnicą, że część elektroniki i podróbek z Chin trafia do Polski jeszcze z Bangladeszu, Indii lub za pośrednictwem… holenderskiej lub estońskiej poczty. Sprzedawcy się wycwanili, znaleźli inne sposoby na tanie dostawy. W sumie zatem dostaw z chińskimi produktami może być blisko dwa razy więcej.

Krajowa Administracja Skarbowa nie odpowiedziała na pytania money.pl w sprawie liczby skontrolowanych przesyłek z kierunków azjatyckich. KAS milczy na ten temat.

Skąd problem z poborem podatków?

To sugeruje Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii, które dwa lata temu badało problem. Zdaniem urzędników Jadwigi Emilewicz celnikom wymykają się z rąk… listy z towarem. Mówiąc wprost: nie każdemu chce się po nie schylać, bo z definicji listy nie mają przecież towaru. Chińczycy pokazują, że mają. I porozumienie Banasia w efekcie nie jest nic warte.

Małe koperty nie trafiają do kontroli, nie są obejmowane cłem i podatkiem VAT. Urzędnicy z kolei skupiają się tylko na dużych przesyłkach. Dlaczego? Licząc, że duża przesyłka to duża wartość. I większa szansa na upolowanie podatków. Cała masa drobnicy jednak ich omija.

Podatki? Jakie podatki?

Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że Poczta Polska pobrała 6,5 mln zł należnych opłat i podatków za towary z Chin w ciągu zaledwie sześciu miesięcy tego roku. Urzędnicy sprawdzali, ile kupujący ma zapłacić VAT tylko dla 45 tys. przesyłek. Gdzie pozostałe miliony? Na te pytania żadna z instytucji nie odpowiada.

Jak wynika z szacunków money.pl, tylko 0,6 proc. zostało zbadanych. Reszta? Trafiła do kupujących. Gdyby skarbówka zwiększyła wydajność 10-krotnie, budżet rocznie zyskiwałby 120 milionów złotych. Gdyby każda paczka i list z towarem z Chin (tylko z tego kraju) trafiały w ręce skarbówki, do wzięcia byłoby 2,1 mld zł.

To oczywiście wariant optymistyczny - i to tylko szacunki. Dokładne wskazanie strat jest niemożliwe, bo wartość przesyłanych i nieopodatkowanych produktów jest nieznana. Mały list może kryć podróbkę wartą kilkadziesiąt dolarów i równie dobrze nic nie warte produkty. To, jakie produkty się w nich czają, mogliby wiedzieć tylko pracownicy skarbówki. Gdyby średnia wartość naliczonych podatków spadła o połowę, w grze i tak byłby miliard złotych. Mało? Wręcz przeciwnie.

- Z perspektywy Krajowej Administracji Skarbowej porozumienie jest doskonałe. Zakłada, że to Poczta Polska w pierwszym sorcie decyduje o tym, które przesyłki trafiają pod lupę. To ściąga odpowiedzialność z urzędników skarbowych - tłumaczy money.pl jeden z ekspertów rynku pocztowego. Woli pozostać anonimowy, gdyż współpracuje i z dostawcami przesyłek, i platformami sprzedażowymi.

- KAS nie dostaje przesyłek, więc nie ma jak nałożyć za nie VAT lub cło. Z kolei Poczta Polska z jakiś przyczyn ich nie dostarcza. Prawdopodobnie wyławiane są tylko największe przesyłki. I stąd miliony listów przechodzą bokiem - dodaje.

O tym, że porozumienie nie dało nic świadczą inne dane Ministerstwa Finansów. Po podpisaniu dokumentów skarbówka nie zaczęła zbierać większych pieniędzy. Liczba opodatkowanych przesyłek również została na podobnym poziomie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)