Zalewa nas tania siła robocza ze Wschodu
Prawie 30 tysięcy obcokrajowców pracuje na Opolszczyźnie na czarno. Będzie ich jeszcze więcej, bo trzeba zastąpić Polaków, którzy wolą pracować na Zachodzie.
17.11.2004 | aktual.: 17.11.2004 08:41
Prawie 30 tysięcy obcokrajowców pracuje na Opolszczyźnie na czarno. Będzie ich jeszcze więcej, bo trzeba zastąpić Polaków, którzy wolą pracować na Zachodzie.
- Niby u was bezrobocie, ale my na brak pracy nie narzekamy – mówi Nadia, która od trzech lat nielegalnie pracuje w Opolu. Spotykamy ją, gdy stoi – jak inni przybysze ze Wschodu oczekują-cy na oferty pracy – przed targowiskiem Centruś przy ul. Reymon-ta w Opolu.
- Do Opola przyjeżdżam legalnie, ale pracuję na czarno. Chwała Bogu, nie złapali mnie jeszcze – przyznaje i szybko się upewnia: – Na pewno nie jesteście ze Straży Granicznej czy poli-cji? Nadia i jej towarzyszka Luda przyjechały z Ukrainy. Nadia pra-cowała w Opolu jako opiekunka starszej osoby, sprzątaczka, opie-kunka dziecka. Za godzinę bierze 6 złotych. Było taniej, ale stawki wzrosły po wprowadzeniu wiz wjazdowych do Polski.
– Obniżam cenę, jeśli w grę wchodzi stała praca przez dłuższy czas: miesiąc, dwa – tłumaczy Nadia. Luda, choć starsza, weźmie każdą pracę: - Nie boję się cięż-kich robót. Polacy się chyba boją - mówi. W Opolu pracuje rok. Krewni i przyjaciele z Ukrainy zazdroszczą jej tutejszych stawek i też chętnie przyjechaliby zarobić.
- Odkąd kołchozy pozamykali, u nas tylko bieda piszczy. U was jest i robota, i chleb – uśmiechają się Luda i Nadia. Oficjalnie na Opolszczyźnie jest zatrudnionych ponad 3 tysiące cudzoziemców.
- Tych pracujących nielegalnie jest dziesięć razy więcej – szacuje, profesor Robert Rauziński z Instytutu Śląskiego w Opolu, członek Komitetu Nauk Demograficznych Polskiej Akademii Nauk. Według profesora nie mamy innego wyjścia: musimy otworzyć ry-nek legalnej pracy dla ludzi zza wschodniej granicy Polski. I nie jest to zło konieczne.
- To zdrowy układ. Każdy kraj europejski, jeśli chodzi o za-trudnienie, opiera się teraz na imigrantach. Według prognoz do 2020 roku kraje zachodnie będą potrzebować nawet pół miliona imigrantów rocznie - informuje demograf.
Aż 80 procent nowych pracowników w Europie Zachodniej będą stanowić Polacy. Bo dla Europy, przeżywającej większy niż nasz kryzys demograficzny, społeczeństwo polskie jest krajem obfito-ści w siłę roboczą.
Z Opolszczyzny wyemigrowało 105 tysięcy 246 osób (według danych do 2002 roku). Większość z nich – ok. 80 tysię-cy – do Niemiec. Na dodatek w kraju spada liczba zawieranych małżeństw i rodzi się coraz mniej dzieci.
- W ciągu ostatnich pięciu lat liczba wydanych aktów urodzeń zmalała u nas o szesnaście procent. W 1999 wydaliśmy tych aktów 1023, w ubiegłym roku - 865 – informuje Elżbieta Fiołek, kierow-nik Urzędu Stanu Cywilnego w Kędzierzynie-Koźlu.
Ta tendencja w ciągu 10-20 lat pogłębi polski kryzys: i demo-graficzny, i na rynku pracy. Kto ma więc zastąpić co najmniej milion Polaków, którzy w najbliższych latach stąd wyjadą?
- Pracownicy zza wschodniej granicy – odpowiada prof. Rauziński. - Potrzebujemy ich, bo jest wiele prac, których Polacy po prostu nie chcą się podjąć. Są to ciężkie roboty porządkowe i budowlane, nie wymagające kwalifikacji.
Zdzisław Kaczmarczyk, prezes Fabryki Aparatury i Urządzeń „Energomet” w Opolu, latem potrzebował 100 ludzi do robót spa-walniczych i montażowych. Szukał wśród fachowców, a nawet absol-wentów zawodówek. Na próżno. W końcu, przez polską ambasadę w Kijowie, zaczął szukać pracowników na Ukrainie.
Kordian Kolbiarz, kierownik Powiatowego Urzędu Pracy w Nysie (w październiku w powiecie było 30-proc. bezrobocie) przyznaje: - Polacy niechętnie podejmują pracę na stanowiskach niewykwalifikowanych robotników. Stawka brutto 824 zł jest dla nich za niska. Konkurencją są więc mniej wybredni robotnicy z: Białorusi, Ukrainy, Mołdawii. Ale – uwaga – ich „podbierają” nam już pracodawcy z Czech.
Już teraz jest trudno, również na Opolszczyźnie, o nauczycieli języków obcych. Na Zachód wyjeżdżają pielęgniarki, anestezjolo-dzy. W tej chwili w Wojewódzkim Urzędzie Pracy czeka na pielę-gniarki i fizykoterapeutów 151 ofert pracy na Cyprze. Zarobki netto: od 450 do 750 euro na miesiąc. To i tak mało atrakcyjna oferta, w porównaniu z poprzednimi: w Niemczech i w Hiszpanii biały personel zarabia po 1000 euro.
- To jest tykająca bomba - tak Julian Pakosz, zastępca dyrektora Szpitala Wojewódzkiego w Opolu, nazywa to, co się dzieje na medycznym rynku pracy w Pol-sce. – Gdy wybuchnie, w szpitalach publicznych zabraknie i leka-rzy, i pielęgniarek. Trudno będzie je zatrzymać, skoro na Zacho-dzie zarabiają minimum cztery razy więcej.
Zastąpienie polskich lekarzy i pielęgniarek pracownikami ze Wschodu nie będzie łatwe, nawet jeśli nie zabraknie chętnych: - Nie mamy spójnego systemu weryfikacji uprawnień zawodowych naby-tych w krajach byłego ZSRR – dodaje dyrektor Pakosz.
Takich problemów nie ma wśród naukowców. Na Politechnice Opolskiej gros kadry z tytułami profesorskimi pochodzi z Ukrainy i Rosji. Kwestie polskiego rynku pracy należy uporządkować – alarmują socjologowie. Wzory trzeba czerpać z krajów, które u nas szuka-ją rąk do pracy. Składają konkretne zamówienie na pracowników masarni, na pielęgniarki, lekarzy, fizjoterapeutów. W zamian za decyzję o wyjeździe oferują nie tylko godne zarobki, ale i opie-kę socjalną, łącznie z możliwością wyboru mieszkania. Ewa Bilicka
Tylko co dziesiąty przyjeżdża legalnie
Na Opolszczyźnie oficjalnie mieszka 3236 cudzoziemców, ale tylko 232 ma wyższe wykształcenie. Szacowany czarny rynek pracy obcokrajowców na Opolszczyźnie wynosi prawie 30 tysięcy ludzi (w kraju ponad 300 tysięcy).
Jako przyczyny przyjazdu podają:
27,5% podjęcie pracy
48,6 % sprawy rodzinne (co zwykle wiąże się z podjęciem pracy)
6,4% podjęcie nauki
2,1% uchodźstwo
12,8% nieustalone przyczyny
Źródło: Narodowy Spis Powszechny 2002
Możecie na nas liczyć
Profesor Damir Imajew pochodzi z Petersburga. W Rosji jest uznanym naukowcem, autorem podręczników akademickich autoryzowa-nych przez tamtejsze ministerstwo edukacji. Jednak woli wykładać w Polsce:
- Na Politechnice Opolskiej mam dobre warunki: płaca dwa razy wyższa niż w Petersburgu. Poza tym podjęcie pracy na zagranicz-nej uczelni i wykładanie nowych przedmiotów było dla mnie wyzy-waniem naukowym – mówi prof. Imajew. - Moim kolegom ze Lwowa by-ło jeszcze łatwiej zdecydować o zatrudnieniu się na opolskiej uczelni, bo do Polski mają całkiem blisko.
Imajew podkreśla, że doświadczona kadra naukowa z byłych kra-jów ZSRR naturalnie ciąży ku Polsce: z uwagi na wcześniejsze praktyki i przyjaźnie z kolegami z naszych uczelni, a także czę-sto polskie korzenie.
- Możecie liczyć szczególnie na Ukraińców – mówi. – Chociaż część z nich pojedzie szukać chleba w Rosji, gdzie zarobki są coraz wyższe. Nie liczcie natomiast na naszych młodych naukow-ców. Oni jadą na Zachód, zwykle do strefy anglojęzycznej. Mój syn, matematyk, wyjechał do Nowego Jorku.
Wojewoda decyduje kto dostanie robotę
Pracodawca chcący legalnie zatrudnić obcokrajowca musi zdobyć zgodę urzędu wojewódzkiego. Dostanie ją tylko wtedy, gdy w danym zawodzie trudno jest znaleźć polskich pracowników.
W tej chwili zawody poszukiwane to, według urzędu, nauczyciele i specjaliści od pozyskiwania rynków wschodnich.
– Nie wyrażamy zgody na zatrudnienie niewykwalifikowanych robotników czy sprzedawców. Polaków jest wystarczająca liczba do tych zajęć – mówi Dawid Rusak, inspektor oddziału rynku pracy i kontroli obcokrajowców w wydziale polityki społecznej Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego. Firma zatrudniająca obcokrajowca płaci za niego pełny podatek i ZUS (jak w przypadku pracownika z Polski). W tym roku w urzędzie wojewódzkim zostało złożonych 140 wnio-sków o zgodę na zatrudnienie obcokrajowców. Wszystkie zostały zaakceptowane. Zatrudniano na przykład nauczycieli, nie tylko języków obcych, ale i przedmiotów ścisłych.
22 złapanych
W tym roku na Opolszczyźnie wykryto 22 cudzoziemców zatrudnio-nych na czarno, przede wszystkim Ukraińców i Bułgarów - handla-rzy i pracowników budowlanych. Otrzymali oni nakaz opuszczenia Polski. W stosunku do czterech pracodawców skierowano wnioski do sądu o ukaranie. Dwóch z nich dostało grzywnę 3 tys. zł. Tyle wynosi minimalna kara.