Nasz reporter został misiem. "Wnętrze ciężkiej maski jest mokre od potu"
"Brązowym misiem jest moja żona, a Puchatkiem miejscowy chłopak" – opowiada miś Mirosław. Temperatura przekracza 34 st. C. W futrzanym kostiumie przynajmniej o 10 więcej. "Jak robi się słabo, trzeba zdjąć głowę".
06.08.2018 | aktual.: 06.08.2018 11:15
Misie są trzy: biały, brązowy i ten, którego znają dzieci na całym świecie – Kubuś Puchatek. Maskotki wesoło machają do turystów, przybijają piątki, zaczepiają maluchy. Wystarczy kilka minut, by znaleźć kilku chętnych do zdjęcia. Mniejsze dzieci misie biorą na ręce. Większe są mocno przytulane.
Choć misie są sympatyczne i chętnie bawią się z turystami, na rozmowę zgadza się tylko jeden – szef misiowej rodzinki. To on organizuje gromadkę i pobiera opłaty od turystów. Miś ma na imię Mirosław. Na oko, przed 50-tką, lekka siwizna.
- Brązowym misiem jest moja żona, a Puchatkiem miejscowy chłopak – opowiada. – Był bezdomny, ale teraz pracuje z nami i jakoś sobie radzi. Ma gdzie mieszkać i za co żyć.
Sesja z jedną maskotką kosztuje 10 złotych. Z dwoma - 20 zł. Misie pracują na pełny etat, nie tylko w Zakopanem.
- Jeździmy też do Krakowa, czasem do innych miast – opowiada. Pytam o zarobki i koszty kostiumu, ale nie chce zdradzić szczegółów. – Zaraz by się skarbówka przyczepiła – tłumaczy.
Miś duszony, miś pieczony, miś sauté
Z misia Mirosława pot leje się strumieniami. Od tygodnia panują upały nie do wytrzymania, dziś termometr wskazuje 34 stopnie. Pluszowy kostium jest gruby, ciężki i nie przepuszcza powietrza. Prawdziwe misie, oprócz maski, futrzanego kostiumu i butów, zakładają jeszcze puchate rękawice.
- Jest potwornie gorąco, czasem trudno wytrzymać – przyznaje Mirosław. Pozostałe misie co chwilę podnoszą maski i łapczywie łapią powietrze. Twarze mają czerwone.
- Jak są takie upały, to robimy sobie przerwy, w największy skwar, nawet godzinę – mówi Mirosław. – Jak ktoś się słabiej poczuje, to ściąga głowę i idzie na bok, albo w ogóle do domu, jak ma gorszy dzień. W tym futrze można zasłabnąć.
Miś zgadza się na pożyczenie głowy, ale tylko na chwilę. Wnętrze ciężkiej maski jest mokre od potu, przez niewielkie okienko z siatki praktycznie nic nie widać. Po kilku minutach robi się bardzo duszno.
Pytam, jak turyści traktują misia.
- Czasami bywają chamscy. Krzyczą, obrażają. Niektórzy ciągną nas za uszy, a to jest niebezpieczne. Głowa jest ciężka, można krzywdę zrobić – opowiada. – Ale większość jest bardzo sympatyczna, zwłaszcza dzieci. Kochają misia, biegną się przytulić, łapkę podać. Ta praca to ciągła zabawa i tak ją trzeba traktować. Człowiek cały dzień chodzi wesoły i nawet nie zauważa nieprzyjemnych sytuacji.
Misie do rezerwatu!
Misie pozujące do zdjęć z turystami na dobre wpisały się w zakopiański krajobraz. Są jego stałym elementem, podobnie jak stragany z oscypkami, ciupagami czy góralskimi kapciami. Jednak po licznych skargach na brzydkie, tandetne reklamy i stragany, władze Zakopanego wprowadziły na ulicy park kulturowy. Oznacza to, że wygląd reklam czy budek z oscypkami musi spełniać pewne określone zasady. Jeśli nie spełnia – nie może działać i musi się liczyć z finansową karą.
Zmianom podlegają również misie, dla których od 2016 na Krupówkach nie ma miejsca. Oficjalnie "misiować" nie wolno. Ale Mirosław i jego towarzysze się tym nie przejmują.
- Dlatego stoimy we trójkę, żeby mieć większą siłę przebicia – mówi. – Przychodzi straż miejska, próbują nas stąd wyrzucać. Ale jak tylko podchodzą, biorę megafon i zaczynam mówić. Dają sobie spokój.
Częste wizyty strażników to jeden z powodów, dla których tylko szef misiowej grupy zbiera od turystów pieniądze.
- Nie chcę, żeby czepiała się ich skarbówka czy nasi urzędnicy – mówi Mirosław. – Jak ktoś ma mieć problemy, to tylko ja.
Ktoś tu jest misiem niespełna rozumku
Miś, jaki jest, każdy widzi. Ten, z którym rozmawiam ma jednak jeszcze inne oblicze.
- Jestem prorokiem – mówi poważnym głosem Mirosław. – Wie pan ile tutaj jest demonów? Ja oczyszczam to miasto, stojąc tutaj dziennie wypędzam ich kilka tysięcy.
Kontynuuje opowieść. Pojawiają się w niej m.in. mordercze kobiety, Jezus, powołanie od boga Jahwe, bitwa z demonicznymi siłami i ścieżka śmierci (tak „prorok” nazywa Krupówki).
Na koniec wręcza mi ulotkę odsyłającą do kanału na youtube. Tytuły filmów to: „Przekleństwo Golgoty pozbawienie wszystkich narodów 100 lat życia”, „Kto rządzi Watykanem”, „Sodoma, Gomora, Kara”.
Po wszystkim zakłada maskę i wesoło macha do dzieci. Znów staje się misiem.