Załoga Ryanaira planuje strajk generalny. Znów szykuje się chaos?
Pracownicy irlandzkich linii zamierzają zaprotestować przeciwko fatalnym warunkom pracy i kiepskiej płacy. "Ryanair to Korea Północna lotnictwa" – twierdzi jeden z nich.
Wieloletni członek personelu Ryanaira zadzwonił anonimowo do redakcji portalu "Telegraph". Poinformował, że pracownicy przygotowują strajk generalny i planują "dezercję" do linii easyJet lub Norwegian.
"W naszych umowach mamy zapis o tym, że nie możemy zrzeszać się w związki zawodowe, jednak moi koledzy zamierzają zaprotestować" – powiedział mężczyzna. "Wyobraźcie sobie, że 5 samolotów z naszej bazy pewnego dnia nie wystartuje. A mowa tylko o jednej bazie. Szykuje się bałagan" – dodał. Napomykając, że w jego opinii "Ryanair to Korea Północna lotnictwa".
O kiepskich warunkach pracy w Ryanairze głośno mówi się od połowy września. Wtedy to z powodu braków kadrowych przewoźnik zaczął masowo odwoływać loty. Do marca anulowano już ponad 20 tys. rejsów oraz zawieszono 34 trasy (w tym 7 z Polski)
. W odpowiedzi na niezadowolenie pilotów szefostwo zaproponowało podwyżki w kilku swoich kluczowych bazach.
Skarżyć zaczęli się również pracownicy obsługi. Do sieci wyciekł wewnętrzny mail, w którym ujawniono cele sprzedażowe, jakie każdego dnia muszą zrealizować stewardzi. Co najmniej jedno opakowanie perfum, jedno ciepłe danie pokładowe i kanapka, przynajmniej 8 zdrapek oraz konkurowanie między sobą w sprzedaży. Takie były wytyczne. Strategia "dziel i rządź", którą do tej pory z powodzeniem realizował Ryanair, najwidoczniej jednak przestała się sprawdzać.
Pracownicy sprzeciwiają się temu, że otrzymują wynagrodzenie wyłącznie za czas spędzony w powietrzu. "Wczoraj zaczęłam pracę o 5 rano i skończyłam o 15, a w tym czasie wykonywaliśmy loty tylko przez 5 godz. Nikt nie płaci nam za najtrudniejsze elementy pracy, takie jak boarding: konieczność usadzenia 200 pasażerów i zajęcia się ich bagażem" – skarży się stewardesa cytowana przez portal Fly4Free.
Niezadowoleni są też członkowie załogi, którym w zimowym sezonie anulowano trasy. Muszą bowiem na własny koszt przenieść się do innych baz w Europie. Jeśli się na to nie zgodzą, będą zmuszeni do wzięcia bezpłatnego, kilkumiesięcznego urlopu.
Szefostwo Ryanaira odpowiedziało na zarzuty. Odparło, że pracownicy załóg pokładowych zarabiają po 40 tys. euro rocznie. Mogą też "cieszyć się wieloma względami, w tym bezpieczeństwem pracy". Mają przy tym "roczny i zgodny z prawem limitem maks. 900 godz. lotów oraz atrakcyjne prowizje ze sprzedaży".
Stewardzi i stewardesy zatrudniani przez irlandzkiego przewoźnika mówią "dość". Dyskutują nad protestem w zamkniętych grupach w serwisach społecznościowych. Oficjalnie nie mają możliwości przeprowadzenia strajku, ale mogą skorzystać z rozwiązań, które sprawdzały się w przeszłości. Czy pewnego dnia nie stawią się do pracy, bo wszystkich "dopadnie choroba" i przyniosą zwolnienia lekarskie? Ryanair na razie nie komentuje tych "spekulacji".