Zawód niby ten sam, a zarobki? Szokujące różnice!

Zdumiewające różnice zdarzają się nawet na podobnych stanowiskach

Zawód niby ten sam, a zarobki? Szokujące różnice!
Źródło zdjęć: © Thinkstock

15.02.2013 | aktual.: 15.02.2013 11:38

3 albo 30, a nawet… 300 tys. zł. Tyle mogą zarabiać przedstawiciele tego samego zawodu. Zdumiewające różnice zdarzają się nawet na podobnych stanowiskach. Jak to możliwe? W dzisiejszych czasach wysokość uposażenia zależy od miejsca pracy, statusu firmy, prestiżu nazwiska. W mniejszym stopniu od kwalifikacji czy wysiłku wkładanego w pracę.

Kopacze i piłkarze

Gdzie występują największe różnice w zarobkach w ramach jednej branży? To proste: tam, gdzie zarabia się najwięcej. Na przykład w sporcie zawodowym. W polskich warunkach najpoważniejsze szanse na duże pieniądze otrzymywane regularnie co miesiąc mają futboliści. Jest ich wśród sportowców najwięcej, a klub piłkarski, zwłaszcza wyższej klasy, ma najlepsze widoki na przychylność szczodrego sponsora.

Nie każdy kopacz piłki może się jednak pochwalić dużą kasą. Gracze III-ligowi bardzo rzadko mogą liczyć na 2-3 tys. zł pensji. Jest to możliwe jedynie np. w przypadku utytułowanego klubu z dużego miasta, który ma gorsze dni i zaliczył spadek do niższej klasy rozgrywkowej. Ale piłkarz z małej III-ligowej drużyny bez tradycji często nie zarobi nawet i 1 tys. zł. W II lidze stała wypłata w granicach 4 tys. to już normalka. W I lidze futbolista zarobi 4-5 tys., ale inny – 40 tys. zł, jeśli ma renomę. Natomiast w ekstraklasie (dawna I liga) rozrzut zarobków nie ma właściwie granic. Najsłabiej opłacani, rezerwowi zawodnicy nawet w dużych klubach nie zarobią więcej niż średnia krajowa. Za to gwiazdy dostają z reguły ponad 100 tys. zł. Według „Przeglądu Sportowego”, Manuel Arboleda z Lecha Poznań dostaje pensję 135 tys., a Daniel Ljuboja z Legii – o 15 tys. zł mniej. To ponad 30 razy więcej niż ich „koledzy z pracy” pozostający w głębokiej rezerwie.

Za kółkiem – też różnie

Piłkarz to zawód specyficzny. Ale rozrzut w zarobkach, co prawda daleko mniejszy, jednak dla zainteresowanych bardzo istotny, można napotkać również w tak popularnych profesjach, jak np. kierowca. Tu również dużo zależy od statusu pracodawcy, a także od miejsca, w którym ma on siedzibę. Mniej natomiast od wieku i związanego z nim stażu pracownika. Otóż w mieście liczącym kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców kierowca autobusu miejskiego otrzymuje w granicach 1,5 tys. zł na rękę. Nawet w miastach wojewódzkich zdarzają się kierowcy, których pensje nie przekraczają 2 tys. zł.

Jak nie zmieniając branży uzyskać wyższe zarobki? Przenieść się do prywatnej firmy przewozowej, a tam zasiąść za kierownicą tira. Jeszcze przed osiągnięciem 30 roku życia tirowcy mogą liczyć na 5 tys. pensji. Wiadomo jednak, z czym wiąże się ta praca – z ryzykiem wielogodzinnego oczekiwania, zwłaszcza na wschodniej granicy, ze zmęczeniem, spartańskimi warunkami. W dodatku kierowcom proponowane jest zatrudnienie na umowę zlecenie. Dlatego kierowanie tirem to praca nie dla każdego.

Nic dobrego w mediach

Dziennikarze bardzo chętnie zaglądają do kieszeni innym. A jak jest z pieniędzmi w ich branży? Okazuje się, że bardzo różnie, a często nie najlepiej. Spadek dochodów z reklam, stałe obniżanie nakładu gazet, kryzys i rosnąca rola Internetu – to wszystko sprawia, że redakcje oszczędzają na pracownikach coraz bardziej.

Dlatego początkujący współpracownik-dziennikarz nie ma co liczyć na więcej niż kilkaset złotych miesięcznie. Nawet żurnalista w znanej gazecie może spodziewać się w sumie ok. 2 tys. zł, z czego tylko część (mniejsza) składa się na etat, reszta zaś to wierszówka. Trzeba pracować na wysokim stanowisku, w dobrze stojącej finansowo gazecie czy rozgłośni, lub mieć naprawdę znane nazwisko, by móc pochwalić się zarobkami rzędu 7 czy 8 tys. zł.

Lekarz lekarzowi nierówny

Duże emocje budzą od dawna zarobki lekarzy. Można by się spodziewać, że ten, od kogo decyzji zależy niekiedy życie lub zdrowie ludzkie, powinien godziwie zarabiać. W praktyce bywa z tym różnie.

Wielu lekarzy zarabia po 2, 3 tys. zł. Ale są też tacy, których pensje, w zależności od specjalizacji, osiągają nawet 20 – 30 tys. zł.

Dużo zależy tu od aktywności samych lekarzy. Ta zaś w znaczniej mierze jest wypadkową doświadczenia, stażu pracy i uzyskanej dzięki nim renomy.

Wiadomo, że na etatach w szpitalach i przychodniach lekarze nie dostaną raczej wysokich pensji. Dlatego wielu z nich otwiera prywatne gabinety, udziela konsultacji. Dorabiają też sobie, biorąc dodatkowe dyżury. W jednym z dużych miast specjalista z dziedziny ortopedii przyznał, że aby zarobić kilkanaście tysięcy zł, musi pracować we wszystkie weekendy.

To muzyk i to muzyk…

I na koniec – różnice na polskim rynku pracy wyjątkowe. Zwykły muzyk po pięciu latach nauki w akademii, zatrudniony w filharmonii, nie zarobi raczej więcej niż 2-2,5 tys. zł. Chyba że gra w którejś z orkiestr „narodowych” – tam, według obserwatorów rynku, gaże są przynajmniej trzykrotnie większe.

Tymczasem megagwiazda polskiej estrady Maryla Rodowicz zgodnie z ustaleniami „Faktu” w 2010 roku zagrała 67 koncertów, za każdy z nich inkasując po 55 tys. zł. Wynika z tego, że zarobiła na nich 3 mln 385 tys. zł, czyli około 280 tys. zł miesięcznie. Do takich zarobków można dojść po 40 latach kariery i bycia na topie, dzięki ogromnej popularności wśród niezliczonych fanów.

TK,MA,WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)