Ukradli mu auto ubezpieczone na 140 tys. zł. Z odszkodowania zostało 80 tys. zł. "Zbójeckie działanie"
Znany przedsiębiorca i prezes związku przedsiębiorców i pracodawców Cezary Kaźmierczak przestrzega przedsiębiorców przed "pułapką ubezpieczeniową". Jej skutki odczuł na własnej skórze, kiedy przez rok walczył o odszkodowanie za skradzione auto.
21.01.2021 14:51
- To działanie o charakterze zbójeckim - stwierdza Cezary Kaźmierczak, prezes ZPP, opowiadając nam o swojej walce o odszkodowanie za skradziony przed rokiem samochód. - Korporacja do spółki z rządem zabrała niemal połowę odszkodowania, które opłaciłem, ubezpieczając auto - dodaje z irytacją.
Zaczęło się w lutym minionego roku, kiedy pod Nowym Sączem skradziono mu samochód. Sprawą zajęła się zakopiańska policja. - Samochód był ubezpieczony na 140 tys. zł z gwarancją wypłaty. Byłem więc spokojny, że płacąc wysokie ubezpieczenie, odzyskam choć pieniądze - opowiada.
Śledztwo się ciągnęło. Efektów przez długie miesiące nie było. - W pewnym momencie miałem wrażenie, że to ja jestem podejrzanym w tej sprawie - przyznaje Cezary Kaźmierczak. - Dopiero na przełomie listopada i grudnia stwierdzono, że jestem jednak pokrzywdzonym, ale złodziei nie udało się ująć, a samochodu odzyskać.
Przyszedł czas, aby odzyskać odszkodowanie. Przez cały okres śledztwa wszelkie opłaty były regulowane. Okazało się jednak, że z gwarantowanych 140 tys. do wypłaty zostało przyznane ok. 100 tys. Auto było wzięte na 3 lata w leasing na firmę. Do momentu wypłacenia odszkodowania uregulowane zostały zobowiązania za ponad 2 lata. Ubezpieczyciel odliczył natomiast od wypłacanej kwoty pozostałe do spłaty raty.
Kaźmierczak decyzję przekazał swoim prawnikom do przeanalizowania. Co się okazało? Wszystko jest zgodne z umową i w świetle prawa. Drugie zaskoczenie przyszło wraz z pismem ze skarbówki.
- Ponieważ pieniądze z ubezpieczenia przyszły na firmę, musiałem jeszcze zapłacić 20 tys. zł podatku. I tu księgowy potwierdził, że wszystko niestety dzieje się w zgodzie z przepisami - załamuje ręce Kaźmierczak. - I tak na cudzym nieszczęściu korzystają korporacje do spółki z rządem, zabierając niemal 50 proc. odszkodowania, które się opłaciło - podkreśla raz jeszcze.
Zirytowany postanowił podzielić się swoim doświadczeniem z innymi, zamieszczając emocjonalny post w mediach społecznościowych.
Jak przyznał, ta sytuacja powinna być przestrogą dla innych, że warto ubezpieczenia zawierać z prawnikiem. - Jestem człowiekiem dość majętnym, radzę sobie z takimi sytuacjami, ale myślę o tym drobnym przedsiębiorcy, który nie dość, że traci samochód z którego żyje, na wiele miesięcy jest zblokowany, aby ostatecznie stracić tysiące złotych. To może rozłożyć taką firmę - przyznaje.
- Jestem zły. Zwłaszcza, że nic w tym względzie nie da się zrobić. Wszystko odbywa się w świetle prawa. Podatek też zapłaciłem i teraz jakoś trzeba przełknąć gorycz.
W ramach jednak symbolicznego protestu postanowił, nie kupować kolejnego auta. Jak podkreśla, mrużąc oko, tak będzie taniej. - Przemieszczam się komunikacją miejską, a teraz ze względu na COVID taksówkami. A jak będzie konieczność to pożyczę samochód od żony - śmieje się Kaźmierczak.