Znalazł to pismo w swojej skrzynce. Albo zapłaci 20 gr, albo sprawą zajmie się sąd

Allegro wystosowało do swojego użytkownika oficjalne wezwanie do zapłaty 20 groszy. Dług to oczywiście rzecz niechlubna, ale samo wysłanie takiego pisma kosztowało więcej niż wspomniana kwota. "Należy być skrupulatnym co do przysłowiowego grosza" - słyszymy w biurze prasowym.

Dług to dług i należy go spłacać - choć czasem wzywanie do zapłaty może być dla firm bardziej kosztowne niż odpuszczenie
Dług to dług i należy go spłacać - choć czasem wzywanie do zapłaty może być dla firm bardziej kosztowne niż odpuszczenie
Źródło zdjęć: © PAP
Martyna Kośka

06.09.2020 08:22

Długi trzeba spłacać, a "hodowanie" zadłużenia to żaden powód do dumy. Inna sprawa, że każdemu może zdarzyć się o czymś zapomnieć lub pomylić przy zlecaniu przelewu bankowego. Z ręką na sercu: czy nigdy nie zadrżała państwu ręka, gdy planowaliście przelać 20,83 zł i wpisaliście w polu "kwota do przelewu" 20,38 zł? Wydawałoby się – nic wielkiego. Jeśli odbiorca poczuje się oszukany, skontaktuje się, zwróci uwagę i niedopłata zostanie wyrównana.

Niektórzy pokrzywdzeni jednak się nie patyczkują i od razu wysyłają wezwanie do zapłaty. Tak i wyciągnęło działa przeciwko użytkownikowi, który zalegał z zapłatą... 20 groszy.

"Wzywamy do zapłaty zaległości w wysokości 0,20 zł. Powyższą kwotę należy zapłacić w terminie nieprzekraczalnym 7 dni od daty doręczenia tego pisma" – napisał polski gigant sprzedaży internetowej.

Aby informacja o konsekwencjach nie umknęła niesumiennemu użytkownikowi, zdanie zostało pogrubione.

Obraz
© WP

Konsekwencja i skrupulatność receptą na sukces firmy

"Co do zasady, która obowiązuje wszystkich w firmowych rozliczeniach (a tak jest w tym przypadku), należy być skrupulatnym co do przysłowiowego grosza. Jestem przekonany, że na takiej samej zasadzie działa również Wirtualna Polska i z podobną starannością traktuje swoje zobowiązania i zobowiązania swoich kontrahentów. Co jest absolutnie zrozumiałe" - napisał Marcin Gruszka z biura prasowego Allegro, którego poprosiliśmy o komentarz.

Dodał, że "faktycznie, 20 groszy to mało, ale na Allegro jest 21 milionów kont".

- Oczywiście nie wszystkie mają takie zadłużenie, ale ciągle liczba jest spora - przekonuje przedstawiciel spółki.

Faktycznie, gdyby kwotę długu - nawet tak niewielkiego - przemnożyć przez odpowiednio dużą liczbę klientów, może urosnąć do pokaźnych rozmiarów.

Z drugiej jednak strony koszt wystosowania wezwania do zapłaty przekracza wspomniane 20 groszy. Jeśli bowiem sprawa trafi do sądu i wierzyciel (w tym przypadku Allegro) będzie chciał udowodnić, że w odpowiedni sposób poinformował drugą stronę o zadłużeniu i wyznaczył mu datę do dokonania płatności, to musi przedstawić dowód nadania wezwania listem poleconym za potwierdzeniem odbioru. W przeciwnym razie ryzykuje, że dłużnik odpowie, niekoniecznie zgodnie z prawdą, że żadnego wezwania nie dostał i w związku z tym sprawa nie powinna była trafić na wokandę. I na nieszczęście dla wierzyciela, sąd przyzna mu rację.

Marcin Gruszka podziękował też, że zwróciliśmy uwagę na to wezwanie do zapłaty, bo firma "bardzo dokładnie analizuje proces rozliczania należności pod kątem możliwych usprawnień, poprawy efektywności i budowania długoterminowych relacji z klientami i firmami prowadzącymi sprzedaż na naszej platformie".

Klienci straszeni za brakujące 20 groszy mogą nie mieć już ochoty na "budowanie długotrwałych relacji", więc w tym akurat punkcie firma może się przeliczyć.

Kilka dni temu pisaliśmy o innej opłacie, którą konsekwentnie egzekwuje Allegro. Niektórzy zapłacą kilka groszy, a inni nawet kilkadziesiąt złotych za sam fakt posiadania konta.

Wezwania do zapłaty to normalna procedura

Już na samym wysłaniu wezwania do klienta Allegro było więc stratne kilka złotych. Załóżmy, że mimo to dłużnik nie zapłaci. Co dalej, sąd?

- W praktyce często się zdarza, że firmy "straszą" dłużnika, ale później rezygnują z dochodzenia swoich pieniędzy, jeśli to faktycznie symboliczne kwoty – mówi pani Karolina, która pracuje w dziale prawnym jednego z dużych sklepów internetowych.

Przyznaje, że jej firma również oczekuje, by każdy dłużnik był monitowany w sprawie spłaty zadłużenia w dowolnej wysokości i to działa: nie zdarzyło się, by ktoś nie uregulował zadłużenia w kwocie kilkudziesięciu groszy czy nawet kilku złotych. Znacznie więcej zachodu jest z egzekwowaniem większego zadłużenia.

Pani Karolina przekonuje, że gdyby po pierwszym wezwaniu do uregulowania 20 groszy klient nie zareagował, firma, w której pracuje, odpuściłaby. Prosty rachunek zysków i strat: nie opłaca się ścigać kogoś za tak symboliczną kasę. Szkoda czasu prawnika na przygotowanie pozwu, kserowanie załączników, składanie tego wszystkiego w postępowaniu upominawczym…

Czy Allegro również machnie ręką, jeśli dłużnik nie zapłaci problematycznych 20 groszy, czy jednak będzie walczył o swoje pieniądze do upadłego? Niestety, firma nie odpowiedziała na nasze pytania.

ZUS dba o finanse Polaków i dopomina się o 1 grosz

Dla równowagi – żeby ktoś nie odniósł mylnego wrażenia, że tylko Allegro jest gotowe ścigać dłużnika o 20 groszy, kilka innych przykładów "skutecznej księgowości", w której nie było miejsca na jakiekolwiek braki.

Otóż ZUS, czyli instytucja utrzymywana z pieniędzy publicznych, na początku tego roku wezwał ubezpieczonego do zwrotu zaległości w kwocie... 1 grosza. Skąd w ogóle wzięło się tak irracjonalne zadłużenie? Tak wyjaśniał to rzecznik ZUS Paweł Żebrowski.

- Jeśli na koniec 2018 roku na koncie płatnika figurowała zaległość w wysokości 1 grosza, a płatnik dokonał terminowych i zgodnych z deklarowaną wysokością płatności za kolejne miesiące 2019 roku, jednak bez dopłaty tego 1 grosza, to na koniec 2019 roku na jego koncie nadal pozostanie dług w wysokości niezmienionej, tzn. 1 grosz - tłumaczył.

Uspokoił zaskoczonego adresata pisma, że od grosza nie będą naliczane odsetki, gdyż "ustawowo mogą być naliczone, gdy wynoszą co najmniej 6,61 zł".

- Zawiadomienia takie są szablonem pism, stąd zawierają również dopisek o ewentualnych odsetkach za zwłokę. W tym przykładzie nie może być jednak o nich mowy - wyjaśniał.

Sąd przypomniał policjantom, czym jest stan wyższej konieczności

Sprawa nie trafiła przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Niekiedy jednak sąd w całej swej powadze musi pochylić się nad pozwem, w którym wartość przedmiotu sporu opiewa na niecałą złotówkę. Przykład z Torunia: w 2018 r. klient zaczął słabnąć w czasie zakupów w jednym z dyskontów. Jest cukrzykiem, więc wiedział, że błyskawicznie musi zjeść coś słodkiego. Sięgnął po cukierek z regału.

Ochroniarze zarzucili mężczyźnie kradzież. Mężczyzna tłumaczył, że choruje na cukrzycę, ale rozmowa musiała najwyraźniej pójść w jakimś nieprzyjemnym kierunku, bo skończyło się na wezwaniu policji.

Funkcjonariusze z komisariatu Toruń Śródmieście skierowali do sądu wniosek o ukaranie klienta, obwiniając go o dwa wykroczenia. Po pierwsze: miał dokonać "kradzieży cukierka o wartości jednostkowej 20 groszy i czynem tym spowodował stratę w kwocie 20 groszy" dla sklepu, z po drugie – awanturował się z ochroniarzami sklepu.

Sędzia sądu rejonowego przypomniała policjantom, czym jest działanie w stanie wyższej konieczności. Człowiek, którego zdrowie jest zagrożone, ma prawo ratować się i trudno go za to karać. Tym bardziej że wartość dobra poświęconego (cukierek) jest znacznie mniejsza niż wartość dobra ratowanego. Po powtórce z podstaw prawa karnego sędzia uniewinniła cukrzyka od zarzutu kradzieży cukierka.

Znalazła również okoliczność łagodzącą dla awantury z ochroniarzami. Ot, ogromne osłabienie sprawiło, że mężczyzna miał ograniczoną zdolność do kierowania swoim postępowaniem.

I tak sprawa, która nigdy nie powinna była wyjść poza sklep, znalazła finał na sali sądowej. Przegrani byli wszyscy: mężczyzna, którego niepotrzebnie ciągano po komisariatach i sądach, urzędnicy sądowi, którzy musieli poświęcić czas na zajmowanie się tak błahym zdarzeniem, oraz policja – która nie dość, że została w lokalnych mediach wyśmiana za nieuzasadnioną nadgorliwość, to też musiała, jako przegrany, ponieść koszty sprawy. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale samo wynagrodzenie dla adwokata z urzędu (pozwany wykazał, że nie jest w stanie samodzielnie opłacić pełnomocnika) wyniosło 221 zł brutto. Upraszczając: my, podatnicy, ponieśliśmy ten koszt.

W rozmowie z dziennikiem "Express Bydgoski" mecenas przyznał, że źle mu ze świadomością, że miałby cokolwiek zarobić na tak kuriozalnej sprawie.

- Mówi się, że pieniądze nie śmierdzą. Te jednak śmierdzą i nie chcę ich. Gdy tylko wpłyną na moje konto, zamierzam przekazać je toruńskiemu schronisku dla zwierząt - powiedział.

Źródło artykułu:WP Finanse
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (455)