Znasz fachowca? Możesz zarobić. Ile płacą firmy za polecenie pracownika?

Minimum 1,5 tys. zł za informatyka i 5 tys. zł za kierownika projektu. Tyle płacą szefowie swoim pracownikom za to, że ściągną do pracy kolegę - fachowca. Są przedsiębiorstwa, w których niedobory kadrowe są tak duże, że pokrywają one koszty dojazdu, byle tylko kandydat przyjechał na rozmowę kwalifikacyjną.

Znasz fachowca? Możesz zarobić. Ile płacą firmy za polecenie pracownika?
Źródło zdjęć: © © nestonik - Fotolia.com

26.08.2013 | aktual.: 26.08.2013 12:10

Minimum 1,5 tys. zł za informatyka i 5 tys. zł za kierownika projektu. Tyle płacą szefowie swoim pracownikom za to, że ściągną do pracy kolegę - fachowca. Są przedsiębiorstwa, w których niedobory kadrowe są tak duże, że pokrywają one koszty dojazdu, byle tylko kandydat przyjechał na rozmowę kwalifikacyjną.

Polecanie przez obecnych pracowników to drugi z trzech sposobów pozyskiwania kadry. Pierwszym sposobem jest bezpośrednia znajomość kandydata przez menedżerów – to gwiazdy i celebryci, których znają wszyscy w branży. Drugi sposób to właśnie polecanie – a więc kandydaci, których kompetencje znają nie wszyscy, a jedynie ci, którzy kiedyś z nimi pracowali. Trzeci sposób to otwarta rekrutacja – czyli docieranie do tych kandydatów, których nikt nie zna. Nie każda branża jest na tyle mała, że wszyscy się w niej dokładnie znają. Z kolei trzeci sposób jest drogi i powolny. Dlatego firmy lubią ten drugi sposób szukania pracowników. Nie trzeba kupować ogłoszeń. Nie trzeba przeglądać dziesiątek podań nadesłanych przez kandydatów, którzy nie zawsze posiadają wymagane w ofercie kwalifikacje. Odpadają pierwsze rundy rozmów kwalifikacyjnych i pisania z nich raportów.

– Przed wakacjami szukaliśmy dwóch inżynierów oprogramowania z konkretnymi kwalifikacjami. Pracownicy dostali informację, dwa dni później trafiło do nas osiem aplikacji. Osoby te spełniały 90 proc. wymagań. Zaprosiliśmy je na rozmowy, spotkaliśmy się także z osobami, które je polecały. Tydzień później, oba stanowiska zostały zajęte – opowiada Iwona Grochowska, menedżerka w dziale kadr średniej wielkości firmy informatycznej. – Gdybyśmy szukali jak zwykle, może trafilibyśmy na jedną z tych nowo zatrudnionych osób. Druga w tym momencie nie szukała pracy, ale gdy dostała informację o wakacie, postanowiła spróbować.

W branży IT taka rekrutacja ma sens. Firmy często poszukują pracownika o ściśle określonych umiejętnościach, ale i z odpowiednim doświadczeniem oraz podejściem do klientów. Tego nie widać w dokumentach rekrutacyjnych, a podczas rozmów kwalifikacyjnych wszyscy twierdzą, że są supermenami sprzedaży lub programowania. Dlatego opinia kogoś, kto poleca pracownika – i będzie z nim za moment współpracować – jest bardziej wartościowa. W niektórych firmach IT proces ten został sformalizowany. Istnieją oficjalne programy „employee referral”, w których za polecenie otrzymuje się punkty (do wymiany na różne gadżety i świadczenia, dodatkowe szkolenia, zniżki zakupowe itp.). Programy takie posiadają największe firmy, na czele z Google, HP, IBM.

Świadczenia gotówkowe stosują raczej mniejsze firmy, ponieważ im bardziej opłaca się dać pracownikowi premię przy najbliższej wypłacie niż tworzyć skomplikowane programy bonusowe czy funkcjonować miesiąc z wolnym stanowiskiem. Na taką formę dodatkowego wynagradzania, decyduje się 13 proc. firm w Polsce (dane wg Raportu Płacowego przygotowanego przez Advisory Group TEST Human Resources) Z polecenia rekrutuje co druga.

O jakich kwotach mowa? 20-30 proc. kosztów normalnej rekrutacji powinno być standardem. Czasem wynagrodzenie jest obliczane na podstawie pensji nowego pracownika, a wtedy nie ma reguły: jedni mogą dostać kilka procent czyli 200 zł, a inni 100 procent. Za ściągnięcie do firmy programisty z ok. 5 –letnim stażem, jedna z firm płaci swoim pracownikom 1,5 tys. zł. Z kolei duży koncern z branży paliwowej za kierownika projektu z 10-letnim stażem płaci już 5 tys. zł.

Niedawno w krakowskich biurowcach i centrach outsourcingowych pojawiły się pudełka z pączkami wraz z listem: "Jeśli jesteś informatykiem - dostaniesz świetną pracę! Jeśli znasz dobrego informatyka - za polecenie go zapłacimy ci 4 tys. złotych. Jeśli kompletnie nie rozumiesz, o czym mowa - po prostu zjedz nasze pączki". Jak się wkrótce okazało, za kampanią rekrutacyjną stała firma Luxoft, rosyjska spółka specjalizująca się w obsłudze m.in. bankowości inwestycyjnej, lotnictwa, telekomunikacji i energetyki.

Co ciekawe, niektóre firmy są w stanie zapłacić specjaliście nawet za to, że w ogóle przybył na rozmowę kwalifikacyjną. Kwota w wysokości ok. 500 zł ma pokryć m.in. koszty dojazdu.

- Są firmy, które potrzebują konkretnych pracowników, ale trudno ich "ruszyć" i zaprosić na rozmowę. Taka praktyka stosowana jest w wielu przedsiębiorstwach i dotyczy głównie branży IT, ale oczywiście pracodawcy raczej nie chwalą się tym – twierdzi Wioletta Radzyńska – Wiertaszek, specjalista ds. HR w Global Job.

Inne branże również zaczynają sięgać po polecenia pracownicze. W handlu, pracownik sklepu, który nie ma „syndromu lepkich rąk”, uśmiecha się do klientów i nie sprawia innych problemów, jest na wagę złota. W sprzedaży, solidny handlowiec, z dobrymi własnymi kontaktami, będzie łakomym kąskiem dla menedżera działu sprzedaży. W reklamie skuteczny i dobrze znający się zespół jest warty o wiele więcej niż dwie pensje. Dlatego tutaj polecanie przybiera czasem formę rekrutacji całych zespołów: jeśli firma chce zatrudnić wziętego grafika, musi również przygarnąć osobę od kreacji, z którą najlepiej się temu grafikowi współpracuje. Duże centra telemarketingu, obsługi klienta, procesów biznesowych zleconych na zewnątrz (business proces outsourcing, BPO) również cenią pracowników z polecenia – wiedzą, że tacy kandydaci mają motywację do pracy, a nie przychodzą jedynie odbębnić dniówkę.

- Taki sposób rekrutowania pracowników jest popularny np. w branży finansowej w Wielkiej Brytanii i USA, gdzie na 100 dużych firm, 85 ma wdrożone programy refreferencyjne. U nas ciągle jeszcze ma złą sławę, kojarzony jest z PRL-em, „pracą po znajomości”, nepotyzmem, sytuacją, gdy do firmy ściągana jest bliższa i dalsza rodzina oraz znajomi, których kwalifikacje są wątpliwe – dodaje Wioletta Radzyńska – Wiertaszek.

W jakich branżach to się nie sprawdza? Przede wszystkim w małych firmach, gdzie ważniejsze są kwestie przez kogo pracownik został polecony, a nie co naprawdę potrafi. W małych zakładach często panuje mentalność przysługi: szef robi przysługę obecnemu pracownikowi, że zatrudnia jego znajomego, i wykorzystuje to do osiągnięcia różnych ustępstw.

Podsuwając do pracy kandydaturę znajomego, trzeba pamiętać, że na pierwszym miejscu jest uczciwość wobec pracodawcy, a nie przysługa dla znajomego. Dobry kolega, który nie jest dobrym fachowcem, prędzej czy później wyleci, a reputacja polecanego zostanie nadszarpnięta.

ag/WP/PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (48)