Zrozumcie młodzi: każdy prezes również musiał odbębnić swoje

Pracowałem fizycznie, żeby pokryć koszty swoich studiów. Też zaczynałem od staży - w tym bezpłatnych. Nie jest tak, że mnie czy komukolwiek innemu fajnie się mówi, bo jestem prezesem. Ja się nim nie urodziłem - mówi Artur Skiba, prezes Antal International w Polsce.

Zrozumcie młodzi: każdy prezes również musiał odbębnić swoje
Źródło zdjęć: © mat.pras., na zdjęciu Artur Skiba

05.12.2013 | aktual.: 11.12.2013 10:10

Z jakiego powodu zdecydował się pan na napisanie apelu do młodych, który spotkał się z dużą krytyką?

Artur Skiba, prezes Antal International w Polsce: - Głównym motywem mojego listu była chęć obudzenia w młodych ludziach przedsiębiorczości. Chciałbym, żeby wzięli los w swoje ręce, bez oglądania się na to, co dzieje się dookoła, ponieważ przedsiębiorczość nie jest niczym elitarnym, zarezerwowanym tylko dla menedżerów.
Młodzi ludzie - również ci bez doświadczenia - także mogą być przedsiębiorczy. Nie muszą od razu zarabiać milionów, ale mogą być przedsiębiorczy w mikroskali. Chciałbym, żeby zamiast narzekać i biadolić - co jest zresztą poniekąd naszą narodową cechą - zaczęli kształtować w sobie przedsiębiorczość od pierwszych lat po wejściu na rynek pracy.

Jeśli dla większości młodych start w karierę oznacza bezpłatne staże albo pracę na śmieciówkach, pańskie zalecenia mogą okazać się tylko pobożnym życzeniem.

Przedsiębiorczość to jest również podejście młodych ludzi do ich kariery. Tak samo jak pracodawca inwestuje w pracownika, bo traktuje go jak swoje aktywa, tak samo młody człowiek powinien myśleć jak przedsiębiorca i traktować jako aktywa swój czas. Niech podejmuje decyzje, czy bardziej opłaca mu się zainwestować te aktywa w trzymiesięczne wakacje, czy raczej w trzymiesięczną pracę w gastronomii w Londynie, a może w staż w firmie, w której kiedyś chciałby pracować. Nawet jeśli miałby to być staż bezpłatny.

Jest pan zwolennikiem bezpłatnych staży?

Uważam, że bezpłatny staż może być formą wejścia na rynek pracy, co nie znaczy, że każdy będzie dobry. Bo jeżeli ma on polegać na tym, że student będzie obsługiwał ksero przez dwa albo trzy miesiące, to zgadzam się, że taki staż nie ma sensu. Młodzi ludzie powinni szacować, czy podczas stażu, na który idą, będą w stanie się czegoś nauczyć.

I muszą umieć skalkulować, czy nawet jeśli przez tydzień czy dwa faktycznie będą stali przy ksero, ale przez resztę czasu będą poznawali organizację - czy nie jest to dla nich mimo wszystko korzystne. Poza tym niemal wszystkie duże firmy zatrudniające stażystów oferują im wynagrodzenie - może nie najwyższe, ale jednak.

W ten sam sposób młodzi powinni skalkulować, czy opłaca im się inwestować swój czas w kolejny kierunek studiów?

Absolutnie tak. Uważam, że wręcz niektórzy młodzi ludzie idą tylko po to na kolejne studia, aby opóźnić swoje wejście na rynek pracy. Dlatego pomysł, aby kolejny kierunek studiów był płatny - jeśli ktoś wybiera się na więcej niż jeden - jest jak najbardziej słuszny.

Dlaczego młodzi mieliby opóźniać swój start do kariery?

Niektórzy czują przed nim lęk. Ciągle słyszą, że jest wyzysk młodych ludzi, że inni mieli jakieś niefajne doświadczenia, że musieli ciężko pracować. Wszystko to powoduje, że wolą pójść na kolejne studia i przedłużyć swoją młodość o kolejne kilka lat, niż mierzyć się z rzeczywistością.

A jak zaczynała się pańska kariera?

Tak jak wielu polskich prezesów czy dobrze sytuowanych menedżerów - od zera. Pracowałem fizycznie, żeby pokryć koszty swoich studiów i też zaczynałem od staży - w tym bezpłatnych. Nie jest tak, że mnie czy komukolwiek innemu fajnie się mówi, bo jestem prezesem. Nie urodziłem się nim.

Dziś młodzi ludzie nie mają w sobie pokory?

Rekruterzy zauważają coraz większą postawę roszczeniową wśród osób młodych, które nie mając doświadczenia, żadnego przygotowania, chciałyby na dzień dobry zarabiać po 4,5 tys. zł brutto albo więcej. Przy pierwszej pracy? Oczywiście, że praca powinna być dobrze płatna i każdy docelowo taką pracę powinien mieć, ale jeśli nie ma się doświadczenia, nie można tego wymagać.

Chciałoby się u młodego człowieka zauważyć większą wolę pokazania, na co go stać, zanim zacznie pytać o to, na jakie korzyści może liczyć.

Logiczne jest, że ani pracodawcy, ani pracownicy nie są instytucjami charytatywnymi. Szef nie będzie chciał płacić za nic, a pracownik nie będzie chciał robić niczego za darmo. Jeśli pracodawca nie może patrzeć na pracownika przez pryzmat doświadczenia - bo ten go jeszcze nie ma, to będzie na niego patrzył przez pryzmat postawy, a jeśli ta jest roszczeniowa, to dialog szybko się kończy.
Tymczasem młodzi nawet nie próbują udowadniać, co pracodawca zyska na ich zatrudnieniu. Mogliby się wykazać większym zaangażowaniem, ambicjami, czasem ciężką pracą.

Nie można jednak generalizować. Są chyba w Polsce młodzi ludzie, którzy dają się poznać od dobrej strony?

Oczywiście, że tak. Pisząc swój list, kierowałem go głównie do młodych pochodzących z klasy średniej, którzy pomału wchodzą na rynek pracy. To są dwudziestokilkulatkowie, którzy mogą sobie pozwolić na roszczeniową postawę, ponieważ mają za sobą rodziców, których stać na to, by opóźnić ich wejście na rynek pracy. Po co mają iść do pracy, w której zarobią mniej niż rodzice im dają? Im się to zwyczajnie nie opłaca.

Sugeruje pan, że jeśli postawa młodych się nie zmieni, mogą nad nami zawisnąć czarne chmury jak nad Hiszpanią?

Przez wiele lat po wejściu Hiszpanii do UE, stopa życia Hiszpanów rosła z roku na rok. Kolejne pokolenie prezentowało jednak konsumpcyjną postawę. I to jest coś, czego chciałbym uniknąć w Polsce.
W naszym kraju sytuacja się poprawia, powoli doganiamy Europę Zachodnią, klasa średnia się powiększa. I teraz od tych młodych, którzy wchodzą na rynek pracy, zależeć będzie, czy będą dalej rozwijać naszą gospodarkę, czy też podzielimy los Hiszpanii, konsumując to, co klasa średnia wypracowała w ostatnich dwudziestu latach.

Jolanta Miśków /AK/WP.PL

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (30)