Browar metodą na Artezana
Browary rzemieślnicze rzucają rękawicę piwnym koncernom. Ilością produkowanego piwa nie mają co rywalizować, sprawiają jednak, że w Polsce rodzi się nowy, bardziej wymagający piwny konsument, który byle czego do ust nie weźmie.
Średnia cena piwa w Polsce to około 5,20 zł za litr. Oni za półlitrową, a czasem nawet mniejszą, butelkę chcą nie mniej niż 6-7 zł. Mimo to ich piwa ciężko dostać, a w niektórych sklepach trzeba się wręcz na nie zapisywać. Browary kontraktowe i rzemieślnicze, bo o nich mowa, mają teraz swoje pięć minut i chcą je wykorzystać jak najlepiej.
Pierwszą jaskółką tzw. piwnej rewolucji było powstanie kontraktowego browaru Pinta w 2011 roku. Trzej panowie, Grzegorz Zemla, Marek Semla oraz Ziemowit Fałat, nie mogli kupić takich złocistych trunków, jakie chcieliby pić, więc postanowili zrobić swoje. Wynajęli linię produkcyjną w Browarze na Jurze i rozpoczęli warzenie. Niecodzienne nazwy, etykiety butelek bez złocistych kłosów czy starego browarnika sprawiły, że Pinta szybko podbiła rynek. A za nią poszli następni.
Działający od roku AleBrowar też zasłynął piwami o dziwnych nazwach, charakterystycznymi etykietami i przede wszystkim niespotykanymi w Polsce smakami. W Sweet Cow do produkcji użyto m.in. laktozy, natomiast przy warzeniu Amber Boy skorzystano z niezwykle rzadkiej metody chmielenia na zimno.
Piwa AleBrowaru nie każdemu podpasują, bo nie są to lagery jak większość dostępnych na naszym rynku produktów od Carlsberga, Kompanii Piwowarskiej czy Grupy Żywiec. Mimo to znalazły rzeszę fanów i dziś naprawdę trudno je dostać. Sukces browaru kontraktowego, który tylko wypożyczał linię produkcyjną w Browarze Gościszewo, jest na tyle duży, że jego założyciele już podjęli decyzje o postawieniu swojego zakładu.
- Obecnie bliżej nam do zakupu jednego z zamkniętych browarów niż stawiania własnego. Znaleźliśmy taki zakład, na Pomorzu posiada on instalację, która wymaga inwestycji na ponowny rozruch, na szczęście sama warzelnia o wybiciu 35 hl jest w dobrym stanie. Szczegółów na razie zdradzać nie mogę - mówi Bartosz Napieraj, jeden z trójki założycieli AleBrowaru.
Sam z wykształcenia jest socjologiem, a przez ostatnie kilka lat pracował w dużej firmie zajmującej się windykacją należności. Także jego koledzy wcześniej pracowali w dużych korporacjach. Postanowili jednak wszystko postawić na jedną kartę. Sprzedają co mają, zastawiają mieszkania, biorą kredyt w banku, a pozyskane pieniądze wkładają w swój browar. Jego koszt w zależności od tego, czy zdecydują się kupić dawny zakład, czy postawić swój od zera, to od 2 do 5 mln zł.
- Jak się chce coś robić, co jest pasją i miłością, no to trzeba zaryzykować - tłumaczy Bartosz Napieraj.
Na razie to, co dziewięć miesięcy temu włożyli w projekt browaru kontraktowego, zaczyna się zwracać, więc obawy są, ale nieduże. Tym bardziej że ich kryzys nie dotyczy. Polska wkroczyła już bowiem na drogę piwnej rewolucji, dzięki której coraz więcej osób zwraca uwagę nie tylko na to, ile alkohol ma procent, ale też jaki ma smak.
- We Włoszech małych browarów rzemieślniczych jest 400, a to przecież kraj, który z piwem w ogóle się nie kojarzy. W Polsce jest jeden, my chcemy jak najszybciej dołączyć do tego grona - tłumaczy.
Tym pierwszym jest Artezan, który warzy piwo od pół roku zaraz obok Grodziska Mazowieckiego. Podobnie jak AleBrowar założyło go trzech kumpli. Wcześniej jednak nie mieli browaru kontraktowego, a jedynie sami warzyli piwo w domu.
- Przez wiele lat byliśmy piwowarami domowymi. Naszymi produktami mogliśmy się pochwalić na konkursach piwnych czy wśród znajomych. Sprzedawać go jednak nie mogliśmy. Stwierdziliśmy więc, że czemu nie założyć browaru i wyjść z pomysłami do szerszej publiczności - mówi Jacek Materski, jeden ze współtwórców pierwszego polskiego browaru rzemieślniczego.
Okazało się, że od pomysłu do realizacji droga nie jest daleka. Swój browar założyli w dawnej... hurtowni wędlin i ochrzcili go mianem Artezan. Ich piwna manufaktura powstała kosztem około 200 tys. zł. To niedużo, ale browar raczej sklecili, niż wybudowali.
- Cały sprzęt skompletowaliśmy z różnego rodzaju przerobionych rzeczy, które wcześniej z browarnictwem nie miały wiele wspólnego. Ze złomów pościągaliśmy reaktory chemiczne, z Niemiec używane zbiorniki ze stali nierdzewnej. Wszystko wymagało wiedzy, doświadczenia i przede wszystkim własnej pracy - tłumaczy browarnik.
Na specjalistycznych forach internetowych określono to nawet "budową browaru na Artezana". Pierwsze piwo zaczęli sprzedawać w połowie czerwca zeszłego roku. Wcześniej większe problemy niż ze znalezieniem taniego sprzętu czy nawet kapitału na rozwój browaru mieli z urzędnikami. Całe procedury trwały ponad 13 miesięcy i wymagały 97 wizyt w urzędach. Same opłaty sięgnęły blisko 21 tys. zł.
- Problemem było choćby uzyskanie decyzji środowiskowej, bo browary są sklasyfikowane jako uciążliwe dla środowiska. Tak jest jednak z dużymi zakładami, a nie takim jak nasz minibrowarem, który jest tak samo szkodliwy jak kosiarka do trawy - żartuje Jacek Materski.
Problemy były też z rejestracją urządzeń, które sami zrobili lub wyciągnęli ze szrotów. Każde musiało bowiem dostać atest od Głównego Urzędu Miar. Jednak opłaciło się, bo piwo mimo słabej promocji szybko znika z barów i pubów. W sklepach pojawiło się go niewiele, bo dopiero na początku lutego kupili maszynę, która rozlewa piwo do butelek.
- Dla porównania, browar w Żywcu robi w jeden dzień tyle piwa, co my zrobimy przez 16 lat - podsumowuje.
Ich śladem idą jednak kolejni. Chałupniczą "metodą na Artezana" powstają m.in. Pracownia Piwa w Modlniczkach pod Krakowem czy Browarzyciel w Blizne Jasieńskiego obok Warszawy. Do Włoch nam jeszcze daleko, ale trzeba pamiętać, że pierwszy browar rzemieślniczy powstał w Polsce przed kilkoma miesiącami...