600 etatów i 40 mln zł na pensje
Minister Mucha chce zmian w Polskim Związku Wędkarskim. Władze związku są zaniepokojone. Twierdzą, że chodzi wyłącznie o pieniądze. A jest się o co bić, biorąc chociażby pod uwagę kolosalne zarobki w zarządzie głównym PZW
PZW, nie mylić z PZPN (złośliwi twierdzą, że podobieństwo do PZPN, szczególnie tego za czasów Grzegorza Laty, jest ogromne), stało się solą w oku minister sportu od czasu, gdy domagała się zmiany w statucie związku. Na uaktualnienie, którego wędkarze mieli dwa lata, ale do tej pory nic w tej sprawie nie zrobili. Ministerstwo wszczęło więc postępowanie administracyjne wobec PZW. Skutki tego postępowania mogą okazać się katastrofalne dla działaczy. W konsekwencji może nawet dojść do wstrzymania wykonania decyzji władz związku.
Polecamy: Najniżej opłacane stanowiska w 2012 roku
Co z kolei może zwiastować koniec finansowego eldorado PZW, na który składają się chociażby niemałe pensje. Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, w 2011 r. w Zarządzie Głównym, który liczy sobie kilkanaście osób, na wynagrodzenia wydano ponad 4 mln zł. "Dużą część z nich na diety. W sumie na ok. 600 etatów w PZW wydano ok. 40 mln zł” - czytamy w "DGP".
Jednak największe profity, które czerpią działacze pochodzą z hodowli ryb. Koszty zagospodarowania wód to w 2012 r. ponad 60 mln zł. Duża część tych pieniędzy przeznaczona jest na zarybianie. A tak się składa, że w zakładach rybacko-wędkarskich pracują często członkowie PZW, od których ryby kupuje PZW.
PZW w liczbach:
roczny budżet wynosi 160 mln zł,
zrzesza 630 tys członków,
działa w 45 okręgach, ma 2,5 tys. kół,
zarządza 200 tys. ha wód śródlądowych,
zarząd dostaje 4 mln zł *na swoje wypłaty,
posiada *600 etatów i 40 mln zł na pensje.
JK,WP.PL