Od stycznia 2009 r. za prąd zapłacimy 15 proc. więcej
Od 1 stycznia 2009 r. nowe taryfy nadal będzie zatwierdzał Urząd Regulacji Energetyki - poinformował jego prezes, Mariusz Swora. Nie oznacza to jednak, że od nowego roku w ogóle nie będzie podwyżek cen energii. Mogą wzrosnąć o ok. 15 proc.
Ale apetyty dostawców nadal będą hamowane przez regulatora rynku. Obecnie rynek cen energii elektrycznej jest regulowany dla gospodarstw domowych, których w Polsce jest ponad 14 mln. Kupują one jedną czwartą energii sprzedawanej przez polskich producentów. Dla odbiorców biznesowych ceny są już uwolnione.
Z decyzji prezesa URE niezadowoleni są producenci i dystrybutorzy prądu. _ Nasze stanowisko jest niezmienne, rynek jest najlepszym regulatorem cen. Klient powinien sam decydować, od kogo kupuje prąd. Obecnie w Polsce różnice cen u poszczególnych dystrybutorów sięgają kilku procent. Ale będą się powiększać _ - mówi Łukasz Zimnoch z Vattenfall, który ma około 11 proc. rynku dystrybucji prądu. Decyzja prezesa URE ewoluowała. Jeszcze w lutym zapowiadał, że rynek energii dla odbiorców indywidualnych powinien być uwolniony w styczniu 2009 r. Ale im bliżej było tego terminu, jego stanowisko stawało się coraz mniej twarde. Niedawno szef URE przedstawił wyniki badań dotyczących ubóstwa i wpływu wzrostu cen na sytuację gospodarstw domowych, wykonanych przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. Wynika z niego, że 30-procentowa podwyżka cen prądu spowoduje, że 1,5 mln gospodarstw będzie potrzebowało wsparcia. Według prezesa rodzinom, które najbardziej dotkną podwyżki, powinno pomagać państwo, ponieważ posiada ono aparat
pomocy społecznej i rozeznanie w sytuacji najuboższych.
Prezes URE przedstawił też wstępne dane dotyczące zadłużenia gospodarstw domowych. Wynika z niego, że winne są one przedsiębiorstwom energetycznym około pół miliarda złotych. Według URE decyzja o dalszym regulowaniu cen prądu nie uchroni nas przed podwyżkami. _ Oznacza to zatrzymanie wzrostu cen energii tylko w pewnym stopniu. Nie możemy brać odpowiedzialności za wzrost cen węgla, który wpływa na ceny energii. W dalszej perspektywie dojdą też koszty nowego obowiązku zakupu droższej od produkowanej z węgla energii ze źródeł odnawialnych _ - uważa prezes Swora. Kopalnie już od stycznia chcą od 20 do 40 proc. wyższej ceny za surowiec. Wydobycie węgla bowiem spada, a koszty rosną. Według Głównego Urzędu Statystycznego w sierpniu wydobycie było aż o 15 proc. niższe jak w tym samym okresie rok wcześniej. Obecnie 90 proc. produkcji prądu w Polsce powstaje w oparciu o węgiel. Dlatego tylko z powodu wzrostu cen węgla prąd może zdrożeć o 20 proc. Kolejną przyczyną podwyżek energii, które czekają nas w dalszej
perspektywie, są limity emisji dwutlenku węgla. Polska energetyka emituje go znacznie więcej niż średnia Unii Europejskiej. Za dodatkowe emisje trzeba będzie zapłacić. A te koszty elektrownie również przerzucą na swoich klientów. Niektórzy eksperci szacują, że w ciągu czterech lat nasze rachunki mogą wzrosnąć nawet dwukrotnie.
W tej chwili przeciętna rodzina płaci za prąd około 700 zł rocznie. Od stycznia może to być od 12 do 15 proc. więcej. Można się tego spodziewać po negocjacjach spółek sprzedających energię z elektrowniami. W ofertach na przyszły rok producenci żądają od 200 do 210 zł za MWh. Obecnie elektrownie sprzedają energię po około 160 zł za MWh.
Henryk Sadowski
NaszeMiasto.pl