Trwa ładowanie...
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjneŹródło: Agencja Wyborcza.pl, fot: Adam Stępień
28-12-2021 17:23

Podwyżki będą i to naprawdę wysokie. Nie tylko w sklepach

Zdrowia i pieniędzy – to niemal standardowe życzenia świąteczne i noworoczne. Jak jest z pierwszym, widzimy z codziennych komunikatów ministerstwa. Jak będzie z drugim? "Prognozowanie jest trudne, szczególnie jeżeli dotyczy przyszłości" - mawiał Niels Bohr, duński noblista. Spróbujmy to jednak oszacować, pamiętając o dwóch głównych zmiennych: inflacji i wzroście płac oraz o tym, że i one zależą od wielu procesów społeczno-gospodarczych. Start.

Co i ile waży w koszyku

Zacznijmy od odmienianej w ostatnim czasie przez wszystkie przypadki inflacji. W listopadzie 2021 roku wzrost cen towarów i usług według Głównego Urzędu Statystycznego wyniósł w Polsce 7,8 proc. To najwyższa wartość od przeszło dwóch dekad.

Aby obliczyć ten wskaźnik, GUS zbiera z rynku informacje na temat 230 tysięcy cen towarów i usług. Później grupuje te dane w dwanaście zbiorczych kategorii, takich jak użytkowanie mieszkania, żywność, odzież, czy transport i przypisuje odpowiednie wagi.

Jest to niezbędne, ponieważ każde gospodarstwo domowe (to właśnie gospodarstwo domowe, a nie poszczególne osoby są badane, żeby ustalić ostateczny poziom inflacji) wydaje różną część swoich dochodów na przykład na papierosy, a inną na żywność.

d40n59s

W znacznej większość gospodarstw domowych wydatki na żywność są o wiele wyższe procentowo niż wydatki na papierosy.

Ten system wag ma swoją nazwę: koszyk inflacyjny. W ramach koszyka największe grupy produktów to: żywność (28 proc. koszyka inflacyjnego), użytkowanie mieszkania (19 proc.) oraz transport (9 proc.). Jest to o tyle istotne, że pozwala nam, chociaż w przybliżeniu zrozumieć dynamikę inflacji i starać się z obecnych trendów wyciągnąć to, co będzie działo się w przyszłości.

Jeżeli więc w którejś z tych największych kategorii ceny będą rosnąć naprawdę szybko, będzie to z dużym prawdopodobieństwem ciągnęło całość inflacji w górę.

Dla przykładu: jeżeli znacznie zdrożałyby podręczniki szkolne to dla wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych nie miałoby to większego znaczenia, ponieważ kategoria "edukacja" to zaledwie 1 proc. koszyka inflacyjnego (oczywiście nie oznacza, że dla rodziców dzieci idących do szkoły nie byłoby to obciążeniem).

Wiemy już, że inflacja jest budowana w oparciu o koszyk inflacyjny. Wiemy orientacyjnie, co wchodzi w jego skład. To teraz dowiedzmy się, co ciągnie obecną inflację. I jak czynniki wpływające na ten wzrost będą prawdopodobnie wyglądały w przyszłości.

Odbicie "V". Ta gwałtowność zaskoczyła

Zapewne nieraz słyszeliście Państwo, że inflację ciągną w górę ceny energii. I to prawda. Według GUS gaz używany w mieszkaniach w listopadzie rok do roku zdrożał o prawie 18 proc. Opał natomiast o…ponad 37 proc. Niezwykle drożały również paliwa: olej napędowy podrożał o 37 proc., benzyna o 34 proc, a gaz na stacjach – w porównaniu do listopada 2020 roku – o szaleńcze 53 proc.

Ceny energii zaczęły "rozlewać się" po gospodarce, powodując efekt domina, bo kiedy rosną ceny energii, rosną ceny produkowanych dóbr. Tak samo dzieje się, kiedy rosną ceny paliwa potrzebnego przecież do transportu owych dóbr.

d40n59s

Mamy do czynienia z wyraźnym odbiciem w kształcie litery "V". Był to jeden ze scenariuszy rozwoju gospodarczego prognozowanych podczas pierwszych lockdownów. Gwałtowność tego procesu, a zwłaszcza to, w jaki sposób przekłada się on na głód energetyczny, zaskoczył jednak wielu analityków.

W przypadku Europy mamy jeszcze do czynienia z pomniejszymi czynnikami wpływającymi na ceny gazu. Większość tego surowca - ponad 90 proc. - jest przez nasz kontynent importowana. Spora część, około 40 proc. to import z Rosji. A ta przez długi czas nie chciała zwiększyć podaży gazu w ramach swojej politycznej gry.

Druga część opowieści o inflacji – o tym również wspominali eksperci EBC – to odłożona konsumpcja. Spora część z nas - zwłaszcza ci zamożniejsi - w trakcie lockdownów "magazynowała" gotówkę. Działo się tak, ponieważ ograniczone zostały możliwości jej wydawania: wakacje, hotele, restauracje, rozrywka.

Kiedy od lata tego roku, wraz z coraz większym wyszczepieniem społeczeństw zaczęły znikać restrykcje (a te, które się pojawiają, nie są – przynajmniej w Polsce - już tak dotkliwe i długotrwałe jak te z roku 2020) ludzie zaczęli na potęgę wydawać zachomikowane pieniądze.

To z kolei skłoniło wielu usługodawców to tego, aby podwyższyć ceny. Nic zresztą dziwnego – chcieli sobie odbić fatalny rok 2020. A wygłodniali konsumenci (a przynajmniej ich część) i tak będzie płacić, ponieważ bardzo się stęsknili za swoim starym stylem życia.

Do tej układanki dochodzą pozrywane łańcuchy dostaw oraz kłopoty na rynku półprzewodników. Jedno i drugie powoduje zawirowania choćby na rynku motoryzacyjnym. Ale również na rynku elektroniki (co dziwne – w Polsce nie jest to widoczne w statystykach GUS).

Oczywiście na inflację wpływają również inne czynniki, takie jak: polityka Banku Centralnego, który nie umie komunikować się z rynkami, słaba złotówka wpływająca na ceny paliw na stacjach (warto pamiętać, że transakcje na międzynarodowych rynkach ropy nie są zawierane w złotówkach), czy sytuacja na rynku pracy.

d40n59s

Wiedząc już, jakie są główne powody inflacji, możemy się zastanowić, co będzie się działo z czynnikami, które na nią wpływają.

Podwyżki firmy przerzucą na klientów

Wielu ekspertów (i nie chodzi mi bynajmniej o Adama Glapińskiego), w tym Christine Lagard, szefowa cytowanego już Europejskiego Banu Centralnego, uważa, że duża część z czynników najmocniej pompujących inflację jest przejściowa. Przy czym "przejściowa" nie oznacza "chwilowa". Jej przejściowość oznacza, że nie jest stałym elementem przyszłej gospodarki.

Zwiększone zapotrzebowanie na gaz w końcu się ustabilizuje, po odbiciu ceny paliw również powinny się uspokoić. Wyczerpią się również "złoża" odłożonej konsumpcji. Zrekonfigurują się łańcuchy dostaw i nieco zrównoważy sytuacja na rynku półprzewodników. Pytanie nie, czy to się stanie, tylko kiedy.

W Polskiej rzeczywistości możemy jeszcze zadać pytanie o tak zwaną spiralę inflacyjną, czyli proces, w którym wzrost cen skłania coraz więcej pracowników do udania się po podwyżki. A podwyżki firmy przerzucają na klientów. Jeżeli taki proces nie jest gwałtowny, nie ma się czego obawiać; najistotniejsze jest, żeby wzrost poziomu pensji wzrastał szybciej niż inflacja.

Problem zaczyna się wtedy, kiedy inflacja przebija poziom 10 proc., czyli kiedy rozpoczyna się galopująca inflacja. I tu ważna uwaga na marginesie: obecny poziom inflacji, to żadna "szalejąca" (to zresztą nazwa potoczna) inflacja, a z takim pojęciem często można zetknąć się w mediach.

Warto pamiętać, że poziom inflacji na poziomie 1,5 -3,5 proc. jest poziomem dla gospodarki optymalnym. Wzrost cen na poziomie 5-10 proc. rok do roku ekonomiści nazywają inflacją pełzającą. Hiperinflacja zaczyna się od… 150 proc.

Dlaczego inflacja na poziomie 10 proc. jest niebezpieczna? Ponieważ przebija ona pewną psychologiczną barierę, po której przekroczeniu rośnie ryzyko wpadnięcia w poważniejsze gospodarcze turbulencje i niestabilności. Czy ją przekroczymy w nadchodzącym roku?

d40n59s

Według większości analiz: nie.

A czy może nam pomóc tarcza antyinflacyjna? W pierwszym kwartale ma ona zbić inflację o 1,2 pkt. proc. A podwyżki stóp procentowych? Są one głównie sygnałem dla rynku, ale mają ograniczony wpływ na same podwyżki cen, ponieważ nie mają one przełożenia na światowe ceny energii. Według oszacowań w 2023 roku inflacja ma zbliżyć się do 3,7 proc.

Wysoka inflacja paradoksalnie ma związek z dobrą sytuacją na rynku pracy. Kiedy pracodawcy nie mają rezerwowej armii bezrobotnych, to rośnie siła negocjacyjna pracowników. Kiedy rośnie siła negocjacyjna pracowników, ci mają większą możliwość domagania się podwyżek.

Co więc będzie z podwyżkami w 2022 roku, czyli z drugą częścią opowieści o naszej sytuacji finansowej? Podwyżki będą. I to naprawdę wysokie. Według prognoz NBP w 2022 roku średnia płaca wzrośnie o niemal 8 proc., a więc będzie wyprzedzać inflację. W pierwszym kwartale pensje mają podskoczyć aż o 8,3 proc.

Ale to oszacowania dla średniej. Co niekoniecznie oznacza, że podwyżkę dostanie każdy. Ba, z badania przeprowadzonego na zlecenie portalu CiekaweLiczby.pl wynika, że większość Polaków (64 proc.) w ciągu ostatniego roku podwyżki nie dostało!

Nieco inne wnioski płyną z raportu opracowanego przez Hays Polska. Co prawda dane odnoszą się do 2019 roku, a więc gospodarczo znacznie stabilniejszego niż przedostatni rok, jednak wynika z nich, że podwyżki dostało… 64 proc. Polaków.

W 2022 z uwagi na presję płacową spowodowaną inflacją jest całkiem możliwe, że odsetek tych, którym jednak pensje wzrosną, będzie naprawdę duży. Z badania przeprowadzonego przez firmę Grand Thorton wynika, że niemal 60 proc. średnich i dużych przedsiębiorstw zamierza dać pracownikom podwyżki. To najwyższy odsetek w 13-letniej historii badania.

Dodajmy do tego zmiany podatkowe, które wejdą w życie z początkiem roku. Osoby zarabiające brutto 4 tys. złotych otrzymają na rękę 115 zł więcej, osoby zarabiające 5 tys. około 50 zł. Zmiany mają być neutralne dla pracowników zarabiających od 6 tys. do 11 tys. zł brutto na rękę. Tracić zaczną ci zarabiający powyżej 13 tys. zł brutto (czyli zarabiający obecnie powyżej 8600 zł na rękę).

d40n59s

Pamiętajmy również, że z automatu około 1,5 miliona osób dostanie podwyżki płacy minimalnej (tyle osób w Polsce dostaje najniższe wynagrodzenie). Ich pensje wzrosną w porównaniu do bieżącego roku o około 7,5 proc. Czy inflacja "wyzeruje" im podwyżkę? O tym przekonamy się w przyszłym roku.

Tych wydatków nie unikniemy. To problem

Wiele będzie oczywiście zależało od naszego wzrostu gospodarczego. Według OECD ten ma w Polsce wynieść w przyszłym roku 5,2 proc. Nieco niższe oszacowania prezentuje wyżej wspomniany PIE: 4,3 proc. I tu jest pewne "ale". Oba scenariusze zakładają, że polski rząd dogada się z Unią na temat wypłaty środków europejskich.

W nadchodzącym roku z pewnością czeka nas dalszy ciąg podwyżek cen. Istotne jest jednak to, że spora część z nas przynajmniej dostanie podwyżki.

Warto też pamiętać, że będą rosnąć głównie ceny energii. To oznacza, że wzrost cen sporej części przyjemności pozostanie umiarkowany. Małe to jednak pocieszenie, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że z pewnością więcej zapłacimy za energię w naszych domach. O ile z przyjemności da się zrezygnować, o tyle z wydatków związanych z mieszkaniem już nie.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią