Trwa ładowanie...

Polacy powiesili się na plantacji truskawek w Anglii

Na plantacji w hrabstwie Herefordshire powiesiło się dwóch Polaków. Inni pracownicy też mają złe wspomnienia.

Polacy powiesili się na plantacji truskawek w AngliiŹródło: AFP
dp40gm0
dp40gm0

Pierwszy powiesił się w ubiegły piątek około czwartej nad ranem. Przed piątą wezwano policję. Około dziewiątej rano – drugi. Śledczy nie ujawnią ich danych, dopóki o tragedii nie zostaną powiadomione rodziny w Polsce. Jeden z mężczyzn był w średnim wieku. Drugi to dwudziestokilkulatek. Rebeca Edmonds, rzecznik Brook Farm położonej we wsi Marden w hrabstwie Herefordshire, twierdzi, że to całkowity zbieg okoliczności, że oba samobójstwa zostały popełnione tego samego dnia.

_ Ofiary się nie znały. Należały do całkowicie odrębnych grup. Mogli się nawet nie spotkać, bo mieszka tu około dwóch i pół tysiąca osób _ – wyjaśnia. _ Wiemy, że obaj mieli problemy w swoich związkach, i tam mogą leżeć przyczyny tragedii _ – dodaje. Wtóruje jej rzecznik policji w Hereford, największym mieście hrabstwa. _ Pomiędzy samobójstwami nie ma najprawdopodobniej żadnej zbieżności _ – przekonuje Pete Butcher. Innego zdania są jednak Polacy, którzy pracowali na farmie w ostatnich dwóch latach.

Terror nadzorców

Według naszych rozmówców – którzy spędzili tam do trzech miesięcy latem 2006 roku – wielu nadzorców pracy stosuje terror psychiczny. Straszy wyrzuceniem za bramę tych, którzy nie wyrabiają normy (trzy i pół skrzynki truskawek na godzinę). _ Wielu Polaków tak załatwili. Do najbliższej wsi jest kilka kilometrów pieszo, a potem ze trzy autobusy do Londynu. Jak ktoś nie zna języka, sam sobie nie poradzi _ – opowiada 26-letni Wojtek. Dodaje, że ludzie byli przerażeni, że ich wyrzucą. Ale z drugiej strony byli skazani na pozostanie na farmie do końca kontraktu, bo dopiero wtedy pracodawca zapewniał transport do Polski.

_ Wszystko jest tam pod całkowitą kontrolą nadzorców. Cały czas trzeba mieć przy sobie kartę z chipem, która jest skanowana, gdy ktoś uzbiera skrzynkę, gdy ktoś wychodzi poza teren farmy lub na nią wraca. Do tego kolczaste ogrodzenie i ochrona _ – dodaje 36-letni Stanisław, który pracował wówczas z Wojtkiem (obaj pochodzą z tej samej wsi na Podkarpaciu).

dp40gm0

Połowa pensji

Zbieracze truskawek w Brook Farm mieszkają w przyczepach kempingowych. Po pięć, sześć osób w jednej. W upalny letni dzień nie da się w nich wytrzymać, choć to jedyna pora na odpoczynek.

_ Dla wielu ludzi najbardziej frustrujące było jednak, że nie mogli zarobić tyle, ile się spodziewali _ – dodaje Wojtek. Potrącano im z pensji za mieszkanie, za dostęp do rozrywki, za pomoc w wypełnieniu niezbędnych dokumentów, za wizytę u lekarza.

dp40gm0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dp40gm0