ACTA 2 to nowa cenzura? Kogo chroni? Eksperci odpowiadają

W pierwszej połowie września br. Parlament Europejski przyjął projekt dyrektywy o ochronie praw autorskich w Internecie. W teorii przepisy miały być wymierzone w takich gigantów i monopolistów, jak Google, czy Facebook. Pojawiły się jednak obawy, że dyrektywa może zostać wykorzystana także przeciwko dużo mniejszym firmom lub indywidualnym użytkownikom.

Jacek Gratkiewicz

30.09.2018 06:39

Przed pierwszym głosowaniem na początku lipca przetoczyła się po Europie fala protestów wraz z czasową blokadą Wikipedii. Do przyjętego 12 września projektu wniesiono aż 250 poprawek.

Nowa cenzura?

Projekt dyrektywy o ochronie praw autorskich w Internecie nazywany przez przeciwników projektu i media - ACTA 2 to w rzeczywistości utrwalenie istniejącego już modelu ochrony praw autorskich w Internecie.

- Zapisy w dyrektywie to fundamenty dobrze już zakorzenione w porządku międzynarodowym, które znajdujemy także w polskim prawie autorskim, potwierdzone wieloma umowami międzynarodowymi, a także wcześniejszymi aktami prawa wspólnotowego - wyjaśnia dr Joanna Kulesza z WPiA UŁ.

Określenie ACTA 2 przez jej przeciwników, ma sygnalizować niebezpieczeństwo jakim jest utrwalenie owego starego porządku, a być może posunięcie się jeszcze krok dalej, jeżeli chodzi o ograniczanie dostępu czy rozpowszechniania treści chronionych prawem autorskim.

Wciąż niejasne definicje

Dr Joanna Kulesza podkreśla, że każdy twórca ma prawo do ochrony swojej twórczości oraz do godziwego wynagrodzenia. Jednocześnie tworzone prawo powinno uwzględniać zmianę modeli gospodarczych. W Internecie w inny sposób niż dotychczas dzielimy się wiedzą, tworzymy treści i generujemy zyski.

Czy projekt nowej dyrektywy uwzględnia zmiany jakie zaszły na rynku medialnym, kto będzie decydował o tym jakie treści będą udostępniane użytkownikom Internetu, kogo w szczególności będzie chronić dyrektywa?

Dr Joanna Kulesza przywołuje także losy poprzedniej unijnej dyrektywy regulującej rynek telewizyjny:

- Kilka lat temu spieraliśmy się w Europie, także w Polsce, o model rynku medialnego, telewizyjnego. Wówczas mowa była o tym, że znowelizowana ustawa o radiofonii i telewizji w ślad za stosowną unijną dyrektywą będzie „kablem” na wideoblogerów. Podnoszono, że YouTube, Telewizja Polska i inne stacje, jak Polsat czy TVN będą takimi samymi dostawcami treści. Minęło osiem lat od wdrożenia tych zmian, można by się upierać, że takiego zrównania wciąż nie ma. Nie dość, że do końca nie wiemy, czy YouTube to faktycznie telewizja, to również model biznesowy tradycyjnych, komercyjnych dostawców i YouTube jest zupełnie inny. Inny jest rodzaj treści jakie otrzymujemy, różne jest podejście do kwestii ochrony dzieci czy praw stron trzecich - dodaje dr Joanna Kulesza.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (49)