Adam Glapiński zapowiada kolejne podwyżki stóp procentowych
We wtorek 8 marca Rada Polityki Pieniężnej po raz szósty z rzędu podniosła stopy procentowe. Główna stopa referencyjna wynosi teraz 3,5 proc. W środę prezes NBP i przewodniczący RPP Adam Glapiński mówił, że w kolejnych miesiącach trzeba się szykować na kolejne podwyżki, górny pułap stóp to "okolice" 4-4,5 proc.
09.03.2022 17:58
- W kolejnych miesiącach będą następne podwyżki stóp procentowych. Trudno powiedzieć, jaki będzie pułap, do którego dojdą stopy. Mówiłem wcześniej, że górny pułap to 4-4,5 proc., dziś bym to pewnie podwyższył - mówił podczas środowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński. - Ale proszę mnie spytać za miesiąc. Niewątpliwie gdzieś w tych okolicach, może jeszcze trochę wyżej, może niżej, jest jakiś pułap, którego przekroczenie powodowałoby negatywne silne efekty dla gospodarki – ocenił Glapiński.
- W tej chwili prawie wszyscy jesteśmy jastrzębiami, w RPP i zarządzie NBP. Trudno powiedzieć, jak długo to potrwa. Działamy pragmatycznie - powiedział prezes NBP. Przypomnijmy, że Rada Polityki Pieniężnej podniosła we wtorek stopy procentowe o 75 punktów bazowych. To oznacza, że główna stopa referencyjna wzrasta teraz do 3,5 proc.
"Inflacja jest za wysoka"
Glapiński dodał, że z punktu widzenia NBP najważniejsze jest przezwyciężenie inflacji. Podkreślił, że inflacja zmaleje, kiedy spadną ceny surowców energetycznych na świecie.
Glapiński zaznaczył, że czarny scenariusz byłby taki, że inflacja jest uporczywa i maleje tempo wzrostu gospodarczego. - Musimy zdusić inflację do takiego poziomu, by nie była bardzo dokuczliwa. Proszę pamiętać, że spadek wartości złotego nas interesuje, dlatego że podwyższa inflację. Dlatego stanowi to w tej chwili pierwszoplanowy przedmiot zainteresowania NBP - powiedział.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Inflacja jest za wysoka i musimy ją zbić. W 2024 r. będzie ona już na przyzwoitym poziomie, ale nadal będzie to powyżej pasma wahań - ocenił. Przypomnijmy, że cel Rady Polityki Pieniężnej – czyli inflacja, jaką chce RPP utrzymywać – wynosi 2,5 proc. z możliwością odchylenia inflacji o 1 pkt. proc. w górę lub w dół. Górne pasmo wahań wynosi więc 3,5 proc. W styczniu tego roku inflacja wynosiła natomiast 9,2 proc.
- Koniunktura w Polsce jest bardzo korzystna. Chcę to podkreślić: PKB szybko rośnie, w związku z tym są warunki do podnoszenia wynagrodzeń. W pierwszym kwartale bieżącego roku będzie to blisko 7 proc. PKB, a w całym roku ten wzrost wyniesie ponad 4 proc. - ocenił też Glapiński.
Podkreślił, że Polsce nie grozi recesja. - Mówimy jedynie o spowolnieniu z bardzo szybkiego wzrostu do szybkiego wzrostu, czyli z 7 proc. PKB do 4 proc., co nadal jest szybkim tempem wzrostu, nawet 3,5 proc. to nadal szybki wzrost – zapewniał prezes NBP.
Dodał, że "fundamenty polskiej gospodarki są silne, nie ma zjawisk kryzysowych". Zwrócił uwagę, że produkcja przemysłowa, sprzedaż detaliczna i eksport rosną w dwucyfrowym tempie, a stopa bezrobocia w Polsce należy do najniższych w Europie. - Liczba pracujących jest wyższa niż aktywność zawodowa, wzrosła aktywność zawodowa, dynamika inwestycji jest dodatnia – powiedział Adam Glapiński.
Przyznał jednak, że w przyszłości wzrośnie znaczenie czynników ograniczających wzrost PKB, takich jak inflacja czy spowolnienie aktywności gospodarczej za granicą, a także spadek napływu funduszy europejskich.
Glapiński o problemach z wymianą hrywny
Glapiński podkreślił, że napływ imigrantów z ogarniętej wojną Ukrainy, do którego obecnie dochodzi, jest wielkim wyzwaniem dla naszego państwa. - Nie wiadomo, ilu imigrantów przybędzie, jak wielu z nich zdecyduje się zostać u nas, jak duża część wróci na Ukrainę, jak się zakończy wojna. Ale ci, co zostaną, nawet przejściowo, tworzą dodatkowy popyt, a także dodatkową podaż pracy, która korzystnie wpłynie na rozwój polskiej gospodarki – zaznaczył prezes NBP.
- Napływ imigrantów jest korzystny dla gospodarki, oznacza przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego, zwiększenie potencjału pracy, zwiększenie skali wytwarzanego PKB - skomentował Glapiński. Dodał, że w ubiegłych latach PKB Polski rósł o ok. 1 proc. szybciej dzięki temu, że pracowało u nas ok. miliona Ukraińców, a także obywateli innych krajów.
Szef Narodowego Banku Polskiego odniósł się też do problemu wymiany hrywien w Polsce na złote. - Dążymy do rozwiązania tego problemu razem z PKO BP, razem z ukraińskim bankiem centralnym, z komercyjnymi bankami ukraińskimi - zapewnił.
Glapiński zwrócił uwagę, że na razie nie wiadomo, ilu obywateli Ukrainy będzie chciało wymienić hrywny i jaka to będzie kwota. Zauważył, że w ostatnich dniach fala migracji do Polski jest inna: początkowo mieliśmy napływ osób, które były w miarę zamożne, przygotowane na wyjazd; teraz mamy do czynienia z uchodźcami, którzy uciekają z terenów walk, raptownie opuścili swoje domostwa, praktycznie bez niczego.
- Nastąpił paradoks, że Ukraińcy wypłacali wszystkie swoje oszczędności do zera, bo zakładali, że w Polsce ich karty nie będą działać. Po przyjeździe do Polski okazało się, że karty działają nadal, ale hrywny nie są wymieniane - powiedział Glapiński.
- Trzeba będzie wprowadzić jakiś czas, w którym wymiana będzie możliwa, żeby uniknąć jakichś niepożądanych zjawisk i maksymalną sumę na dorosłą osobę - powiedział.
Szef NBP wskazał kilka kwestii technicznych związanych z dużą wymianą hrywien na złote. Jego zdaniem są dwie możliwe: albo przez NBP i bank centralny Ukrainy (zaznaczył, że trwają w tej sprawie rozmowy), albo poprzez banki komercyjne obu państw. Według Glapińskiego ta druga możliwość jest bardziej prawdopodobna.
Za wcześnie na euro
Prezes NBP zapewnił też, że polski bank centralny jest gotowy do dalszych interwencji na rynku walutowym, by powstrzymać osłabianie się polskiej waluty.
Ocenił także, że przyjęcie euro nie zwiększyłoby też w ogóle bezpieczeństwa militarnego. Jak mówił Glapiński, bezpieczeństwo militarne Litwy nie wzrosło z tego powodu, że przyjęła euro. - Bezpieczeństwo jest tam tylko dzięki NATO - stwierdził. - Euro nie daje żadnego bezpieczeństwa, powoduje spowolnienie wzrostu gospodarczego. Nasza sytuacja w strefie euro byłaby zła, nastąpiłoby spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego do poziomu średniego europejskiego, czyli przestalibyśmy się zbliżać do krajów bogatych - przekonywał.