Adam zawodowiec
Adam zarabia dziennie pięćdziesiąt złotych, czasem więcej. Ma trzynaście lat i każdego dnia po szkole, szuka w śmietnikach wszystkiego co da się sprzedać.
07.09.2007 | aktual.: 10.09.2007 16:46
Adam zarabia dziennie pięćdziesiąt złotych. Każdego dnia po szkole robi obchód. Na gdańskich osiedlach sprawdza pojemniki na śmieci i kontenery. Szuka wszystkiego co da się sprzedać - butelek, puszek, elementów metalowych konstrukcji. Każdego dnia przechodzi kilkanaście kilometrów pchając wózek. Adamowi czasem towarzyszy brat Adrian. - Adrian ma coś z płucami i często zostaje w domu. Za to ja jestem zawodowiec, w godzinę sprawdzam dwadzieścia koszy na śmieci - mówi Adam, ma 13 lat.
Bo ktoś musi
Adam zarabia, bo jak mówi ktoś w domu musi (mama ma niewysoką rentę, tata zniknął, kiedy Adam miał roczek). Rodzina dostaje pieniądze z pomocy społecznej, ale jest ich tak mało, że Adam musiał wziąć sprawy w swoje ręce.
- Najlepsze są puszki, butelki... Raz wygrzebałem karoserię po jakimś wartburgu, to sobie dres kupiłem do szkoły - twierdzi Adam. - Ciężko jest, bo dużo osób chodzi po śmietnikach, a ostatnio pojawiły się takie mulaty z Rumunii, czy skąd one tam są... Najlepszy jest poniedziałek, wtedy leży pełno butelek po sobotnich i niedzielnych imprezach. Raz nawet nie mogłem uciągnąć wózka i butelki zostawiłem w krzakach. Na drugi dzień je zabrałem.
Jakiś grosz
Adam zbiera butelki i złom po szkole, czasem wcześnie rano. Stara się odrabiać lekcje, ale na razie nie ma dużo nauki. Mama w domu zagania go do książek, ma na niego oko. - Nauka jest najważniejsza, zawsze to mówię. Nie chcę, żeby Adaś grzebał w tych śmietnikach, ale się uparł. Mówi, że zamiast biegać z chłopkami woli przynieść do domu jakiś grosz. W domu się nie przelewa, to się zgodziłam - mówi Anna, mama chłopców.
Ilu jest takich Adamów?
Ilu jest takich Adamów w polskich miastach? Władze nie prowadzą takich statystyk. W każdym mieście możemy jednak zauważyć dzieci myjące szyby aut, odstawiające wózki przed supermarketami, sprzedające butelki lub grzyby przy autostradzie. UNICEF podaje, że na świecie pracuje co szóste dziecko, a co dwunaste jest zmuszane do pracy.
Jolanta Kuderska, psycholog, współpracuje z jedną z gdańskich poradni psychologiczno-pedagogicznych: Pracujące dzieci to wielki problem. Praca nieletnich jest zakazana. Ciągle jednak trafiamy na dzieci, które żebrzą na dworcach, pracują ponad siły. Często mają kłopoty w szkole, dziedziczą ubóstwo po rodzicach, trafiają do ośrodków wychowawczych, bo sąd odbiera rodzicom prawa. Ważne jest tu zaangażowanie organizacji pozarządowych i instytucji rządowych, by interweniować w porę. Wielka praca czeka też streetworkerów, to oni muszą dotrzeć do rodzin, współpracować z nią. Ostatnio nasilił się problem pracujących dzieci. Do Polski przyjechało dużo obywateli Rumunii. Niestety ich dzieci często zarabiają na dworach lub ulicach grając na instrumentach. Ale są też dzieci, które nie żyją w skrajnym ubóstwie, dorabiają do kieszonkowego zbierając owoce w czasie wakacji. To model jak najbardziej pozytywny.