Agnieszka ma cztery sklepy i marzy o niedzieli bez handlu. "Oddałabym 2 tys. za ten luksus"
- Mój najdłuższy urlop w tym roku trwał pięć dni. Za pracujący weekend daję wolne pracownikom, ale sama nie odbieram wolnego. Policzyłam, że w niedzielę mam fajny utarg, ale koszt zatrudnienia dodatkowo dwóch osób do obsługi zjada mi większość zysku z tego dnia. Tak, marzę o wolnej niedzieli - mówi Agnieszka, właścicielka czterech sklepów spożywczych w Warszawie.
02.10.2017 | aktual.: 02.10.2017 18:37
Zakaz handlu w niedziele ma dać dzień wytchnienia kilkuset tysiącom pracownikom zatrudnionym tego dnia w sklepach, pracujących za kasą, w obsłudze centrów handlowych - przekonuje Solidarność i zwolennicy ustawy. Okazuje się, że o wolnej niedzieli marzy także część przedsiębiorców.
Agnieszka ma 39 lat, a w dobrym miesiącu zarabia nawet 12 tys. złotych na rękę. To suma przypadających jej zysków z czterech sklepów spożywczych w Warszawie. Niedawno otworzyła piąty sklep pod szyldem znanej sieci handlowej. Ta praca to jej pasja i zajęcie, bez którego nie wyobraża sobie życia. Ciemna strona? Łańcuch przykuwający ją na 7 dni do fotela, laptopa z systemem sprzedażowym i komórki.
Krótki łańcuch sklepikarza
Dyrektor sieci handlowej wskazał ją jako gwiazdę franczyzy, najlepszego menedżera małych, osiedlowych sklepów w Warszawie. To dlatego, że jej biznesy hulają na pełnych obrotach, mają zyski mimo sąsiedztwa Biedronek, Lidlów. Sama właścicielka szkoli innych franczyzobiorców sieci, z tego jak przetrwać na rynku. Miała opowiedzieć czy otwarcie sklepu jest jeszcze dobrym pomysłem na własny biznes. Kiedy spotykamy się na zapleczu jej sklepu na warszawskim Żoliborzu nieoczekiwanie rozmowa skręca na temat zakazu handlu w niedzielę.
- Jeden dzień bez myślenia, ilu klientów podbierze Biedronka. Jeden dzień, by wieczorem spokojnie otworzyć butelkę wina, nie martwiąc się, że następnego dnia będę przyjmować towar z bolącą głową. Jestem za wolną niedzielą - zwierza się w rozmowie z WP bizneswoman. Klika w system sprzedażowy swoich sklepu i pokazuje, dlaczego nie opłaca się handlować w niedzielę.
W niedzielny poranek sprzedaje to co jest potrzebne na śniadanie: pieczywo, nabiał, jogurty, trochę warzyw i owoców. W kolejnych godzinach "zachciewajki klientów": piwo i mocniejsze alkohole, coś na grilla i przekąski, a jeśli jest ciepło - lody. W większości są to jednak produkty o niskiej marży, albo te, gdzie cenę detaliczną dyktuje dostawca lub producent. Kokosów z tego nie ma, a niedzielny klient wydaje jednorazowo mniej niż 50 zł.
Teraz koszty. Standardowa obsługa w 100-metrowym sklepie liczy 3-4 osoby plus właściciel. Przy pracujących weekendach pracownicy odbierają wolne w tygodniu. To oznacza konieczność zatrudnienia dwóch dodatkowych pracowników. Oni pracują, kiedy weekendowy zespół odbiera wolne dni. Są miesiące, kiedy w kalendarzu trafia się pięć niedziel (tak jest choćby w październiku), wtedy menedżerka sama staje za kasą.
- Koszty zatrudnienia niedzielnej obsługi zjadają większość zysków z tego dnia. W ciągu tygodnia, przez 4 dni sklep zarabia na pensje pracowników, dwa dni to koszty towaru oraz opłaty czynszowe. Mniej niż jeden dzień w tygodniu pracuje na mój zysk - wylicza Agnieszka. Nie może sobie pozwolić na zamknięcie sklepu w niedzielę, bo wtedy pracują dyskontowe sieci, ostatnio Biedronka nawet wydłuża czas pracy w niedziele.
- Klient, który zastałby u mnie zamknięte drzwi, zazwyczaj już nie powróci. Nauczy się robić stale zakupy u konkurencji. W ten sposób właściciele małych sklepów sami wpędzili się w system pracy przez 7 dni w tygodniu, od rana do 22 - opowiada.
Oddam 2000 zł za dzień wolnego
Przy zakazie handlu w niedzielę dla wszystkich sklepów mogłaby sobie pozwolić na luksus dnia wolnego. - Ponieważ klient i tak musi gdzieś kupić bułki i masło, pieniądze z niedzieli zarobi w sobotę. Zazwyczaj przed dniem świątecznym obroty rosną o ponad 40 procent. Tak działa branża spożywcza - podsumowuje dodając, że właśnie opcja zamknięcia biznesu na wszystkie niedziele jest najlepsza dla małych przedsiębiorców. - Chętnie zrezygnowałabym z tysiąca czy dwóch wynagrodzenia, właśnie za luksus odpoczynku. Przeczuwam, że z wolną niedzielą walczą tylko lobbyści wielkich centrów handlowych i elektro-marketów, gdzie zakupy są bardziej rozrywką klientów niż koniecznością - mówi dalej Agnieszka.
Przypomnijmy, że według najnowszego wariantu ustawy handlowej, sklepy byłyby na razie zamknięte w co drugą niedzielę w miesiącu. To rozwiązanie skomplikowane dla klientów. Nie byliby pewni, kiedy sklepy są otwarte, a kiedy zamknięte. Eksperci Polskiej lzby Handlu twierdzą, że w takim wariancie pracę straci co najmniej 10 tys. osób w centrach handlowych. Ich obroty spadną o blisko 2,3 mld zł, a skarb państwa dostanie w podatkach ok. 450 mln zł mniej.