Amerykanie czekali na końcówkę sesji
Po bardzo dziwnej końcówce piątkowej sesji w USA można było w poniedziałek oczekiwać realizacji dosłownie każdego scenariusza. Przed sesją nastroje w Europie była bardzo słabe, ale wiadomo było, że Amerykanie łatwo się zewnętrznym nastrojom nie poddają. Tym razem też niechętnie reagowali na europejski pesymizm.
25.05.2010 | aktual.: 25.05.2010 10:11
Dane makro były bardzo dobre, ale praktycznie bezwartościowe. To stwierdzenie jest jedynie pozornie paradoksalne. Rzeczywiście w kwietniu w USA sprzedaż domów na rynku wtórnym gwałtownie wzrosła (7,6 proc.). Wzrosła też mediana ceny (4 proc. r/r). Problem jednak w tym, że raport był kompletnie bez znaczenia, bo kwiecień był ostatnim miesiącem obowiązywania programu dopłat do kupna domu. Korzystano również z zaniżonego przez „grecki” kryzys oprocentowania kredytów. Należy zakładać, że od maja aktywność na tym rynku gwałtownie spadnie.
Rynek akcji nie bardzo wiedział, co robić. Sesja rozpoczęła się od spadku indeksów. Potem byki wykorzystały pretekst w postaci raportu z rynku nieruchomości i indeksy wróciły nad kreskę. Indeksowi NASDAQ pomagało podniesienie przez Morgan Stanley rekomendacji dla Apple. Sektorowi finansowemu szkodziły nastroje po przejęciu banku w Hiszpanii. Swoją cegiełkę dołożył też Goldman Sachs podnosząc rekomendację dla Citigroup (akcje drożały) i obniżając dla Wells Fargo (taniały).
Sesja była bardzo nerwowa, ale widać było, że mimo niedobrych informacji napływających ze świata i spadku kursu EUR/USD (mocny dolar szkodzi gospodarce USA) indeksy nie bardzo chciały spadać. Nie chciały, ale od połowy sesji osuwały się. Czekano jeszcze na powtórkę piątkowego cudu (20 minut i 1,5 procent wzrostu), ale tym razem się nie pojawił, więc w ostatnich 15 minutach zatryumfowała podaż. Ucieczka z rynku była równie szybka jak piątkowy wzrost. Tym razem 40 minut wystarczyło, żeby indeks S&P 500 stracił prawie półtora procent. Tą sesją wróciliśmy do stanu sprzed piątkowego, dziwnego, wzrostu. Obraz rynku jest nadal bardzo „niedźwiedzi”, a duża zmienność pozostanie z nami przez czas dłuższy.
GPW rozpoczęła sesję od ponad jednoprocentowego wzrostu WIG20, ale bardzo szybko indeksy zaczęły się osuwać. Po 1,5 godzenie nic już z wzrostów nie zostało, a potem indeksy zabarwiły się na czerwono. To był oczywiście wynik bardzo słabego zachowania innych rynków europejskich. Nasz rynek zachowywał się dużo lepiej. Po południu wystarczyła naprawdę nieznaczna poprawa nastoju na innych giełdach, żeby WIG20 wyszedł nad kreskę. Najmocniejsze były banki, czyli sektor, który najmocniej tracił w Europie.
Gracze najwyraźniej nie wierzyli w kontynuację przeceny na świecie. Po pobudce w USA indeksy w Europie zaczęły się podnosić. U nas oczywiście też indeksy powoli zwiększały skalę wzrostu. Nic wielkiego z tego nie wyszło, bo WIG20 wzrósł jedynie o 0,77 proc., ale jednak wzrósł i poprawił humory byków. Dużym minusem był jednak gwałtowny spadek obrotów. Z tego wynika, że wzrost zawdzięczamy dużej wstrzemięźliwości podaży, a nie aktywności popytu. Poza tym wzrost na małym obrocie (książkowo, rzadziej na GPW) nie jest wiarogodny. Dzisiaj rano posiadacze akcji muszą trzymać kciuki, bo jeśli agencje nie zdementują informacji z Korei Północnej 9o mobilizacji wojsk Korei Północnej) to nie powstanie efekt odreagowania, a to się może źle skończyć. Wczorajsza siła naszego rynku jest bardzo nietrwała – może się skończyć w parę minut.
Piotr Kuczyńsk
Xelion. Doradcy Finansowi