Armia zawodowa czy armia poborowa?
Mamy ambitny plan zbudowania armii zawodowej. Należy nań dmuchać i chuchać, aby się powiódł. Usuwać zawczasu wszelkie ryzyka na jego drodze. W felietonie z 4.11 br. pisałem o ryzykach związanych z nadmiernym, zbytecznym przyspieszeniem terminu profesjonalizacji oraz brakiem koniecznych zmian organizacyjnych w armii zawodowej w stosunku do armii z poboru (zamierza się utrzymać taką samą wielkość i strukturę armii zawodowej, jakie miała armia poborowa – to ewenement na skalę światową). Dzisiaj chciałbym zasygnalizować ryzyka związane z kadrami i modernizacją techniczną. Są to dwa najważniejsze czynniki jakości każdego wojska.
02.12.2008 | aktual.: 02.12.2008 07:20
Za niezmiernie ryzykowne i wręcz niebezpieczne dla procesu profesjonalizacji wojska należy uznać planowane obniżenie wymagań co do wykształcenia ogólnego oficerów z obecnie obowiązującego wykształcenia wyższego II stopnia (magisterium) do poziomu licencjata. Przecież nawet dla laika jest oczywiste, że wymagania, co do ogólnego przygotowania oficerów, raczej wzrastają, a nie obniżają się. Tymczasem projekt MON w istocie zaciera różnicę między oficerami i prawdziwie profesjonalnymi podoficerami w armii zawodowej.
W coraz bardziej skomplikowanych międzynarodowych operacjach kryzysowych konieczne są wiedza i umiejętności nie tylko, a może nawet nie przede wszystkim, wojskowe. Działania polityczne, społeczne, ekonomiczne, psychologiczne, prawne, administracyjne to główna treść tych operacji. Dodajmy do tego wkraczanie w erę operacji informacyjnych, cyberprzestrzennych, konieczność sterowania coraz bardziej złożonymi systemami broni precyzyjnej, zautomatyzowanej, zrobotyzowanej. To pierwsze z brzegu przesłanki zwiększające wymagania wobec poziomu wykształcenia kadr wojskowych.
Pozostaje nadzieja, że Sejm jeszcze zdąży i zdoła poprawić rządowy projekt licencjalizacji kadry oficerskiej i nie dopuści do obniżenia jakości kadr dowódczych w mającej się właśnie charakteryzować przyrostem jakości armii profesjonalnej. Sejm musi ratować ideę profesjonalizacji wojska.
Tym bardziej, że takie same zastrzeżenia musi budzić zaniżanie wymagań wobec kandydatów na podoficerów i szeregowych. Armia zawodowa nie może przyjmować wszystkich, którzy się do niej zgłoszą, bo nie będzie żadną armią zawodową, tylko zbiorem ochotników. Trzeba więc podnieść poprzeczkę wymagań i jednocześnie zagwarantować konkurencyjne na rynku pracy warunki finansowe dla żołnierzy zawodowych i kontraktowych.
Jakość kadr to oczywiście nie tylko właściwa rekrutacja. Równie ważne, jeśli nie jeszcze ważniejsze, jest zbudowanie profesjonalnego sytemu szkolenia indywidualnego i zespołowego. Tu zmiany, w stosunku do armii z poboru muszą być rewolucyjne. Na to potrzeba sporych dodatkowych nakładów.
Bardzo duże ryzyko profesjonalizacyjne wiąże się z obniżeniem tempa modernizacji technicznej. Nakłady na nią planuje się zredukować do minimalnego poziomu ustawowego – 20% budżetu MON. Niewątpliwie to jedno z najpoważniejszych generatorów ryzyka profesjonalizacji. Mozolnie budowana przez poprzednie rządy tendencja zwiększania nakładów modernizacyjnych zostanie nie tylko zahamowana, ale wręcz cofnięta o wiele lat. To będzie bardzo trudno nadrobić. Ponieważ nasze wojsko jest wciąż jeszcze na dorobku, w pościgu za armiami sojuszniczymi, dlatego u nas nakłady modernizacyjne powinny być większe niż gdzie indziej – nawet 1/3 (a nie 1/5) budżetu MON powinna być na to przeznaczana. Przy okazji chciałbym przypomnieć swą propozycję kierowania się strategią przeskoku generacyjnego w procesie modernizacji technicznej sił zbrojnych. W sprzeczności z tą strategią stoi np. przyjmowanie różnych darów i pozornie atrakcyjnie wyglądających ofert starego sprzętu – jak choćby ostatnio czterdziestoletnich amerykańskich samolotów
transportowych HERCULES.
Warto w tym miejscu zauważyć, że ze względu na znaczenie obrony przeciwrakietowej konieczne jest ustanowienie narodowego programu przeciwrakietowego podobnego w swych zasadach do programu samolotowego F-16. Nie da się zrealizować tego programu w ramach budżetu MON, jeśli będziemy chcieli jednocześnie budować armię profesjonalną.
W sumie profesjonalizacja sił zbrojnych jest niewątpliwie priorytetem w ich transformacji. Jest ona też wciąż otwartym wyzwaniem. Należałoby jak najwcześniej usunąć już pojawiające się ryzyka dla jakości armii zawodowej oraz zapewnić wyprzedzające monitorowanie tego procesu, aby zapobiec nowym ryzykom w przyszłości. W żadnym wypadku nie możemy kierować się filozofią – zaczynamy i zobaczymy co z tego wyjdzie. To jest zbyt poważne, najważniejsze w dwudziestoleciu, przedsięwzięcie transformacyjne, aby pozwolić sobie na tego typu podejście.
Aby działać planowo i wyprzedzająco, potrzebna jest do tego wyspecjalizowana, profesjonalna instytucja planowania strategicznego z prawdziwego zdarzenia, której w MON nie ma. Należałoby ją stworzyć odpowiednio przekształcając i modyfikując funkcje Sztabu Generalnego WP. Dlatego jednym z podstawowych warunków pomyślnego przeprowadzenia profesjonalizacji sił zbrojnych jest reforma systemu kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi. Niestety, nie widać woli przeprowadzenia takiej reformy – i to jest jedno z najważniejszych, systemowych źródeł poważnych ryzyk dla profesjonalizacji.
Gen. Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski