Będzie konkurs na karoserię polskiego elektrycznego auta
Ministerstwo Energetyki planuje jeszcze w listopadzie ogłosić konkurs na karoserię pierwszego polskiego samochodu elektrycznego - powiedział PAP minister energii Krzysztof Tchórzewski. To pierwszy etap budowy samochodu na prąd, o którym marzy rząd Beaty Szydło.
21.10.2016 | aktual.: 21.10.2016 10:28
Ministerstwo Energii planuje jeszcze w listopadzie ogłosić konkurs na karoserię pierwszego polskiego samochodu elektrycznego - powiedział PAP minister energii Krzysztof Tchórzewski. To pierwszy etap budowy samochodu na prąd, o którym marzy rząd Beaty Szydło.
Minister dodał, że prototyp pojazdu będzie gotowy w przyszłym roku. Kiedy auto ma trafić do produkcji seryjnej, kto ma je produkować, kto ma dostarczyć komponenty do napędu elektrycznego - tego nie wiadomo.
Pewne jest, że "niewielki" i nie droższy niż 70 tys. zł samochód powinien w co najmniej 60 proc. składać się z polskich części. Szef resortu dodał, że samochód przeznaczony byłby przede wszystkim dla osób, które będą dysponowały miejscem parkingowym, w którym mógłby być ładowany i którym jedno ładowanie wystarczy na ok. trzy dni.
Wielką zaletą takiego pojazdu byłby - zdaniem ministra - koszt przejechania stukilometrowego odcinka: 2 - 4 zł. Założenia są świetne, ale czy możliwe do spełnienia?
Czas
Czołowe firmy motoryzacyjne nad produkcją samochodów elektrycznych pracują od lat. Najpierw jednak opracowują układ napędowy, podwozie i zasilanie. Kształt nadwozia to kwestia wtórna. W Polsce za budowę samochodu elektrycznego zabierzemy się od końca. To trochę tak, jakby budować dom od dachu. Nie mamy fundamentu, a już mówimy o wyglądzie elewacji. Poza tym w Polsce nie ma producenta samochodów, nie mówiąc już o producentach technologii EV.
Jak twierdzi Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego SAMAR założenia rządu w sprawie sprzedaży i budowy elektrycznych samochodów są bardzo ambitne, ale i mało realne. - Trzynaście lat (rząd wyznaczył sobie graniczną datę na 2030 rok - przyp. red.) to zbyt krótki czas, by uruchomić wielkoseryjną produkcję własnych samochodów elektrycznych, które mogłyby konkurować z powodzeniem z autami zagranicznymi. Podkreśla jednak, że to wystarczająco dużo czasu, by zachęcić już działających inwestorów z branży motoryzacyjnej, by u nas ulokowali produkcję samochodów z alternatywnym napędem.
Cena
Na polskim rynku są już sprzedawane samochody elektryczne. Ale rząd z ministerstwem finansów, a teraz energetyki na czele, nie chcą tego faktu zauważyć. Niestety, z uwagi na brak jakichkolwiek zachęt zakupowych i wysoką cenę auta elektryczne nie cieszą się popularnością. Inaczej jest np. w Norwegii, która wprowadziła ulgi podatkowe przy zakupie EV, co spowodowało wzrost sprzedaży aut z tego typu napędem. Dzisiaj co trzeci sprzedawany tam samochód jest elektryczny, co daje Norwegii największy udział EV w rynku.
W Polsce najtańszy wśród elektryków jest Renault Zoe. Sprzedaż roczna to ledwie kilkanaście sztuk. Kosztuje w podstawowej wersji 90 tys. zł. To znacznie więcej od założonej przez ministerstwo ceny 70 tys. zł.
Zasięg
Nie tylko cena może sprawiać kłopot. Zasięg EV to pięta achillesowa technologii elektrycznej. Ministerstwo założyło, że "jedno ładowanie ma wystarczyć na ok. trzy dni jazdy". Z doświadczenia wiemy, że przy obecnej technologii i wydajności akumulatorów to niemożliwe. Renault Zoe gwarantuje zasięg deklarowany 210 km. Faktycznie można nim przejechać ok 100 km.
Droższy, bo większy, jest też Nissan Leaf. Producent twierdzi, że z akumulatorami 30 kWh zasięg wzrósł do 300 km, jednak faktycznie auto potrafi przejechać przy normalnej jeździe ok 200 km. To i tak niezły wynik. Dalej w kolejce są VW e-Golf i BMW i3. Każdy z nich kosztuje ponad 150 tys. zł.
Jak podkreśla Wojciech Drzewiecki bez odpowiedniego wsparcia fiskalnego, o którym zresztą rząd wspomina, trudno będzie namówić klientów, by kupowali auta z alternatywnym napędem. - Nie zapominajmy także, że bez radykalnego postępu w produkcji baterii, niewielki zasięg samochodów elektrycznych może zniechęcać klientów do zakupów. Dotyczy to szczególnie tych osób, które mają ograniczone zasoby finansowe i stać je jedynie na zakup i utrzymanie jednego auta. To wszystko powoduje, że wyznaczony przez resorty rozwoju i energii cel na poziomie miliona aut elektrycznych za 10 lat może być trudny do osiągnięcia - mówi Drzewiecki.
Czy to dobry pomysł
Oczywiście nie, ale zawsze miło jest popatrzeć na śmiałe wizje stylistów. Co tu dużo mówić, akurat w tej dziedzinie Polska ma się czym pochwalić. Kamil Łabanowicz, młody Polak od lat rysuje samochody dla Audi. Stworzył projekt koncepcyjnego samochodu elektrycznego e-Tron Quattro, na bazie którego bedą powstawały seryjne modele.
Nie brakuje też innych wizjonerów, o których pisaliśmy, przedstawiając galerię polskich samochodów koncepcyjnych - ZOBACZ TUATAJ. Styliści tworzą projekty na kartkach papieru z nadzieją na budowę choć jednego egzemplarza w skali 1:1. Być może teraz im się to uda.
Plan elektryfikacji
We wrześniu resort energii przyjął Plan Rozwoju Elektromobilności, który zakłada, że do 2025 r. po polskich drogach będzie jeździć milion samochodów elektrycznych. Plan uwzględnia też elektryfikację transportu publicznego.
W 2020 r. - jak wynika z planów resortu energii - w Polsce zarejestrowanych powinno być już ok. 75 tys. pojazdów elektrycznych, z czego 70 proc. w aglomeracjach i obszarach gęsto zaludnionych. W 2025 r. we flocie wykorzystywanej przez administrację publiczną pojazdów napędzanych prądem miałaby być połowa.
Plan ma być realizowany w trzech etapach - w fazie pierwszej, do 2018 r., wdrożone mają być programy pilotażowe, które za zadanie będą miały przekonać do elektromobilności. W tym czasie mają też powstać prawne warunki do rozwoju tej gałęzi przemysłu.
W fazie drugiej, czyli w latach 2019 - 2020 w wybranych aglomeracjach i wzdłuż sieci TEN-T (Transeuropejskiej Sieci Transportowej) w Polsce ma powstać infrastruktura do ładowania pojazdów elektrycznych. W 32 wybranych aglomeracjach ma być wtedy 50 tys. pojazdów na prąd i 6 tys. punktów o normalnej mocy ładowania oraz 400 punktów o dużej mocy ładowania.
W tym czasie - jak zapowiada resort energii - pojawią się zachęty do kupowania pojazdów elektrycznych. M.in. zerowa stawka VAT, co wymaga przekonania do tego pomysłu KE, bo na razie europejskie przepisy takiej możliwości nie przewidują. Zachętą ma być uzależnienie opłaty rejestracyjnej od emisyjności i ceny. Oznacza to, że taka opłata byłaby wyższa dla tych, którzy kupują samochody tańsze, często z drugiej ręki, które emitują wiele zanieczyszczeń.
Jak przewidują twórcy planu, w fazie trzeciej, w latach 2020 - 2025 ze względu na coraz większą popularność powstanie moda na pojazdy napędzane prądem, to zaś będzie stymulować na nie popyt. Polska sieć energetyczna będzie już wtedy przygotowana na dostarczenie energii dla ok. miliona elektrycznych pojazdów. Elektrycznie napędzane pojazdy pozwolą na bardziej efektywne wykorzystanie sieci energetycznych, przede wszystkim w tzw. dolinach nocnych, kiedy to elektrownie produkują prąd, a jego zużycie jest niewielkie. W tym czasie napędzane elektrycznością pojazdy mogłyby być ładowane.
W środę PGE Polska Grupa Energetyczna, Energa, Enea oraz Tauron Polska Energia poinformowały, że powołały spółkę ElectroMobility. Nowy podmiot będzie dysponować kapitałem zakładowym w wysokości 10 mln zł. Każda ze spółek powołujących ElectroMobility Poland obejmie po 25 proc. kapitału akcyjnego, uzyskując w ten sposób po 25 proc. głosów na walnym zgromadzeniu akcjonariuszy.
Juliusz Szalek, Wirtualna Polska