Bez Facebooka w karierze luka
Żegnajcie tradycyjne metody rekrutacji!
18.07.2012 15:35
Żegnajcie tradycyjne metody rekrutacji! To, czy zdobędziesz pracę, coraz bardziej zależy od twojej aktywności na portalach społecznościowych.
Od pięciu lat Jobvite, firma oferująca oprogramowanie do prowadzenia kampanii rekrutacyjnych z użyciem mediów społecznościowych, prowadzi badanie „Social Recruiting Survey”. Przedstawia ono, jak chętnie pracodawcy korzystają z mediów społecznościowych do znajdowania, oceny i zatrudniania nowych pracowników, w jaki sposób to robią i jakie efekty osiągają. Choć badanie dotyczy amerykańskiego rynku pracy i amerykańskich pracodawców, jego wyniki mają wielką wartość dla Europy i dla Polski. Trzeba tylko uwzględnić 2-3-letnie opóźnienie we wdrażaniu nowinek biznesowych. Jest to zatem swoisty wehikuł czasu. Podglądamy to, co stanie się w przyszłości. Wiedząc, w jakim kierunku dążą trendy, możemy się do nich odpowiednio przygotować i nie narażać swojej kariery przez niedostateczną lub niewłaściwą obecność w mediach społecznościowych.
- Rekrutacja poprzez social media nie jest jeszcze w Polsce normą – uważa Michał Gembal, dyrektor marketingu w firmie Arcus, specjalizującej się w zarządzaniu drukiem i obiegiem informacji. – Jednak także w naszym kraju są firmy i branże, na przykład związane z nowymi technologiami, w których ta metoda zyskuje na popularności. Informatycy, programiści, inżynierowie nie stronią od portali społecznościowych, więc najlepiej właśnie na tych stronach szukać informacji o tych specjalistach. Tam też można nawiązać z nimi kontakt.
Z amerykańskiego raportu wynika, że aby dostać pracę, trzeba być obecnym na LinkedIn, Facebooku i Twitterze. Te trzy media są najbardziej popularne wśród pracodawców szukających nowych pracowników. Rekruterzy rzadziej oglądają osobiste blogi kandydatów (na platformie zewnętrznej typu Blogger lub na portalu firmowym, pod warunkiem że blog ten jest widoczny dla nie-pracowników) czy profile na Google+ lub YouTube. Inne media typu Pinterest, Instagram, Tumblr czy Tout nie są zawarte w raporcie. Świadczy to raczej o ich specyfice i korzystaniu w konkretnych branżach (np. dziennikarka magazynu kobiecego pisząca o modzie powinna być aktywna na Pintereście, a grafik powinien posiadać portfolio na Tumblrze, Instagramie czy bardziej swojskim digart.pl) niż o zupełnym ignorowaniu podczas rekrutacji. Procenty, prochy i przekleństwa
- Pracownicy, pracodawcy i headhunterzy używają tych samych serwisów społecznościowych – uzmysławia Dariusz Ratyński, psycholog biznesu, trener i entuzjasta nowych technologii. – Może to być dla nas ogromna szansa na wypromowanie się w branży czy w ogóle na rynku pracy. Ale możemy też zniszczyć swoją karierę zawodową poprzez zamieszczanie nieodpowiednich czy wręcz kompromitujących treści.
Podstawowym sposobem na dostanie pracy dzięki social media jest nawiązanie i utrzymanie dobrej znajomości z kimś z firmy, w której chcesz pracować. Aby to osiągnąć, należy w mediach społecznościowych robić dwie rzeczy. Pierwszą jest oczywiście prowadzenie własnego profilu, czyli regularnie zamieszczanie treści zgodnych z charakterem portalu. Blogi preferują notki słowne, Twitter – linki, a Instagram – zdjęcia. Należy jednak uważać na to, co się publikuje. Raport wymienia pięć cech treści, które pracodawcy wpisują w kolumnie „powody, by nie zatrudniać”. Są to: używanie i sugerowanie użycia narkotyków, aluzje seksualne, wulgaryzmy, błędy gramatyczne i ortograficzne, spożywanie alkoholu.
Dwa słowa wyjaśnienia. Slang internetowy dopuszcza wiele naruszeń zasad gramatycznych i ortograficznych, które w normalnej mowie lub piśmie są niedopuszczalne. W zasadzie osoba prowadząca rekrutację powinna biegle korzystać z internetu i dobrze rozumieć specyfikę językową. Jeśli jednak osoba rekrutująca nie spędza tak wiele czasu online co kandydaci, może nie znać najnowszych skrótów – i w efekcie uzna je za błędy lub niezrozumiały bełkot. Warto zatem nieco uprościć swój język i zrezygnować z tych najmniej znanych lub najnowszych zwrotów. Wiele również zależy od kontekstu. Zdjęcie kufla piwa stojącego przez kandydatem podczas świętowania dyplomu ukończenia studiów nie jest tym samym co zdjęcie zrobione w Sylwestra 2011, na którym to zdjęciu kandydat przebrany w strój kurczaka leży na podłodze wśród pustych butelek i puszek po piwie. Jednorazowy staropolski „kutas” nie jest tym samym co rzucane co przecinek włoskie „curie”. Czasem trzeba się zatem zastanowić i spasować podczas szalonej zabawy, niż później
zachodzić w głowę, dlaczego nie dostałeś prawie pewnej posady i dlaczego co jakiś czas ktoś z „jury” prawie niedosłyszalnie gdakał jak kura.
Koledzy – tak, kolesiostwo - nie
Pierwszą rzeczą, którą trzeba robić w social media, by dostać pracę, jest publikowanie treści. Drugą – aktywne uczestnictwo w społeczności, czyli rozmawianie, odpowiadanie na pytania i komentowanie wpisów innych użytkowników (w tym osoby, z firmy w której chcesz pracować). Znajomość powinna pozostawać w granicach kontaktu zawodowego/branżowego, żeby nie narażać tej osoby na zarzut kolesiostwa, przekraczającego granicę profesjonalnego polecenia nowego pracownika dla dobra firmy.
- Przez wykorzystywanie mediów społecznościowych do rekrutacji rozumie się głównie publikowanie tam ofert pracy – twierdzi dyrektor Michał Gembal.– Ale coraz częściej polskie firmy używają tego kanału do weryfikacji wiarygodności kandydatów. Dla pracowników oznacza to jedno: nie mogą w dalszym ciągu traktować np. Facebooka czy Twittera jako swego prywatnego poletka. Jest to przestrzeń społeczna, decydująca o ich dalszym rozwoju, sukcesie i karierze.
Miro Konkel, Mario Ludwiński/MA