Bez pomocy Grecja już byłaby bankrutem
Rentowność obligacji Grecji jest niższa niż innych krajów, gdy ogłaszały bankructwo. Ale i tak przekracza poziom, przy którym Ateny same dałyby radę obsługiwać długi
16.05.2011 | aktual.: 16.05.2011 10:24
Rekordową rentowność miały tzw. rosyjskie GKO. 13 sierpnia 1998 r., kiedy nastąpiło załamanie na rosyjskich rynkach finansowych, a inwestorzy, obawiając się decyzji rządu w sprawie dewaluacji rubla, wyprzedawali rosyjskie akcje, obligacje i pozbywali się rosyjskiej waluty, oprocentowanie GKO przekroczyło 200 proc. Z kolei tamtejsze 15-latki denominowane w dolarach doszły do poziomu 70 proc. Meksyk dotarł do 100 proc., a Argentyna przekroczyła poziom 52 proc.
W przypadku greckich papierów dwuletnich rentowność sięgnęła ostatnio 25 proc., a dziesięcioletnich 14 proc. To mniej więcej tyle, ile wynosiła rentowność argentyńskich obligacji na sześć miesięcy, zanim tamtejszy rząd przestał obsługiwać zadłużenie.
Na garnuszku Brukseli
– Tak naprawdę Grecja od dawna już jest na garnuszku Unii Europejskiej – podkreśla Ryszard Petru, dyrektor banku PKO BP. – Gdyby nie tanie finansowanie, z jakiego korzysta, już dawno byłaby bankrutem.
W jego ocenie ta sytuacja jeszcze przez jakiś czas będzie sztucznie utrzymywana, aby nie dopuścić do konieczności pozbycia się Grecji z europejskiego klubu. – Ani Grekom, ani największym europejskim graczom nie zależy dziś na wyłączeniu bankruta ze strefy euro – wyjaśnia ekonomista. – Na powrocie do drahmy skorzystałaby wyłącznie grecka turystyka, pozostałe sektory popadłyby w kolosalne kłopoty. Niemcy i Francja musiałyby zaś ratować swoje banki, dość mocno zaangażowane w Grecji.
Zdaniem wysokiego urzędnika jednej z międzynarodowych instytucji ze względów wizerunkowych znacznie lepiej wygląda sytuacja, gdy czołowe europejskie gospodarki ratują peryferyjnego członka wspólnoty, niż gdyby dopuściły do jego pogrzebania, a i tak musiałyby wykładać kolosalne kwoty na reanimację banków. – Oprócz gospodarczych konsekwencji unijnii przywódcy muszą się też liczyć z możliwymi zamieszkami w Grecji i totalnym chaosem, w jakim znalazłby się ten kraj – mówi Petru.
Jeszcze dwa lata spokoju?
Najprawdopodobniej więc Grecy mogą liczyć na kolejną transzę pomocy z Brukseli i tak jak wcześniej ustalono, przez następne dwa lata będą mogli spać spokojnie. Uspokojenie jest widoczne gołym okiem, a przejawia się choćby w tym, że zapał do radykalnych oszczędności, zaciskania pasa i ostrego cięcia wydatków mocno w ostatnim okresie osłabł.
W ocenie Jacka Wiśniewskiego z Raiffeisen Banku Grecy nie mogą liczyć na to, że pozostałe kraje strefy euro będą w dłuższym terminie przyzwalać na taką postawę. – To nie jest kwestia utrzymywania za wszelką cenę strefy w obecnym składzie – mówi ekonomista. – Jeśli Francja i Niemcy znajdą nowy pomysł na inne europejskie rozdanie i opracują koncepcję, jak je przeprowadzić, zrobią to. Grecy muszą zrozumieć, że Unia Europejska chce i może pomagać krajom w potrzebie, ale te kraje też muszą pokazać, że zależy im, aby wyjść z kłopotów i nadal funkcjonować w elitarnym klubie, jakim jest strefa euro.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel nieraz publicznie dawała do zrozumienia, że nie można czekać do 2013 r. (do tego czasu ma wystarczyć finansowanie z UE przyznane Grecji), bo problem sam się nie rozwiąże. Kwestię Grecji i innych państw peryferyjnych strefy, które mają problem z obsługą swego zadłużenia, trzeba załatwić już dziś. Pieniądze z Brukseli mają dać oddech i pozwolić na spokojne opracowanie planu restrukturyzacji długów. – Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że gdyby dziś Grecy na własną rękę mieli rolować swój dług, rozłożyliby ręce – mówi Marcin Mrowiec, główny ekonomista Banku Pekao. – Na koniec 2010 r. zadłużenie tego kraju sięgnęło 142,8 proc. PKB, roczne odsetki od takiego długu sięgają ponad 22 proc. PKB. To nie jest do udźwignięcia dla kraju z problemami.
Euro do likwidacji?
Paradoksalnie ta sytuacja może nam wyjść na dobre. – Nie będzie taryfy ulgowej dla krajów wstępujących do unii walutowej – mówi Wiśniewski. – Dopóki nie spełnimy kryteriów i na stałe nie ustabilizujemy finansów, nikt nas do klubu nie wpuści. Unia wcześniej czy później zrobi porządek w strefie, tak aby wszyscy jej członkowie mogli się czuć w klubie bezpiecznie.
Gdyby jednak już teraz doszło do katastrofy i Grecja zostałaby zmuszona ogłosić bankructwo i opuścić strefę, nic nie uratowałoby europejskiej unii walutowej. – To byłoby zakwestionowanie integralności Unii – twierdzi Radosław Bodys z londyńskiego UBS. – Wszyscy jej członkowie zapłaciliby za to wysoką cenę.
Elżbieta Glapiak