Biurowe ćmy – znak czasów. A może styl życia?
Sukces firmy, satysfakcja klienta, dobre notowania u szefa? Żeby to wszystko osiągnąć, czasem nie ma wyjścia. Trzeba zacisnąć zęby i zmienić się w klasyczną biurową ćmę.
24.08.2010 | aktual.: 24.08.2010 15:52
Nie musisz zostawać, ale…
- W mojej byłej firmie siedzenie po nocach w czasie realizacji ważnych projektów nie należało do rzadkości – wspomina Jacek, informatyk. – Zatrudniano też freelancerów. Najczęściej studentów, gotowych siedzieć nocami. W etatowych pracownikach budziło to niepokój. Było odbierane jako sygnał od kierownictwa: nie jesteście niezastąpieni. Są ludzie gotowi pracować nawet wtedy, gdy wam nie przyjdzie to do głowy. Czy nasze obawy były słuszne? Kto to wie? W każdym razie wielu z nas łamało się i zostawało po godzinach, żeby nie narażać się szefostwu.
Inną metodą stosowaną w firmie Jacka było podawanie załodze przyspieszonych terminów. – Nam, etatowcom, nikt nigdy nie powiedział wprost, że musimy zostać. Po prostu przychodził mail, że projekt musi być gotowy za trzy dni. Później mijały tygodnie i okazywało się, że projekt wciąż „jest w firmie”. Nigdy nie poznawaliśmy prawdy: czy to szefowie ściemniali, żeby nas zdopingować, czy może terminy zostały przesunięte? W każdym razie często z konieczności zmienialiśmy się w typowe biurowe ćmy.
Zostaję, bo w firmie jest fajnie
Ale takie zostawanie po godzinach niektórym pracownikom jakby nie przeszkadzało. Z jednej strony narzekali, że woleliby pójść do domu. Z drugiej jednak, wraz z zapadnięciem wieczoru niezbyt się spieszyli z robotą. Tak jakby wcale nie uśmiechał im się powrót na łono rodziny. Jakby woleli posiedzieć w pracy, motywując to chęcią zrobienia dobrego wrażenia na szefie, lojalnością wobec firmy lub ważnego klienta.
- Po jakimś czasie uprzytomniłem sobie jedną rzecz. Wielu z nas po prostu odbiera swoje życie jako nudny kołowrót wciąż tych samych, rutynowych czynności. Tacy ludzie wolą od czasu do czasu zostać w pracy przy projekcie. Trochę ponarzekają, ale w gruncie rzeczy są zadowoleni. Być może nawet podświadomie. Przynajmniej coś się dzieje. Można poplotkować, dowiedzieć się czegoś nowego, może wejść w bliższe relacje z szefem – zauważa Jacek. Co ciekawe, w pracy „po godzinach” tworzył się często jakby nowy model zachowań. Z jednej strony panował większy luz. Rozluźniały się krawaty, marynarki szły w kąt. Na papierosa nie trzeba już było koniecznie wychodzić do palarni. Zamówione porcje pizzy konsumowano przy komputerach, a resztki zalegały w kartonach gdzie popadnie. Przy stanowiskach zatrudnionych dorywczo freelancerów ten swoisty luz stawał się jeszcze wyraźniejszy.
Z drugiej jednak strony, rosła presja ze strony zwierzchników. W miarę upływu czasu nasilało się też zmęczenie. Coraz częściej popełniano błędy, które później trzeba było wyłapywać i poprawiać.
– Tak naprawdę nie mam wcale pewności, czy dzięki siedzeniu po godzinach firmy rzeczywiście zyskują. Często wystarczyłoby chyba lepiej zorganizować pracę. Skutki byłyby te same – zastanawia się Jacek.
Ćmy biurowe niezbyt zdrowe
Odrębną kwestię stanowiły problemy zdrowotne. Prędzej czy później dopadały one pracowników, siedzących za komputerem po kilkanaście godzin. Bóle kręgosłupa były czymś tak normalnym, że przechodziło się nad nimi do porządku dziennego. Dochodził do nich ból głowy, pieczenie oczu, późniejsze kłopoty z zasypianiem, uczucie ustawicznego zmęczenia. – Większość nocnych marków to byli ludzie młodzi. W ich przypadku dolegliwości szybko mijały. Ale starsi mieli z tym problemy – mówi informatyk. Mało która biurowa ćma, pracując przy biurku, pamięta bowiem o stosowaniu powszechnie znanych reguł. Kto będzie się przeciągał, chodził na krótkie spacery po korytarzu, wykonywał zalecane ćwiczenia ramion, dłoni i stóp? Wszystkie te czynności odrywają nas przecież od pracy. Często więc o nich zapominamy. Albo nie wykonujemy ich, nie chcąc narażać się na śmieszność.
Istnieją wprawdzie urządzenia, umożliwiające kontynuowanie ćwiczeń nawet w czasie pracy. Można je podłączyć do komputera, który przestaje działać, jeśli zapominamy o przerwie na regenerację sił. Problem w tym, że nie są one tanie. Mało która firma będzie gotowa kupić je z myślą o pracownikach. Dlatego biurowe ćmy w walce z bólem i przemęczeniem będą najczęściej zdane na siebie.
Tomasz Kowalczyk