Bułgaria przed koniecznością twardej polityki antykryzysowej
Rząd, związki zawodowe i pracodawcy w Bułgarii po raz kolejny we wtorek nie porozumieli się w kwestii programu antykryzysowego. Równocześnie ekonomiści uprzedzają, że pogłębiająca się recesja stawia kraj w sytuacji podobnej do tej w Grecji.
Deficyt budżetowy, który zgodnie z ustawą budżetową nie powinien przekroczyć 0,7 proc. PKB w skali rocznej, wzrasta niepokojąco szybko. Premier Bojko Borysow przyznał, że może on okazać się dwukrotnie wyższy.
Według mediów sytuacja jest jednak bardziej niepokojąca. W styczniu i lutym deficyt wyniósł 1,2 mld lewów (600 mln euro) przy planowanych w skali rocznej 560 mln lewów (280 mln euro) - pisze dziennik "Trud". Ekonomista Władimir Karolew nie wyklucza osiągnięcia 5-procentowego deficytu za cały 2010 r.
Jednocześnie według oficjalnych statystyk w ciągu pierwszych dwóch miesięcy roku wpływy do budżetu spadły o 30-35 proc. w porównaniu z 2009 r. Spodziewanych wyników nie przyniosły dokonane przez ministra finansów reformy w urzędzie celnym i podatkowym. Bezrobocie przekracza 10 proc.
- Rząd w tej chwili wydaje pieniądze, którymi nie dysponuje - stwierdził Georgi Angełow z instytutu Open Society. Drastyczne kroki na rzecz ograniczenia deficytu budżetowego są według niego absolutnie konieczne, by zapobiec destabilizacji finansowej. Jednocześnie rząd ustępuje w obliczu protestów każdej grupy społecznej, która ucierpiałaby w wyniku zapowiadanych reform i nie wychodzi z konkretnym planem antykryzysowym.
Od początku lutego centroprawicowy rząd Borysowa wycofywał się z reformy systemu emerytalnego. Po protestach lekarzy odstąpił też od drastycznej reformy systemu ochrony zdrowia. Przyjął, a później wycofał się z decyzji o podniesieniu o 2 proc. składek ubezpieczeniowych na kasy chorych.
Rząd zapowiedział m.in.: obniżenie płac administracji państwowej, MSW i armii, zniesienie podatku liniowego, podniesienie z 20 do 22 proc. podatku VAT, wprowadzenie podatku od luksusowych mieszkań, samochodów i jachtów oraz opodatkowanie emerytur, a po kilku dniach wyrażał gotowość odstąpienia od tych reform.
Według sektora prywatnego głównym akcentem w polityce antykryzysowej powinno stać się ograniczenie nieefektywnych wydatków publicznych i redukcja administracji, a nie podniesienie podatków.
- Od początku recesji w drugim kwartale 2009 r. produkcja przemysłowa spadła o 25 proc., jednocześnie wydatki państwowe nie tylko nie spadły, lecz osiągnęły najwyższy dotychczas poziom - stwierdza Angełow.
Jego kolega Łaczezar Bogdanow dodaje: - W ciągu roku sektor prywatny, który właśnie stwarza wartość dodaną, stracił ponad 160 tys. miejsc pracy, czyli około 10 proc. zatrudnionych. Tymczasem w sektorze publicznym, który głośno wyraża niezadowolenie z powodu oszczędności budżetowych, zatrudnienie zredukowano zaledwie o 3,3 proc.
Zamiast o drastycznych krokach oszczędnościowych na razie władze, związki i pracodawcy porozumieli się w sprawie ograniczenia o 15 proc. państwowych subsydiów dla partii politycznych i wzrostu zarobków urzędników. Dyskusje nad żądaniem biznesu, by opracować harmonogram wypłat prawie 2,5 mld lewów (1,25 mld euro) zadłużenia za wykonane zamówienia publiczne, z którymi rząd zalega od pół roku, nie przyniosły konkretnego wyniku.
Przeciw brakowi zdecydowanej polityki antykryzysowej wypowiadają się zarówno centroprawicowe partie polityczne, popierające mniejszościowy gabinet Borysowa w parlamencie, jak i opozycyjna lewica.
Według byłego premiera Iwana Kostowa, lidera partii Demokraci na rzecz Silnej Bułgarii, "zapowiadane przez rząd kroki nie przyniosą konkretnego fiskalnego wyniku, są raczej prokryzysowe".
Jego kolega z centroprawicowej Niebieskiej Koalicji Martin Dymitrow stwierdził we wtorek, że "rząd nie był przygotowany do tak ciężkiego kryzysu, nie docenił jego oznak i nie ma koncepcji wyjścia z sytuacji".
- Sytuacja w Bułgarii wciąż jeszcze jest sterowalna i można uniknąć greckiego scenariusza - mówi dodając, że warunkiem jest niepoddawanie się naciskowi protestujących i nieruszanie istniejącego systemu podatkowego.
Według byłego premiera i lidera lewicy Sergeja Staniszewa rząd traci kontrolę nad sytuacją, krajowi grozi upadek, a fakt, że władze ustępują pod naciskiem związków mówią o słabości i braku klarownej polityki antykryzysowej.
Ewgenia Manołowa