Butelkomaty w Niemczech to norma. Tak to wygląda za zachodnią granicą

W Niemczech butelkomaty istnieją od lat, a kaucja za zgrzewkę wody bywa wyższa niż cena napoju. Za naszą zachodnią granicą sortowanie śmieci mają we krwi. Do tego stopnia, że kloszardzi zamiast o drobne pieniądze, proszą o puste butelki. A prawdziwe żniwa to dla nich mecz Bundesligi.

Butelkomaty w Niemczech to norma. Tak to wygląda za zachodnią granicą
Źródło zdjęć: © wikimedia | Donald_Trung
Jakub Ceglarz

24.04.2019 | aktual.: 24.04.2019 14:21

W ostatnich dniach furorę w sieci robi pierwszy polski butelkomat, który stanął w krakowskim Urzędzie Miasta. Odpowiedzialny za to jest tamtejszy radny Łukasz Wantuch.

- Odzew jest fenomenalny. Dostałem telefony z Warszawy, Wrocławia czy Polkowic. Podczas prezentacji butelkomatu obecny był również przewodniczący rady miasta Zakopane i burmistrz Miechowa. Otrzymałem mnóstwo zapytań z wielu miast z Polski - mówił kilka dni temu Wirtualnej Polsce Wantuch.

Jak sam przyznawał, do działania zmotywowała go wizyta w Niemczech i tamtejsze rozwiązania proekologiczne.

Rzeczywiście, za zachodnią granicą mało kto wyrzuca już butelki z tworzyw sztucznych do śmietnika. Bo to się po prostu nie opłaca.

Złotówka za butelkę

Justyna ostatnie dwa lata spędziła w Hamburgu. Wyjechała na szkolenie do jednej z największych niemieckich firm. Gdy już zorientowała się, że w niedziele zakupów tam nie zrobi, czekała na nią kolejna nowość.

- Zdziwiłam się, że kupując zgrzewkę wody mineralnej, płaciłam przy kasie dwa razy więcej niż cena na półce - mówi Wirtualnej Polsce. - Wtedy dowiedziałam się, że za każdą plastikową butelkę sklep dolicza sobie 25 eurocentów kaucji.

W efekcie więc zgrzewka wody kosztowała ją niecałe 3 euro, z czego 1,5 euro to kaucja (tzw. Pfand)

Szybko przyzwyczaiła się, by butelek lub puszek po napojach nie wyrzucać do śmieci, tylko zbierać do osobnego worka i raz na jakiś czas oddawać w sklepie. Jak to działa?

- Każdy większy sklep spożywczy ma przy wejściu jeden lub dwa automaty. Wkłada się do niego butelkę lub puszkę, a ten skanuje ją i oblicza, ile kaucji się za nią należy - tłumaczy. Plastiki to 25, szklane butelki - 15, a te po piwie - 8 centów. Na polskie - złotówka, 60 i 32 grosze. - Po pozbyciu się wszystkich butelek automat drukuje paragon z kwotą, która nam się należy.

Butelki nie muszą być kupowane w tym samym sklepie, co są zwracane. Co więcej, butelkomaty ustawione są tak, że nie trzeba nawet wchodzić do sklepu, by oddać opakowania.

Paragon można zamienić na gotówkę lub dać kasjerce w trakcie zakupów. Wtedy kwota kaucji zostanie odjęta od całkowitego rachunku.

Jak mówi nasza rozmówczyni, każde wyjście na większe zakupy oznaczało dla niej zwrot 4-5 euro.

Butelka zamiast drobnych

Efekt? Żadnego wyrzucania plastiku, co widać w miejscach publicznych. - Jest czysto, nie ma walających się po ulicach butelek. W największym parku miejskim w Hamburgu często robiliśmy grilla ze znajomymi. Nawet nie musieliśmy sprzątać po sobie, bo co chwilę ktoś podchodził i prosił o puste butelki lub puszki - mówi Justyna.

Zamiast drobnych pieniędzy na piwo czy jedzenie, kloszardzi proszą o butelkę lub puszkę. Pójdą z nią później do sklepu i dostaną 25 centów za sztukę. Jedna runda wokół hamburskiego Stadt Parku i można zebrać nawet 200-300 puszek i zarobić 50-75 euro. To więcej, niż wynosi dniówka polskiego nauczyciela stażysty.

W Hamburgu plastikowy savoir-vivre rozwinął się do tego stopnia, że nawet gdy ktoś po imprezie pod chmurką nie zabiera butelek i puszek do domu, to do śmietnika też ich nie wrzuca. - Po prostu stawia się je obok śmietnika, bo w ciągu kilku minut i tak stamtąd znikną - mówi Justyna.

Inna historia. Na Volksparkstadion w sobotę gra HSV Hamburg. To jeszcze czasy, gdy zespół ten występował w Bundeslidze. Na trybuny zmierza około 40 tysięcy ludzi.

- Wielu fanów, zamiast podjechać pod sam stadion, wysiada kilka przystanków wcześniej, na skraju parku. Tam kupuje kilka puszek piwa i wraz z tysiącami innych kibiców zmierza parkowymi alejkami do wejścia na obiekt - mówi z kolei Adam, który również spędził prawie 2 lata w Hamburgu.

- W parku nawet nie ma śmietników, tylko wzdłuż ścieżki stoją panowie z pożyczonymi z Lidla lub Aldi wózkami sklepowymi i zachęcają, by tam wrzucać puszki po piwie. Wielu z nich kończy z wózkiem wypełnionym po brzegi. Spokojnie 100 euro na tym zarobią - dodaje nasz rozmówca.

Ciężki powrót

Justyna od pół roku jest już w Polsce, zakończyła szkolenie. Jak mówi, trudno było jej się przestawić do tego, że w naszym kraju takiego systemu nie ma.

- Początkowo łapałam się na tym, żeby nie wyrzucać butelki do kontenera z plastikiem, bo to strata pieniędzy. Chwilę mi zajęło, zanim się na nowo przyzwyczaiłam - opowiada.

Przyznaje również, że mimo podwyższonych opłat za wywóz śmieci dla niesegregujących, nie ma aż takiej motywacji do sortowania plastikowych butelek. W Niemczech ten impuls był znacznie bardziej odczuwalny.

Zapytaliśmy więc Ministerstwo Środowiska, czy w resorcie analizują niemiecki system i czy rozważają przeniesienie go (nawet w zmodyfikowanej formie) do Polski. Do momentu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi na to pytanie. Opublikujemy ją, gdy tylko otrzymamy stanowisko ministerstwa.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (487)