Trwa ładowanie...
d1onwkp
giełda
08-01-2010 17:04

Byczy początek nowego roku

Pierwsze dni nowego roku mają swoje prawa. Co do zasady faworyzują one stronę popytową rynku.

d1onwkp
d1onwkp

Pierwsze dni nowego roku mają swoje prawa. Co do zasady faworyzują one stronę popytową rynku.

Miniony tydzień nie odbiegał tutaj zbytnio od schematu – noworoczne pozytywne nastroje połączone z odnowionymi limitami inwestycyjnymi przełożyły się na wzrosty indeksów. Nie należy jednak popadać w nadmierny optymizm, gdyż bardzo ważne z technicznego punktu widzenia opory są już blisko i aby je pokonać potrzeba będzie naprawdę ogromnej determinacji byków, którą niekoniecznie zobaczymy.

Z samych danych makro warto wspomnieć o wskaźnikach ISM dla usług i przemysłu. Ten drugi wyraźnie zagnieździł się powyżej magicznego poziomu 50 pkt. oddzielającego rozwój od recesji. Usługi po jednomiesięcznej przerwie również zanotowały poziom wskaźnika nieznacznie powyżej 50 pkt. Ożywienie jest więc faktem, natomiast jego siła nadal pozostaje dyskusyjna. Obrazował to między innymi osławiony raport z rynku pracy, który negatywnie zaskoczył uczestników rynku. Co prawda rewizja danych za poprzedni miesiąc doprowadziła do wzrostu zatrudnienia w listopadzie, ale dane grudniowe pokazały utratę 85 tys. miejsc pracy. Nieśmiałe głosy niektórych analityków mówiły o zdecydowanie lepszym odczycie, nie dziwi więc zawód. Za miesiąc rozczarowanie może być jeszcze większe, gdyż zrewidowane zostaną dane za cały poprzedni rok, co może negatywnie zaskoczyć niektórych uczestników rynku. Wczesne szacunki są bowiem szokujące i mówią o setkach tysięcy dodatkowo stracony miejsc pracy, których dotychczas nie umieszczono w
statystykach.

Polska

Czyżby „efekt stycznia”? Główne indeksy warszawskiej giełdy z impetem weszły w nowy rok. Indeks WIG20 zyskał na pierwszej sesji ponad 2,3 proc. Dobry start GPW w 2010 roku był wynikiem ogólnych nastrojów panujących na światowych giełdach jak i rosnących cen surowców. Liderem wzrostów spośród warszawskich blue chipów były na początku tygodnia akcje PBG. To efekt zapowiedzi prezesa spółki, że zysk netto PBG w 2009 roku będzie wyższy od prognoz. Kolejne sesje pokazały, że ten optymizm jest jednak umiarkowany. Istotna była także sytuacja techniczna. Po wybiciu szczytów, zadaniem byków było utrzymanie indeksów powyżej punktu oporu, z wybiciem którego inwestorzy walczyli od dłuższego czasu. W drugiej połowie tygodnia, indeksy jednak „dostały zadyszki”, do czego walnie przyczyniły się najpierw złe dane z rynku nieruchomości, a następnie z rynku pracy w Stanach Zjednoczonych. Nie bez echa przeszły także informacje o sprzedaży przez Skarb Państwa pakietu 20 mln akcji KGHM stanowiących 10 proc. kapitału spółki.
Znaczny spadek polskiej miedzi, przyczynił się niewątpliwie do tego, że na koniec czwartkowej sesji WIG20 stracił prawie1,5 proc. Ostatni dzień tygodnia początkowo zapowiadał się spokojnie. Rynek odreagował, wcześniejsze spadki, lecz po serii wspomnianych już wcześniej fatalnych danych z rynku pracy indeksy zaczęły się osuwać.

d1onwkp

Na razie sytuacja wydaje się niezagrożona, lecz po serii takich informacji, niewykluczone, że pojawi się zwiększenie awersji do ryzyka, a powrót poniżej wybitego parę dni wcześniej oporu może doprowadzić do głębszej korekty.

Europejskie Rynki Wschodzące

Czy może być coś bardziej banalnego, niż noworoczne prognozy ekonomiczne? Odnoszę jednak wrażenie, że akurat teraz, niezależnie od tego jak jesteśmy dalecy od rynków finansowych, nawet takie banały są interesujące. Prognozy rozwoju światowych gospodarek wyglądają dosyć optymistycznie, choć nie są pozbawione ostrzeżeń. Wzrost gospodarczy dla krajów Europy Wschodzącej jest szacowany na plusie, choć dynamika jego zmiany w poszczególnych krajach ma być różna: w Rosji ma rosnąć do około 4,9%, natomiast w krajach bałtyckich prognozowany jest dalszy spadek PKB.Tendencje demograficzne sprzyjają pozytywnym prognozom dla takich gospodarek, jak Turcja, czy Bułgaria, natomiast są niekorzystne dla Litwy, Łotwy, Estonii i Czech.

W roku 2010 rządy zapowiadają kontynuację lub rozpoczęcie polityki „zaciskania pasa” – rozbuchane w poprzednich latach zadłużenie trzeba spłacać, zmniejszając nadmierny deficyt budżetowy. Nie ma pozytywnych prognoz dla rynków pracy – bezrobocie wzrośnie, a jego spadku analitycy spodziewają się dopiero w kolejnych latach. Te dwa elementy niewątpliwie wpłyną na spadek popytu wewnętrznego, który dla wielu gospodarek mógłby się stać kołem zamachowym.

Bez względu na prognozy początek roku został powitany wzrostami na giełdach naszego regionu od 3 do 5%. Jedynie rynek rosyjski nie daje żadnego sygnału, świętując Nowy Rok i Boże Narodzenie. Trochę szkoda, bo wzrost ceny ropy wspomógłby indeks RTS, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Europa Zachodnia

d1onwkp

Pierwszy tydzień nowego roku na Starym Kontynencie pod względem dobrych nastrojów inwestorów nie ustępował końcówce roku ubiegłego. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym w większości wylądowały na plusach, osiągając najwyższe poziomy od kilkunastu miesięcy.

Gołym okiem widać, że kierowani dobrym sentymentem zachodnioeuropejscy inwestorzy selektywnie podchodzili do napływających danych makro, dyskontując te lepsze (grudniowe odczyty PMI w strefie euro w przemyśle i usługach od kilku miesięcy nieprzerwanie powyżej 50 pkt.) oraz ignorując gorsze, m.in. wyższe od oczekiwań listopadowe bezrobocie w strefie euro, czy też listopadowa sprzedaż detaliczna w Eurolandzie.

Zwolennicy większej korekty na razie muszą uzbroić się w cierpliwość. Dopóki nie pojawią się wybitnie złe dane z globalnej gospodarki, dopóty giełdowe niedźwiedzie będą „potulnymi bezzębnymi misiami”, stojącymi na z góry przegranej pozycji w rynkowej batalii z obozem byków. Wyjaśnić sytuację mogą zbliżające się dużymi krokami raporty finansowe amerykańskich i europejskich koncernów. Nie należy zapominać, iż na dzień dzisiejszy europejskie akcje są w dalszym ciągu wybitnie przewartościowane (wskaźnik cena / zysk od dłuższego czasu oscyluje ponad poziomem 50). Gorsze od oczekiwań wieści ze spółek mogą sprowadzić te wyceny do bardziej racjonalnych poziomów.

d1onwkp

Japonia, Chiny, Indie

Koniec pierwszej dekady XXI sprzyja głębokim przemyśleniom. Ponieważ jest to pierwszy komentarz w nowym roku warto zastanowić się co przed nami… George Friedman w Książce „Następne Sto Lat” napisał: „Każda dyskusja o przyszłości musi się zacząć od Chin.” Przy PKB na poziomie $4327 miliardów dolarów w 2008 roku łączną sumę zobowiązań szacuje się na 650 miliardów dolarów, czyli od 15 procent do 16 procent PKB Chin. Te długi próbuje się pokrywać bardzo wysokimi wskaźnikami wzrostu wynikającymi z eksportu towarów po niskich cenach. Niedochodowy eksport utrzymuje machinę gospodarczą na wysokich obrotach, ale nic z tego nie wynika. Do kasy wpływa ogromna ilość gotówki, ale równie szybko z niej wypływa. Chiny to Japonia w latach siedemdziesiątych na sterydach. Są również państwem, w którym posiadacze akcji - domagający się zysków - liczą się mniej niż bankierzy i urzędnicy państwowi, domagający się gotówki. Obie gospodarki opierają się w znacznym stopniu na eksporcie, obie mają oszałamiająco wysokie wskaźniki
wzrostu i obie stają w obliczu zapaści, kiedy wskaźnik wzrostu zaczyna lekko zwalniać. W 1970 roku dług Japonii sięgał około 20 procent PKB, obecnie ponad 173 procent PKB. W Chinach, według najbardziej ostrożnej oceny, sięga 15 procent. W 2009 roku gospodarka Chin wydaje się zdrowa i prężna, a tempo jej wzrostu na poziomie 9% jest oszałamiające, podobnie było w Japonii w 1988 roku. Pod wieloma względami wzrost gospodarczy Chin jest jak najbardziej realny i dostarcza pieniędzy potrzebnych do zaspokojenia banków. Pod względem fundamentalnym wzrost ten nie umacnia naprawdę gospodarki, a jeśli kiedyś stanie się wolniejszy np.: spadnie poniżej 5 procent, to cała struktura może się bardzo szybko załamać. Podstawowym pytaniem, na które będziemy starali się odpowiedzieć w 2010 to: jak długo dynamika PKB nie spadnie? Jedynym realnym rozwiązaniem dla regionu Azji wydaję się być wspólne działanie - współpraca oparta na zapotrzebowaniu Chin na inwestycje i technologię oraz zapotrzebowaniu Japonii na siłę roboczą i
dostęp do bogactw naturalnych. W kraju kwitnącej wiśni do 2050 roku populacja spadnie z obecnych 128 milionów do 107 milionów, z czego 40 milionów będą stanowili ludzie w wieku powyżej sześćdziesięciu pięciu lat, a 15 milionów dzieci poniżej czternastu lat. Z 55 milionami ludzi czynnych zawodowo Japonia będzie miała ogromne trudności z utrzymaniem gospodarki na odpowiednim poziomie. Druga na świecie potęgą gospodarcza, musi importować niemal wszystkie surowce. Nie należy lekceważyć determinacji, z jaką Japonia poszukiwała surowców w 1941 roku w Pearl Harbour. *Surowce *

Kontrakty terminowe na ropę Crude zdrożały o ponad 3%, natomiast za baryłkę płaci się obecnie 82,5 dolara. Utrzymywanie się cen na tak wysokich poziomach jest kompletnie nieuzasadnione z punktu widzenia fundamentów rynku. Wysokie stany magazynów świadczą o niskim zapotrzebowaniu, a pamiętać należy, że zima jest okresem grzewczym więc popyt teoretycznie powinien być silniejszy. Wydaje się, że korekta notowań powoli się zbliża i wkrótce zobaczymy ropę w niższych rejonach cenowych.

Miedź na giełdzie w Londynie podrożała o 1,5%, a za tonę surowca w piątkowe południe płacono 7436 dolarów. Patrząc od strony fundamentalnej rynek wspierany jest realnym popytem z chińskiej gospodarki. Oczekuje się, że PKB Chin w 2009 roku wyniesie 8,5%. Szacuje się, że popyt na miedź ze strony chińskiej wzrósł rok do roku o 45%, a całkowity udział w globalnym popycie wynosi 40%. To wpływa na siłę rynku miedzi i pozwala osiągać coraz to wyższy pułap cenowy.

d1onwkp

Złoto kontynuuje marsz na północ, a ceny po 13% korekcie notowań odbiły się od dolnego ograniczenia trendu wzrostowego. Technicznie patrząc, wspomniana korekta zrównała się swoim zasięgiem z poprzednią z lutego i marca ubiegłego roku. Obecna cena uncji złota to 1123 dolary, co oznacza ponad 2,5% wzrost w stosunku do poprzedniego tygodnia. Wszystko wskazuje na to, że ceny będą podążać ku szczytowi wyznaczonemu na poziomie 1226 dolarów za uncję.

Waluty

Para EUR/USD po grudniowej silnej fali spadkowej, od blisko trzech tygodni konsoliduje się w przedziale 1,42-1,45. Ponieważ ten trend boczny przypomina kształtem rozszerzający się klin to bardziej prawdopodobne wydaje się wyjście dołem i kontynuacja aprecjacji dolara. Najbliższe wsparcie to grudniowy dołek 1,4217 natomiast opór to okolice 1,45. Gdyby atak na wsparcie zakończył się powodzeniem wówczas można się spodziewać zejścia kursu w okolice 1,41. To na co warto zwrócić uwagę to fakt, że EUR/USD od miesiąca porusza się w przeciwnym kierunku do indeksów giełdowych i cen surowców. Wydaje się, że prędzej czy później rynki powinny wrócić do dotychczasowej korelacji. Pytanie tylko, który rynek dostosuje się do którego? Nasza rodzima waluta w minionym tygodniu utrzymała kierunek zapoczątkowany w połowie grudnia i po trzydniowej korekcje umocniła się względem głównych walut. Jeśli utrzyma się pozytywna atmosfera na GPW możemy w najbliższym czasie spodziewać się ponownego ataku na poziom 4,03 za euro, jak również
testowania psychologicznej bariery 4 złotych za 1 euro.

Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:
Łukasz Bugaj, Zofia Kamińska, Jacek Maleszewski, Paweł Pilzak, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Tatiana Świderska, Piotr Trzeciak, Kamila Urbańska-Pałac, Konrad Widulińśki, Jan Żuralski.

d1onwkp
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1onwkp