Catalyst: Szachy Marvipolu, milczenie Ganta i wnioski
Marvipol rozgrywa partię szachów, a Gant pokera – to zasadnicze różnice w postawie deweloperów, którym przyszło spłacać obligacje ze środków inwestorów.
24.05.2013 16:44
Marvipol rozgrywa partię szachów, a Gant pokera – to zasadnicze różnice w postawie deweloperów, którym przyszło spłacać obligacje ze środków inwestorów.
Marvipol na grubo ponad dwa miesiące przed terminem zapadalności obligacji o wartości blisko 40 mln zł zdołał przekonać wszystkich, że może łatwo zdobyć środki na wykup otrzymując promesę leasingu zwrotnego własnego biurowca. Ten manerw znakomicie ułatwił toczące się już wcześniej negocjacje z inwestorami finansowymi, którzy zgodzili się objąć obligacje o wartości 45 mln zł, które mają wystarczyć na wykup serii czerwcowej i lipcowej (55 mln zł), a nawet na nowe inwestycje. W miedzyczasie Marvipol w raporcie kwartalnym wykazał też 32 mln zł gotówki na koncie. Po zawarciu porozumienia z inwestorami deweloper (który wciąż jest bardziej dealerem luksusowych aut niż deweloperem) poinformował uprzejmie, że z promesy nie zamierza korzystać, bo i po co, skoro w świetle porozumienia z inwestorami problemów ze spłatą obligacji mieć nie będzie. W wywiadzie prasowym Sławomir Horbaczewski – wiceprezes spółki – poinformował wprawdzie, że opcja leasingu lub nawet sprzedaży biurowca wciąż jest brana pod uwagę, ale równie
dobrze może się to okazać opcją rezerwową, rodzajem zaliczki na poczet przyszłych negocjacji (Marvipol ma w tym roku do wykupienia także serię sierpniową, oraz dwie grudniowe, a po nich styczniową). Innymi słowy leasing biurowca jest kartą, którą Marvipol może zagrać tylko raz, jeśli operacji faktycznie dokona. A tak długo, jak długo tylko o niej mówi, jest ona przypomnieniem, że w razie fiaska rozmów z inwestorami, firma może szybko pozyskać niezbędne środki. Całość tworzy obraz wytrawnego szachisty, który grożąc szachem jednocześnie ustawia sobie pozostałe figury w interesujacej go konfiguracji. Do leasingu lub sprzedaży biurowca pewnie faktycznie dojdzie, ale zapewne nie wcześniej niż władze Marvipolu upewnią się, że utrata płynności spółce nie grozi w najmniejszym stopniu.
Zupełnie inaczej prezentuje się Gant, który w marcu do ostatniej chwili nie był pewien, czy spłaci zapadające papiery, zaś serii majowej (10 mln zł) w ogóle nie wykupił. Gant nie ma w kartach takich figur jak Marvipol na szachownicy, a swoją siłę w negocjacjach bierze nie tyle z przekonania o możliwości szybkiej spieniężenia posiadanych aktywów za dobrą cenę, ile raczej z wiary w to, że wierzyciele nie będą chcieli narazić się na kłopoty pozwalając na upadłość. Ta rozgrywka bardziej przypomina pokera, w której Gant licytuje wysoko zajmując taką pozycję jaką zajmowała Grecja w 2009 r., czyli licząc na to, że jego upadłość nikomu nie będzie na rękę (faktycznie nie jest), a wyjście na prostą jest możliwe (faktycznie jest). Jedyny szkopuł w tym, że Gant więcej o negocjacjach mówi niż zawiera umów, natomiast Marvipol postępował dokładnie odwrotnie (zgodnie zresztą z konwenansami biznesowymi).
Obserwując całą sytuację z boku łatwo dojść do przekonania, że nie należy sprawy tak poważnej jak refinansowanie zostawiać na ostatni moment, ponieważ nawet jeśli wątpliwości okazują się później nieuzasadnione, to i tak wzbudzana jest niepotrzebna nerwowowść. Przekonały się o tym i Widok Energia i Miraculum, którym nie udało się pozyskać środków na wykup zapadających na początku maja obligacji i być może przekonają się inne firmy, których obligacje zapadają w najbliższych tygodniach. Choć ostatni tydzień był na Catalyst spokojny, to wiedząc o tym, że część spółek nie zapewniła sobie dotąd finansowania zapadających w czerwcu serii, można obawiać się, czy ten spokój utrzyma się jeszcze długo. Natomiast wiadomo już, że kłopoty ominą Włodarzewską, która zdołała uplasować emisję obligacji i dokonała przedterminowego wykupu znacznej części obligacji serii A zapadających w czerwcu.
Emil Szweda,
Obligacje.pl