Ceny maku oszalały. Polacy co roku popełniają te same błędy
Ceny przed świętami idą w górę. Tegorocznym rekordzistą jest mak. Nie wszystkie podwyżki są uzasadnione. Wiele z nich to po prostu grudniowe "łowy".
16.12.2018 | aktual.: 18.12.2018 19:47
W tej chwili na ostro ruszają przedświąteczne zakupy i mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że święta można było zorganizować sporo taniej – co nie znaczy „gorzej” – o ile tylko pomyślelibyśmy o tym wcześniej. Oczywiście takich rzeczy jak pieczywo nie dalibyśmy rady kupić wcześniej, są jednak produkty, które moglibyśmy kupić wcześniej.
A skoro już o pieczywie – to drożeje bez względu na to czy idą święta, czy nie. Piekarze, niezależnie od tego, czy mówimy o dużych koncernach wytwarzających pieczywo, czy o małych zakładach wyspecjalizowanych w chlebie wysokiej jakości, narzekają na podwyżki. W górę idą ceny energii i wody. Tego, że pieczywo drożeje możemy nie zauważać na co dzień. To jak przysłowiowe gotowanie żaby. Tu parę groszy, tam parę groszy i w efekcie płacimy coraz więcej.
Możemy za to się zdziwić kupując mak do świątecznych słodkości. Rok temu o tej porze kosztował on około 6-7 złotych za kilogram. Dziś jest droższy o około 10 złotych, a jego cena ciągle idzie w górę. Czy święta mają na to wpływ? Niewątpliwie tak – bo sprzedawcy wiedzą dwie rzeczy. Jedną z nich jest fakt, że większość rodzin nie wyobraża sobie świąt bez makowca, kutii, klusek z makiem, makiełek czy makówek. W każdym praktycznie regionie kraju wigilijne słodkości zawierają mak. Dziś mak naprawdę kosztuje kilkanaście złotych za kilogram, ale wiele osób przekona się o tym dopiero podczas robienia zakupów na wigilijny stół. Droższe są też gotowe masy makowe. Nie ma sposobu, byśmy nie wydali przynajmniej kilku złotych więcej, niż chcieliśmy.
– Oczywiście podwyżki nie są związane tylko i wyłącznie z suszą i innymi klęskami, jakie dotknęły rolników. Mak drożeje też dlatego, że idą święta. Poza dużymi sieciami handlowymi, które walczą ze sobą cenami, mamy przecież tysiące mniejszych sklepów i targowisk. W takich miejscach najłatwiej przepłacić, ale też dostaje się na ogół towar lepszej jakości. Po świętach będzie taniej i wtedy zobaczymy, ile przepłacaliśmy. Akurat mak warto kupować kilka tygodni czy miesięcy wcześniej – mówi nam Artur Barciński, właściciel niezależnego sklepu spożywczego w Warszawie.
Co ma do tego susza?
Wiele osób już nie pamięta, że w tym roku rolnicy narzekali na brak deszczu. Nie padało wiosną, nie padało latem. Za to potem lunęło w wielu częściach kraju. W efekcie rolnicy zebrali ok. 20 proc. mniej zbóż. Między innymi stąd wzięły się wyższe ceny pieczywa. Podobnie było w całej Europie, więc u sąsiadów też nie ma nadwyżek zboża.
Ale ziarna to nie wszystko – aktualnie drożeją w zasadzie wszystkie produkty roślinne. Droższa jest choćby kapusta, zarówno surowa, jak i kiszona.
– Faktycznie na giełdach cena kiszonej kapusty wynosi już prawie 3 złote za kilogram. Mowa o zwykłej kapuście, produkty regionalne i bio są o wiele droższe. W detalu potrafią kosztować nawet ponad 10 złotych za kilogram. To produkt, który przy właściwym przechowywaniu może długo wytrzymać, ale większość ludzi kupuje ją dopiero tuż przed świętami, bo w domu nie ma dobrych warunków do jej trzymania – twierdzi Barciński.
Jego zdaniem w ostatnich tygodniach kapusta zdrożała mniej więcej o 10 procent. W rachunku za zakupy można to przeoczyć, ale przed świętami płacimy więcej. Z czasem powinna tanieć.
Wspomniana susza wpłynęła też na ceny cebuli, marchwi, ziemniaków i innych warzyw. Trudno ocenić, czy na ich ceny wpływ mają nadchodzące święta. Największym zaskoczeniem tego roku jest pietruszka. To popularne warzywo kosztuje obecnie na giełdach towarowych od 6 do 8 złotych na kilogram, co przekłada się na 10 – 13 złotych w sklepach. A jeśli znajdziemy tańszą, to upewnijmy się, że to pietruszka, a nie podobny do niej pasternak.
A co z karpiem?
Ryba, bez której Polacy świąt sobie nawet nie próbują wyobrazić, jest w tym roku wyjątkowo droga. Jej ceny lecą raz w górę, raz w dół. Dość trudno jest ocenić, czy drożeje ona przed samymi świętami, bo większość ryb jest u nas hodowana specjalnie na święta. Wiosną do stawów wypuszcza się narybek, ważący po 15 dekagramów. Ryby rosną przez lato i późną jesienią ważą 1,2 – 1,5 kilograma a na święta trafiają na nasze talerze.
Rok temu karp był mniej więcej o 30 proc. droższy, niż jeszcze rok wcześniej. A dziś jego cena znowu rośnie. O ile podczas Bożego Narodzenia 2017 jedliśmy rybę po 15 złotych za kilo, to dziś jest to przynajmniej 18 – 20 złotych. Mowa o karpiach kupowanych w całości, m.in. na targowiskach i specjalnych stoiskach. Nawet w supermarketach jest sporo drożej – ok. 2-3 złotych na kilogramie. W tym przypadku najłatwiej porównać ceny filetów, bo coraz więcej sieciowych sklepów wycofuje się ze sprzedaży żywych ryb. Obecnie w Lidlu "tackowany" filet kosztuje 1,99 zł za 100 gramów – czyli w praktyce 20 zł za kilo. To całkiem niezła oferta.
– Przetwarzając, czy oprawiając samodzielnie karpia, odrzucamy około 50-55 procent jego masy. Warto więc kupić świeżą rybę w płatach i tym samym zapłacić tylko za mięso do spożycia – mówi nam Aleksandra Robaszkiewicz z Lidl Polska.
W Biedronce karp świeży patroszony, z głową, kosztuje 1,90 zł za 100 gramów – oferta jest więc zbliżona do tej w Lidlu. Może się wydawać nieco mniej atrakcyjna, ale pamiętajmy o tym, że w wielu rodzinach karpia piecze się w całości a nie podaje w formie filetów.
– Przed świętami drożeje też śledź i pstrąg. Podwyżki nie są wielkie, zresztą te ryby i tak idą w cenę. Śledzi jest po prostu coraz mniej a pstrągi hodowało się w tym roku równie trudno, co karpie. Ale po świętach pewnie ich cena nie będzie już rosła tak szybko, w końcu sprzedawcom zostaną jakieś zapasy – podsumowuje Artur Barciński.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl