Chalupec o 25‑leciu: polski rynek finansowy zrobił milowy krok
Na początku warszawskiej giełdy telefony były atrapami, a maklerzy na potrzeby mediów trzymali słuchawki i udawali, że przyjmują zlecenia. Od tego czasu nasz rynek finansowy zrobił milowy krok - mówi PAP Igor Chalupec, jeden z pierwszych polskich maklerów.
31.05.2014 07:05
"Przed transformacją rynek finansowy był u nas śladowy i w dużej mierze nielegalny. Istniały kantory, cinkciarze, był też obrót bonami towarowymi. Obrót akcjami z prawdziwego zdarzenia rozpoczął się w Polsce dopiero w 1991 r., czyli gdy uruchomiono GPW" - mówił.
Dodał, że gdy pracowano nad kształtem regulacji dotyczących rynku finansowego, w tym ustawy o publicznym obrocie papierami wartościowymi, "istniało duże pole do manipulacji i ktoś mógł to wykorzystać". "Jednak uczestnicy tego procesu byli profesjonalni i działali w dobrej wierze, z bardzo dużym poczuciem wzajemnego zaufania i odpowiedzialności za państwo i za to co robią" - mówił.
Podkreślił, że był to specyficzny czas, klimat, którego raczej nie dałoby się już odtworzyć. "Niestety" - dodał.
Chalupec przypomniał, że pierwsze biura maklerskie powstawały w obrębie banków. Problem było to, że brakowało odpowiednio przygotowanej kadry: maklerów, doradców inwestycyjnych. A przez pierwszy okres działania giełdy, biura maklerskie wykonywały "partyzancką pracę". "Na początku dużo się działo, m.in. trzeba było zapanować nad rozliczeniami, zleceniami, systemami i tysiącem innych rzeczy. Równocześnie ustalaliśmy: reguły gry, uczyliśmy się ich, by za chwilę wdrażać je w życie" - podkreślił.
"Nie była to też typowa praca maklerska. Inwestorzy przychodzili do nas już z podjętą decyzją, co chcą kupić bądź sprzedać. Dopiero po paru latach biura maklerskie zaczęły kształtować usługę relacji z klientem, rekomendacji" - zaznaczył.
Jak mówi, wiele osób nie zdawało sobie sprawy, że to co się wówczas działo ma znaczenie historyczne, o czym świadczy fakt, że nikt z maklerów nie pomyślał nawet o zabraniu aparatu fotograficznego na pierwszą sesję.
Początki warszawskiego parkietu były wielką niewiadomą. "Podczas pierwszej sesji na GPW sporo zleceń złożył pierwszy prezes giełdy Wiesław Rozłucki. "Obawiał się bowiem, że ich w ogóle nie będzie, że będzie to jedna wielka klapa" - wyjaśnił Chalupec. "Zlecenia od prezesa Rozłuckiego były jedynymi, które osobiście przyjąłem w życiu" - dodał.
"To pokazuje charakter zjawiska, z jakim mieliśmy do czynienia. Nic nie było pewne, do samego końca nie było wiadomo, czy to się uda. Okazało się jednak, że już podczas pierwszej sesji pojawiły się zlecenia prywatne. To byli tylko i wyłącznie inwestorzy indywidualni. I to oni dominowali na GPW przez długi czas" - stwierdził.
Podczas pierwszej sesji na warszawskim parkiecie zanotowano 112 zleceń kupna i sprzedaży, a obrót wyniósł 1990 zł. "Ale było bardzo dużo emocji. Na sali notowań było chyba z 500 osób: dziennikarze, pracownicy giełdy, przedstawiciele rządu - istne szaleństwo. Panował wielki entuzjazm, krzyki, zamieszanie. I dziennikarze, którzy ze wszystkimi przeprowadzali wywiady. Aby wyglądać profesjonalnie nasza firma doradcza wyposażyła nas w czerwone szelki, czyli znany z filmów atrybut maklerów" - wspomina Chalupec.
Jak wskazał, nie wszystko jednak na GPW działało na czas. "Ludziom się wydaje, że parkiet to miejsce, gdzie inwestorzy dzwonią, aby złożyć zlecenia. Podczas pierwszych notowań żaden z telefonów jednak nie działał, to były atrapy. Z telefonami w ogóle był kłopot, bo państwowa telekomunikacja była słabo rozwinięta. W efekcie robiliśmy sztuczne ujęcie dla dziennikarzy, że niby trzymamy słuchawkę przy uchu i przyjmujemy zlecenia" - mówił ze śmiechem.
W opinii byłego maklera sukces warszawskiego parkietu, to efekt m.in. przejrzystości naszego rynku i odpowiednich procedur nadzorczych. "To co było przyczyną niepowodzenia giełdy praskiej, przez wiele lat giełd: moskiewskiej, bukaresztańskiej czy sofijskiej, to kompletny brak zaufania. Okazywało się bowiem, że na tych giełdach są nietransparentne procedury, że są przekręty, że spółki fałszują bądź nie ujawniają informacji, że nikt tego nie ściga. W efekcie wszyscy poczuli się oszukani" - mówił.
"W naszym przypadku, rok po roku wszyscy nabierali coraz większego zaufania zarówno do GPW, jak i całego polskiego rynku. Oczywiście problemy się zdarzały, ale mieliśmy nie tylko silną GPW, ale i Komisję Papierów Wartościowych (dziś KNF), która reagowała na nadużycia. To odróżniało nas od innych parkietów" - stwierdził.
W ocenie Chalupca "poważniejsze stadium rozwoju giełdy" rozpoczęło się od połowy lat 90-tych, kiedy zaczęło przybywać inwestorów zagranicznych i emitentów. "Zmiany przyniosła wiosna 1993 r., kiedy pojawiła się oferta Wielkopolskiego Banku Kredytowego, a już prawdziwym przełomem była oferta Banku Śląskiego rok później, a także powstanie funduszu inwestycyjnego Pioneer, który był pierwszym w Polsce funduszem kolektywnego inwestowania" - stwierdził.
"Duże znaczenie dla rozwoju GPW miały też oferty kolejnych polskich championów, które Polacy bardzo pozytywnie oceniali. Takie spółki kojarzyły się ze stabilnością gospodarki. Orlen, Pekao, Bank Handlowy, KGHM, to wielkie polskie firmy, które przyciągały uwagę. Za każdym razem takie oferty zachęcały inwestorów, rosła liczba rachunków maklerskich i samo zainteresowanie giełdą" - dodał.
W jego ocenie wizerunek GPW poprawiła też jej prywatyzacja. "Od tamtej pory stała się ona inną instytucją. Zaczęła informować o sobie, a strategia giełdy stała się też strategią akcjonariuszy, a nie tylko Skarbu Państwa" - mówił.
Wskazał jednak, że choć relatywnie szybko rozwinęliśmy nasz rynek kapitałowy, to można było zrobić więcej. "Myślę, że trochę zmarnowaliśmy drugą połowę lat 90-tych. Wtedy, przy tym ogromnym zainteresowaniu giełdą można było szybko sprywatyzować nawet 20 takich spółek jak Bank Śląski" - mówił.
"Potem były lata 2004 i 2005 r., kiedy na rynek trafiło sporo dużych ofert, m.in. PKO BP, PGNiG, jednak po wyborach w 2005 r., kiedy mieliśmy wysoki wzrost gospodarczy i było duże zainteresowanie rynkiem giełdowym prywatyzacje praktycznie zatrzymano. To były w efekcie zmarnowane trzy lata. Trudno ocenić, co by było, gdybyśmy nie zmarnowali tego czasu. Była ogromna ilość pieniądza na rynku i można było drożej sprzedać spółki, niż w otoczeniu po kryzysie finansowym w 2008r. W efekcie pewnie dałoby się lepiej zrównoważyć budżet, co miałoby znaczenie dla finansów państwa" - powiedział.
"Ważne jest jednak ogólne saldo, które w skali pięciopunktowej oceniam na czwórkę z plusem. Jeśli chodzi o jakość rynku, jego regulacje, stabilność, to GPW jest absolutnie giełdą światową. Jeśli chodzi jednak o poziom wyrafinowania i jej skali, to nadal jesteśmy giełdą regionalną" - ocenił.
Igor Chalupec jest właścicielem jednej z pierwszych licencji maklerskich w naszym kraju - numer 45. W latach 1991-95 zakładał, a następie pełnił funkcję dyrektora Centralnego Biura Maklerskiego Pekao. Następnie objął funkcję członka i wiceprezesa Pekao. W latach 2003-04 pełnił funkcję wiceministra finansów i wiceprzewodniczącego Komisji Nadzoru Bankowego i Ubezpieczeniowego. Przez osiem lat był członkiem Rady Giełdy Papierów. Nadzorował również przygotowanie rządowej strategii rynku kapitałowego Agenda Warsaw City 2010. Od 2004 do 2007 był prezesem PKN Orlen. Obecnie jest partnerem zarządzającym oraz prezesem ICENTIS Capital oraz pełni funkcję prezesa spółki RUCH.
Rafał Białkowski