KombinująChcesz kupić "prawdziwego" łososia? To nie patrz na produkty z napisem "atlantycki"

Chcesz kupić "prawdziwego" łososia? To nie patrz na produkty z napisem "atlantycki"

Chcesz kupić "prawdziwego" łososia? To nie patrz na produkty z napisem "atlantycki"
Źródło zdjęć: © WP Finanse | Konrad Bagiński
Konrad Bagiński

16.02.2020 08:01

Norweski łosoś ma już tak złą opinię, że jego producenci stosują zgrabny trik, by skłonić nas do zakupu. Jeszcze kilka lat temu łososie z hodowli były opisywane po prostu jako "norweskie", ale kontrowersje dotyczące ich jakości sprawiły, że stały się "atlantyckimi". Choć otwartego oceanu na oczy nie widziały.

Tzw. łosoś norweski od dawna jest przedmiotem sporych kontrowersji. Z jednej strony mamy wyniki badań, które dowodzą, iż jest pompowany nienaturalnymi paszami a nawet antybiotykami. Łososie hodowane są w olbrzymich klatkach zanurzonych w morzu, karmione tym, co wrzuca im się do wody a potem po prostu wyławiane. Norwegowie do hodowli wykorzystują swoje niezliczone fiordy – dzięki nim mają łatwy dostęp do głębokiego morza tuż obok brzegu.

Hodowle łososia powstają na całym świecie. Bo i łosoś to ryba smaczna. Sęk w tym, że na przykład w Chile hodowcy łososia zużywają dwa razy więcej antybiotyków niż chilijska służba zdrowia, co jest w sposób drastyczny przedstawione w filmie dokumentalnym "Farmed Salmon Exposed".

Atlantycki z klatki

Hodowcy zapewniają, że ryby mają się świetnie, są zdrowe i przytaczają wyniki badań, które to potwierdzają. Mimo wszystko wiele osób po prostu unika jedzenia hodowlanego łososia i to ich wybór. Ryby z norweskich farm kiedyś były chlubą tego kraju, obecnie sprzedawcy i producenci starają się uciec jak najdalej od nazwy, którą kiedyś sami promowali.

Obecnie na sklepowych półkach praktycznie nie da się znaleźć kawałka łososia, który dużą czcionką byłby opisany jako "norweski". Zamiast tego promowana jest nazwa "łosoś atlantycki" – jednak zgodnie z prawem etykieta na spodzie tacki mówi prawdę. To ten sam łosoś, hodowany w Norwegii.

Jeść, czy nie jeść?

W zasadzie wszyscy dietetycy przypominają o tym, że ryby – w szczególności morskie – są bogatym źródłem cennych kwasów tłuszczowych z rodziny omega 3 (szczególnie EPA i DHA). Ale ryby mają też niekorzystne właściwości – w ich organizmach kumulują się zanieczyszczenia.

- Dotyczy to szczególnie dużych ryb drapieżnych, które znajdują się na szczycie łańcucha pokarmowego. Łosoś jest jedną z nich. Zawartość szkodliwych związków jest różna. Najmniej metali ciężkich i dioksyn stwierdza się u dzikich łososi pacyficznych poławianych w okolicach Alaski. Znacznie więcej toksyn kumuluje się u łososi atlantyckich – zarówno dzikich, odławianych w Bałtyku, jak i hodowlanych. W przypadku tych drugich bardzo dużo zależy od warunków panujących w hodowli – przypomina Klara Zglińska, ekspert Narodowego Centrum Edukacji Żywieniowej.

Okazuje się jednak, że łosoś łososiowi nierówny. Zawartość kwasów omega 3 ale i zanieczyszczeń w mięsie łososi hodowlanych zależy przede wszystkim od rodzaju i czystości paszy, którą są karmione. Zglińska twierdzi, że łososie hodowlane są o wiele bardziej tłuste od swoich dziko żyjących kuzynów. Dzięki temu, nawet jeśli procentowa zawartość kwasów omega 3 ich mięsie jest mniejsza, to nadrabiają ilością. W efekcie porcja łososia hodowlanego dobrej jakości może dostarczyć więcej kwasów, niż porcja dzikiego.

- Jednak gdy karmione są paszami złej jakości, mogą zawierać mało cennych składników, a równocześnie bardzo dużo szkodliwych substancji – przypomina Klara Zglińska.

Z tego też powodu wielu dietetyków nie zaleca jedzenia ryb kobietom w ciąży. Dotyczy to przede wszystkim tych złowionych w Bałtyku, dużych drapieżników (tuńczyk, halibut), jak i właśnie łososi hodowlanych. Co prawda duzi producenci zapewniają, że ich łososie są "czyste", jednak na sklepowej półce odróżnienie ryby dobrej jakości od kiepskiej, jest praktycznie niemożliwe.

Kwestią, która może przeważyć szalę na niekorzyść hodowlanego łososia jest ekologia. Obecnie producenci łososi karmią swoje ryby paszami roślinnymi. Są jednak i takie hodowle, gdzie ciągle używa się pasz z dodatkiem mączki rybnej. To po prostu wysuszone i zmielone odpadki, w dużej mierze składające się z małych ryb wyławianych przez olbrzymie trałowce. Takie statki wyjaławiają morza, niszcząc wszystko, co wpadnie w ich sieci.

Poza tym wielkie stada ryb w klatkach są też źródłem olbrzymiej ilości zanieczyszczeń, z którymi przyroda sobie nie radzi. Mowa przede wszystkim o resztkach pasz i odchodach ryb, opadających na dno i tworzących kilkumetrowej grubości podwodne hałdy.

Faktem jest jednak to, że Norwegowie bardzo poprawili warunki sanitarne produkcji swojego łososia. Czyszczą dno pod klatkami, dbają o zrównoważone żywienie ryb oraz to, by klatki nie były przepełnione. Dużo gorsze warunki panują w hodowlach w innych krajach - na przykład Chile, gdzie przeciwko hodowlom protestują już w zasadzie całe nadmorskie wsie i miasteczka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Finanse
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (128)
Zobacz także