Chińskie dane i zapewnienia szefa Fed nie pomogły (Amerykanom)
Po wtorkowej sesji, kiedy to byki w końcówce z sukcesem zaatakowały, gracze w USA czekali na pretekst do kontynuowania zwyżki. Wydawało się, że dostarczyły im tego informacje docierające z Chin i kolejne wypowiedzi Bena Bernanke, szefa Fed.
10.06.2010 09:25
Chińskie źródło poinformowało agencję Reuters, że eksport Chin wzrósł w maju o 50 procent w stosunku do maja zeszłego roku, a inflacja wzrosła do 3,1 proc. Dane o eksporcie są znakomite, ale przecież oczywiste jest, że cięcia, które szykują państwa europejskie jeszcze nie szkodzą gospodarkom, więc ich import jest duży. To nic nie mówi o przyszłości.
Ben Bernanke wystąpił przed Komisją Budżetową Izby Reprezentantów i tym razem jeszcze bardziej niż we wtorek się starał pomóc rynkom. Powiedział na przykład, że wpływ europejskiego kryzysu na gospodarkę USA nie będzie znaczny. Dodał co prawda, że jest jeden warunek: rynki finansowe będą się nadal stabilizowały. Szczególnie interesujące jest tu słowo „nadal”. Czyżby szef Fed uważał to, co obserwujemy za stabilizację? To dosyć ryzykowana ocena. Gracze wzięli ją jednak za dobrą monetę. Tym razem nie był tak bardzo pewny tego, że nie będzie powtórnego uderzenia recesji. Stwierdził, że „nie można tego całkowicie wykluczyć”, ale on spodziewa się kontynuacji ożywienia gospodarczego, Było jednak coś, co bardziej bykom pomogło. Bernanke powiedział, że Fed będzie podejmował wszelkie "konieczne działania w celu zapewnienia stabilizacji i ciągłej poprawy stanu gospodarki". Można było to odcyfrować, jako zapewnienie, ze Fed czuwa i w razie problemów znowu dosypie gotówki do systemu.
Nie do końca zgadzała się z tą optymistyczną oceną opublikowana na dwie godziny przed końcem sesji Beżowa Księga Fed (raport o stanie gospodarki). Stwierdzono w niej to, co zwykle, czyli, że gospodarka powoli się rozwija, ale znalazł się tam fragment nie potwierdzający wypowiedzi szefa Fed (czyli tego organu, który przygotował raport). Widać było, że członków Fed niepokoi europejski kryzys i jego wpływ na gospodarkę USA.
Prawdziwe cuda działy się na rynku akcji. Indeksy od początku sesji spokojnie rosły, ale widać było wyczekiwanie na wystąpienie szefa Fed. Po nim skala wzrostu gwałtownie wzrosła i po 2 godzinach indeksy rosły już po prawie półtora procent. Od tego momentu zaczęły się osuwać, a na 1,5 godziny przed końcem sesji przyśpieszyły w drodze na południe. W ostatniej godzinie były już na minusach. Jak widać znowu słowa Fed nie wystarczyły. Podobno zaszkodziły słowa kanclerz Angeli Merkel, która stwierdziła, że nadszedł czas na wycofanie bodźców, którymi państwa pobudzały gospodarki. To tylko pretekst. Prawda jest taka, że zmienność jest olbrzymia i gracze naprawdę nie wiedzą, co mają robić. Skoro tak to najbardziej rozsądne będzie przełamanie wsparcia na 1.045 pkt., bo jest ono zbyt oczywiste i kusi obóz niedźwiedzi.
GPW też rozpoczęła środową sesję od wzrostu indeksów. Sięgnął ponad jednego procenta i indeks znowu (tak jak we wtorek) zaczął się osuwać. Po prostu nadal trwało wyczekiwanie na poważne impulsy. Wtorkowe odbicie w USA takim nie było. Za to szybkie, poranne pogorszenie nastrojów na innych giełdach europejskich musiało pomóc niedźwiedziom. Po półtorej godzinie WIG20 barwił się już na czerwono. Po południu wszystko się zmieniło, bo indeksy na innych giełdach ruszyły na północ. Chęci do kupna akcji zbyt dużo u nas nie było. Widać było za to, że gracze wolą poczekać na wyjaśnienie sytuacji.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi