Co profesja to przesąd. Oto co w pracy przynosi pecha

Nie bądź przesądny, bo to przynosi nieszczęście – mówi żartobliwe powiedzenie. Mało komu udaje się jednak stosować do tej reguły. Nawet zatwardziałym realistom zdarza się czasami splunąć przez ramię, ominąć na drodze czarnego kota lub skręcić, aby nie przejść pod drabiną. Przesądy i zabobony kwitną w najlepsze również w pracy, i nie jest to dziwne. Mają przecież pomóc w odniesieniu zawodowego sukcesu. A nie ma chyba osoby, której by na tym nie zależało.

Co profesja to przesąd. Oto co w pracy przynosi pecha
Źródło zdjęć: © AFP

15.04.2011 | aktual.: 18.04.2011 11:01

Co profesja, to przesąd

Istnieją więc przesądy, które znamy wszyscy, a są też specyficzne, typowe dla konkretnego zawodu. Podobno fotografia lub portret Żyda zawieszony w gabinecie szefa firmy przynosi szczęście w biznesie. Są nawet artyści gotowi sporządzić rzeczony portret na zamówienie. Ważne przy tym, by obraz taki nie był prezentem – musi zostać zakupiony, bo inaczej szczęście nie będzie działać. Właściciele portretów niechętnie wypowiadają się o związku sukcesów biznesowych z posiadaniem rzeczonych artefaktów. Łatwo jednak można wskazać osoby, którym namalowane portrety przynoszą finansowe sukcesy. To ci, którzy je malują.

Grupą dobrze zaznajomioną z rozmaitymi przesądami są studenci. Określone przedmioty czy zwyczaje mają przynosić szczęście lub pecha na egzaminach. Formą egzaminu jest też rozmowa kwalifikacyjna. Nic więc dziwnego, że studenckie wierzenia w dużej części przeniosły się do obyczajów kandydatów do pracy. Tym bardziej, że wielu kandydatów to ludzie młodzi, jeszcze na studiach lub świeżo po nich. Uczelniane zwyczaje mają więc w pamięci i stosują je w nowej sytuacji – tuż przed rozmową z rekruterem.

I tak – wiadomo nie od dziś, że na rozmowę należy iść z czymś pożyczonym. Może to być długopis, a może jakiś element garderoby: koszula, majtki, skarpetki. Należy uważać z chusteczkami, bo pożyczone mogą oznaczać koniec przyjaźni. Dobrze jest założyć coś czerwonego – to podobno kolor stymulujący pozytywną energię. Jeśli przed wejściem na rozmowę coś nam upadnie, należy to czym prędzej przydepnąć (uwaga na błoto na butach!).

Oczywiście dobrze jest, jeśli tuż przed rozmową ktoś życzliwy wymierzy kandydatowi lekkiego kopniaka w siedzenie. Pewien kłopot mogą sprawiać maskotki: misie, świnki, pluszowe podkowy i inne indywidualnie dobrane amulety. Jeśli są duże i nie mieszczą się w kieszeni czy w torebce, trudno paradować z nimi przed oczyma potencjalnego szefa. Może nas wziąć za osobę zdziecinniałą i z miejsca „odstrzelić”. Nie każdy ma tyle tupetu co Jola Rutowicz, obnosząca się z różowym jednorożcem, zwanym przez nią koniem. A może coś w tym jest?

Swoje przesądy mają urzędnicy, mają je też pracownicy fizyczni. W biurze np. należy unikać zajmowania miejsca tyłem do wejścia. Lepiej też unikać picia kawy w filiżance ze spodkiem, bo gdy wyleje się na spodek – pech zapewniony. Inna sprawa, że jeśli nie ma spodka, większym pechem może być wylanie płynu na ważne dokumenty…

Zawodowych wierzeń nie brak też w innych profesjach. Każdy budowlaniec wie na przykład o zawieszaniu wiechy. Nie każdy – o chowaniu w ścianach domu monet, gazet czy skorupek od jajek (ponoć niwelują złą energię). Mówi się nawet o… mającym przynosić szczęście sikaniu w fundamenty.

Najbardziej podatni na przesądy są niewątpliwie ludzie wykonujący zawody niebezpieczne. Dotyczy to choćby marynarzy. Dawniej za zachowania sprowadzające nieszczęście na morzu marynarzom groziły poważne kary. Wiadomo, że marynarz w czasie sztormu nie będzie gwizdał, nie będzie też trącał się szklanką z kolegą. W dawnych czasach piątek uchodził za pechowy dzień na rozpoczęcie rejsu. Ten pogląd może jednak zanegować historia Krzysztofa Kolumba. Właśnie w piątek rozpoczął on rejs zakończony odkryciem nowego kontynentu, nazwanego później Ameryką.

Ogromną ilością przesądów obrosły profesje sportowe. Każda dyscyplina ma własne, a na dodatek każdy niemal sportowiec pielęgnuje swoje prywatne wierzenia. Bramkarze kładą w bramkach maskotki, koszykarze obcinają siatkę pod koszem po zakończeniu sezonu. Bardzo wielu sportowców nie goli się w dniu meczu. Prezesom i trenerom po zwycięskich zawodach obcina się krawaty.

Wiele drużyn nie dopuszcza myśli, by w ich autokarze mogła się znaleźć kobieta. Gdy we francuskiej bramce stał Fabien Barthez, wszyscy zawodnicy przed meczem całowali go w łysą głowę. Czasami rytuały mają logiczne uzasadnienie – wizyta w toalecie tuż przed zawodami zmniejsza ciężar zawodnika, a poprawia jego szybkość. Niekiedy w wierzeniach i przesądach może więc kryć się ziarno prawdy.

Generalnie z przesądów niby się naśmiewamy. Z drugiej strony jednak, akceptujemy cudze wierzenia, komentując je najczęściej wzruszeniem ramion. Co ciekawe, do podniesienia ich rangi przyczyniają się oficjalne rozporządzenia urzędowe. Zgodnie z nimi, w oficjalnej klasyfikacji zawodów, sporządzonej przez Ministerstwo Pracy w 2009 roku, znalazł się m.in. astrolog i wróżbita. Może więc rzeczywiście coś w tym jest?

Tomasz Kowalczyk/JK

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)