Coraz cenniejsza praca w urzędzie
Firmy w czasie kryzysu cienko przędą. Tymczasem w urzędach powstają tysiące nowych etatów.
"Gazeta Wyborcza" podaje przykład Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego, w którym zatrudnienie zwiększy się o prawie 20%.
"U nas dopiero teraz zaczynają się zawodowe żniwa. Każdego dnia dostajemy dziesiątki CV. Mamy do wydania olbrzymie środki europejskie, a do ich obsługi potrzebni są ludzie" - mów 'Gazecie Wyborczej" Jarosław Dworzański, marszałek województwa podlaskiego.
Okazuje się, że zarząd województwa przyjął plan, który zakłada stworzenie 95 nowych etatów. Koszt przedsięwzięcia wynosi ponad trzy miliony złotych, z czego milion będzie pochodzić z budżetu województwa, reszta z funduszy unijnych.
Podobnie jest w innych miastach. Dużym zainteresowaniem cieszą się posady w urzędach gmin, zakładach ubezpieczeń społecznych, a nawet w urzędach pracy.
"Zauważyliśmy dość znaczące zainteresowanie pracą u nas. Aplikują specjaliści, których szukaliśmy od wielu miesięcy, m.in. fachowcy od zarządzania i sprzedaży nieruchomościami, a nawet prawnicy" - mówi gazecie Marcin Ochmański z biura prasowego stołecznego ratusza.
Na kandydatów czeka też wojsko, które do końca 2010 roku chce uzupełnić stanowiska w armii zawodowej do 120 tys. osób. W tym czasie planowane jest zatrudnienie kilkunastu tysięcy ochotników do korpusu szeregowych zawodowych. Jeszcze w zeszłym roku były obawy, że nie uda się w porę uzawodowić armii. Na brak kandydatów narzekała policja. W lutym 2008 roku było w niej 4974 wakatów, obecnie jest ich 3411.
Skąd tak duże zainteresowanie pracą w urzędach? Gdy praca w sektorze prywatnym jest niepewna, kandydaci lub pracujący, zaczynają spoglądać w kierunku sektora publicznego, w którym etaty są stabilne. Jak się okazuje również zarobki mogą być zadawalające. Przeciętne wynagrodzenie w sektorze publicznym wynosi 3382,14 zł brutto i jest o kilkaset złotych wyższe niż w sektorze prywatnym (według Głównego Urzędu Statystycznego, dane za pierwszy kwartał 2008 roku). W sektorze prywatnym pracodawcy płacili średnio tylko 2921,84 zł.
Gazeta przywołuje wypowiedź dr Marka Szopskiego, socjologa z Uniwersytetu Warszawskiego, który przewiduje, że kryzys finansowy zmieni podejście Polaków do samej pracy. Według socjologa będziemy bardziej szanować pracę, także i tę na państwowym garnuszku, którą dotychczas wielu pogardzało.