Czy biuściasty interes popłaca?
Eva Krause, gorseciarka, kobiece biusty mierzy od 21 lat. - Sporo się przez ten czas zmieniło - opowiada. - Teraz kobiety mają dużo większe biusty i małe obwody
31.12.2009 | aktual.: 31.12.2009 15:00
Eva gorseciarką została przez przypadek. Nie dostała się do wymarzonej szkoły średniej, rozpoczęła więc naukę w szkole zawodowej.
- W tej szkole można się było uczyć jedynie mając praktyki - wspomina gorseciarka. - I tak trafiłam do pracowni na ul. Lendziona w Gdańsku Wrzeszczu.
Miała wtedy 15 lat. Tyle, ile jej najmłodsze wówczas klientki. Dziś, razem z kobietą, która wtajemniczyła ją w ten zawód prowadzi jedną z dwóch pracowni gorseciarskich w Trójmieście.
Eva przyznaje, że z szycia damskiej bielizny da się wyżyć, ale martwi ją podwyżka czynszu, z którą ona i jej wspólniczka będą musiały zmierzyć się z początkiem nowego roku. Co więcej, zainteresowanie biustonoszem na miarę nie jest już takie jak dawniej. Kiedyś na realizację zamówienia czekało się trzy miesiące, dziś umawia się już tylko z dwutygodniowym wyprzedzeniem. Klientki zabrała im "chińszczyzna".
- Panie pytają o cenę biustonosza, a kiedy odpowiadam im, że ok. 60 zł, mówią, że za te pieniądze to w tunelu przy dworcu mogą kupić sobie co najmniej trzy - mówi. - Kiedyś kobiety po prostu zamawiały, a cena była do uzgodnienia. Jakakolwiek by nie była…
Dodaje, że lepiej już chodzić bez stanika niż w takim uszytym z kiepskiego materiału, źle wyprofilowanym i niedopasowanym za 15 zł.
- Za te pieniądze to dostanie się co najwyżej materiał i to po cenie hurtowej - zauważa. A zły stanik to same nieprzyjemności - można to poznać po rowkach na skórze, odparzeniach, a nawet utrwalonych skazach. - Jak biust wylewa się na brzuch to znaczy, że jest zbyt luźny – tłumaczy gorseciarka. - Biust musi być na swoim miejscu.
W Gdańsku nie łatwo trafić w tej branży na bogatego klienta. To udaje się na Zachodzie. Dawna uczennica z pracowni przy ul. Lendziona otworzyła ekskluzywną pracownię gorseciarską w Szwajcarii. Ale biustonosze z gdańskiej pracowni wędrują także w świat. Głównie wysyłane są do klientek w Polsce i w Niemczech, ale też do USA.
Eva jest zaprzeczeniem powiedzenia, że szewc w dziurawych butach chodzi. Sama szyje sobie bieliznę. Rodzinie również.
- Moja młodsza siostra nie zna "kupnych" staników, nawet nie wie jaki ma rozmiar – opowiada. "Kupnych" biustonoszy nie uznają też stałe klientki. Co więcej, są one tak przyzwyczajone do swojej ulubionej bielizny, że nie łatwo je przekonać do zmian.
- Nie skuszą ich ani te piękne, ani kolorowe biustonosze - opowiada Eva. - Niektóre potrafią przynieść na wzór taki "zabytkowy" sprzed dziesięciu czy piętnastu lat i upierają się, żeby im uszyć taki sam. Albo po prostu przysyłają starą bieliznę na wzór do zakładu. Ale teraz już takich materiałów nie ma.
Dziś w każdym dobrym sklepie bieliźnianym można kupić najróżniejsze modele.Te szyte na miarę wyglądem nie ustępują jednak sklepowym. Z tą tylko różnicą, że zawsze ma się gwarancję, że biustonosz leży idealnie. I jest wygodny.
Są kobiety, które nie założą innej bielizny, preferują wyłącznie tą uszytą specjalnie dla nich. A bywają nawet takie, które gdańską gorseciarkę, nauczycielkę Evy, odwiedzają od 40 lat, czyli od momentu powstania pracowni.
- Ostatnio zajrzała do nas nasza dawna klientka - opowiada Eva. - Przyprowadziła swoją córkę, by pokazać jej naszą pracownię. „Zobacz, tak się kiedyś kupowało bieliznę” opowiadała. Ale nawet teraz, kiedy w sklepach wybór jest tak różnorodny i młodziutkie dziewczyny przychodzą na pobranie miary. Czasem przyprowadzają je matki, które wiedzą, że biustonosz kształtuje piersi, a zły może im wręcz zaszkodzić. -Przychodzą jeszcze uczennice szkoły podstawowej z piątej czy szóstej klasy – wyjaśnia Eva. - I nie z mody czy kaprysu, ale potrzeby. Bo mają tak duży biust. Kiedyś takie piersi miały 15-letnie dziewczyny.
- To ważne żeby kształtować piersi dobrze dopasowanym biustonoszem - przypomina. – Powinny o tym pamiętać przede wszystkim kobiety w ciąży i po urodzeniu dziecka.
Rozmiary?
- Od 65 A do…takich, dla których nie ma już numerów w sklepie – wyjaśnia.
Wzory i fasony?
- Wszelkie. - Przychodzą panie po biustonosze pod suknie ślubne i gorsety, po półgorsety, po koszulki na wieczory panieńskie. Niektóre z nich przynoszą wycinki z gazet pokazując, co dokładnie by chciały. Czasem przyjdzie pan, zapłaci i wyśle żonę na pobranie miary. Taki prezent. Piętnaście lat temu miałyśmy też jednego klienta, który kupował u nas pończochy.
Gorseciarka to jedyny ratunek dla kobiet, które cierpią na różnego rodzaju skrzywienia i schorzenia. Zaglądają też panie po masketomii. Bywa, że młode dziewczyny z bardzo dużym biustem skieruje pani od wf-u albo przychodzą z zalecenia lekarza.
Eva odczuwa wielką satysfakcję, kiedy przychodzą klientki i mówią jej „pani to wie najlepiej", „od razu wie pani, jakiego biustonosza potrzebuję”. I żalą się, że ze sklepu wychodzą zwykle... spocone i niezadowolne.
Gorseciarka udowadnia swoim klientkom, że dobra bielizna może być ładna. Dziś firmy gorseciarskie zaopatrują się w materiały z fabryk. Kiedyś tak nie było i po haftki trzeba było jeździć do NRD. Bieliznę szyto z płótna, dziś można wybierać w różnego rodzaju materiałach - atłasach, koronkach, w najróżniejszych kolorach.
Gorseciarka to jeden z zawodów, które w polskich miastach spotyka się coraz rzadziej. Znikają kaletnicy, repasatorki rajstop… Jakie cenne zawody odeszły jeszcze w zapomnienie?
ac