Czy flirt może pomóc na rozmowie kwalifikacyjnej?

Zalotne spojrzenia, dwuznaczne uwagi. Czy flirt może pomóc na rozmowie kwalifikacyjnej?

Czy flirt może pomóc na rozmowie kwalifikacyjnej?
Źródło zdjęć: © thinkstock

08.01.2011 | aktual.: 29.11.2011 14:24

Coraz częściej rekrutacje odbywają się poza murami firmy. Wielu rekruterów twierdzi, że zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną to już połowa sukcesu. Oznacza, że Cv kandydata nie uszło uwadze pracodawcy lub osoby rekrutującej. A kto wie, może nawet zrobiło piorunujące wrażenie! Jak to wrażenie spotęgować? Wielu kandydatów powie wprost – rekrutera trzeba oczarować a najlepiej poderwać. Ich zdanie, merytoryczne przygotowanie do pracy kandydata, najczęściej nie jest doceniane przez osoby rekrutujące. Twierdzą, że na rozmowie, kwalifikacje to sprawa drugorzędna. Liczy się pierwsze wrażenie i to, czy kandydat wpadł w oko rekrutującemu.

Taki pogląd reprezentuje Angelika, która pamięta swoją rozmowę kwalifikacyjną sprzed kilku lat. Ubiegała się o pracę w jednym z banków. Przesłała CV i zaproszono ją na rozmowę. Zapytała, kto będzie z nią rozmawiał. Gdy usłyszała, że kierownik działu, bardzo się ucieszyła. Ubrała się stosowanie. Miała czarną spódnicę przed kolana i dopasowaną marynarkę, bluzkę z niewielkim dekoltem. Jak twierdzi, starała się być seksowna, ale nie epatować seksem. Podczas rozmowy uśmiechała się, odpowiadała konkretnie na pytania, ale też dowcipkowała. Mówi, że starała się posyłać zalotne spojrzenia. Chciała być subtelnie uwodzicielska. Twierdzi, że tylko dlatego zdobyła tę pracę. Miała świadomość, że o jedno stanowisko analityka ubiega się kilkunastu kandydatów i wszyscy mają podobne kwalifikacje. Musiała zaprezentować coś więcej.

- Nie uważam się za szczególnie ładną, nie byłam ubrana wyzywająco, ale chciałam, żeby pracodawca mnie zapamiętał. Wiedziałam, że szukają kogoś wyjątkowego, takie CV jak moje, miały wszystkie pozostałe osoby. Ale jednak to mnie wybrali. Po kilku miesiącach kierownik powiedział mi, że przyjął mnie, bo miałam to coś. A pozostali kandydaci byli sztuczni, przesadnie ugrzecznieni, grali osoby wszystkowiedzące. Wydaje mi się, że taki niewinny flirt pomaga czy to na rozmowie kwalifikacyjnej, czy to w negocjacjach biznesowych – twierdzi Angelika, która od kilku miesięcy jest szefem działu analiz w jednym z poznańskich banków.

Andrzej Domasiuk, head hunter, który szuka pracowników na stanowiska menedżerskie w dużych firmach, mówi że najgorsza w kandydacie jest nijakość. Liczą się osoby z charakterem , wyraziści. Tacy, którzy potrafią ująć rekrutera. Twierdzi, że delikatny flirt może tylko pomóc.

- Pod warunkiem, że osobą rekrutującą jest mężczyzna a kandydatem kobieta lub na odwrót … - śmieje się Andrzej Domasiuk. – A tak poważnie, to oczywiście, liczą się kwalifikacje, doświadczenie. To podstawa. Informacje o kwalifikacjach uzyskujemy przede wszystkim z CV i wywiadów, które też się przeprowadza. Na rozmowie zaś chcemy zobaczyć kandydata. Sprawdzić, jak się zachowuje. Możemy sprawdzić, czy kandydat jest asertywny, czy jest przekonujący, czy potrafi negocjować. W sytuacji, gdy rozmawiamy z kilkoma kandydatami, którzy są świetni, musimy zwracać uwagą na inne cechy. Na powierzchowność kandydata, ale też próbujemy zbadać jego wyobraźnie. Prześwietlamy go na wskroś, patrzymy na duszę i ciało. Ja cenię inteligentny, subtelny flirt. To dla mnie znak, że kandydat wie, czego chce. Nie jestem w stanie zaakceptować wulgarnego kiczu, krótkich spódniczek, gigantycznych dekoltów i tandetnych komentarzy. Zdarza się, że rozmowa kwalifikacyjna na pierwszy rzut oka wygląda jak randka. Niektórzy rekruterzy umawiają
się z kandydatami w restauracji lub kawiarni. Chcą na spotkaniu, które na pierwszy rzut oka wygląda jak nieformalne, wysondować kandydata.

- Ale to nie powinno nikogo dziwić. Wiele interesów, również na politycznym szczeblu, załatwia się obecnie podczas nieformalnych spotkań. Ja nieraz umawiałem się z kandydatami na kierownicze stanowiska właśnie w restauracji. Rozmawialiśmy o wszystkim jedząc kolację lub pijąc kawę. Wtedy rozmowa jest luźniejsza, można lepiej poznać kandydata. Kelner kilka razy zwrócił się do kandydatki, z którą rozmawiałem, tytułując ją „żona” lub „partnerka” – opowiada Jarosław Knapik, doradca personalny z zagranicznej firmy Human&Job. Czy zdarza się, że kandydaci przekraczają granicę, proponując rekruterowi seks w zamian za przyjęcie do pracy?

- Mi zdarzyło się to tylko raz. Ale oczywiście z miejsca przekreśliło to kandydatkę w ubieganiu się o pracę. Podpisuję umowę z firmą, dla której szukam pracowników. Moja prowizja bywa wysoka, dlatego nie ma szans, żebym przyjął kandydatkę, która stosuje takie metody. Nie mogę sobie na to pozwolić. Gdyby kandydat nie był odpowiedni, to zwyczajnie straciłbym pieniądze. Rekrutowałem w firmie i ta kandydatka była ubrana bardzo wyzywająco. Już na początku stwierdziła, że po co tracić czas i że może przeszlibyśmy do konkretu, akurat zna tu niedaleko przytulny hotelik – dodaje Jarosław Knapik.

Joanna Pogórska, psycholog i doradca personalny uważa, że coraz częściej obowiązki mieszamy z przyjemnościami. To znak naszych czasów.

- Pracujemy w domu, siedząc na kanapie z laptopem na kolanach. A ważne rozmowy, negocjacje czy rekrutacje odbywają się na imprezach. Pamiętam, jak pewien dyrektor znanej firmy zapraszał swoich kluczowych pracowników na kolacje. Iść na taką kolację to był prestiż i zapowiedź awansów. Coraz częściej sprawy związane pracą , obowiązkami przenikają do sfery nieoficjalnej. Nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że nie przekraczamy granicy – nie krzywdzimy, nie dyskryminujemy, nie dajemy awansu po znajomości – uważa Pogórska.

Tomasz Kowalczyk

flirtromansrekrutacja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)