Czy można liczyć na rajd św. Mikołaja?
Statystycznie rzecz biorąc, największe zyski na giełdzie odnotowywano na przełomie roku. Jak będzie teraz?
02.12.2009 | aktual.: 02.12.2009 15:38
Wraz z nadejściem grudnia na rynku akcji tradycyjnie pojawiają się nadzieje na tzw. rajd świętego Mikołaja, czyli mocną zwyżkę kursów w końcówce roku. W tym roku nadzieje są tym większe, że od lutego panuje hossa (więc ruch w górę wydawać się może tym bardziej prawdopodobny, że byłby zgodny z trendem), a dane makroekonomiczne wskazują na nabieranie impetu przez ożywienie gospodarcze.
Czy rajd świętego Mikołaja (zwany też efektem grudnia) to tylko przesąd czy rzeczywiście w przeszłości jego występowanie było potwierdzone statystycznie? Aby odpowiedzieć na to pytanie, zbadaliśmy dane historyczne dotyczące zmian WIG (analizą objęliśmy okres od początku 1996 r., pomijając pierwsze lata GPW, kiedy rynek akcji dopiero raczkował).
Średnio najlepiej w roku
Jak się okazuje, średnia zmiana WIG w grudniu w ostatnich 13 latach wyniosła +4,16 proc. (mediana, czyli wartość środkowa, to +4,01 proc.). Wynik ten, chociaż nie jest być może spektakularny, to jednak sugeruje, że coś jest być może na rzeczy. Choćby dlatego, że aż dziesięć innych miesięcy w roku przynosiło przeciętnie gorsze wyniki. Niektóre (maj, wrzesień, październik i listopad) były wręcz na minusie.
Jedynym miesiącem, który mógł rywalizować z grudniem pod względem stóp zwrotu, był styczeń, w którym przeciętna zwyżka WIG wyniosła 5,33 proc.Co więcej, w dziewięciu z 13 lat grudzień był bardziej korzystny dla posiadaczy akcji niż przeciętnie pozostałe miesiące. Z analizy tej wyłania się więc dość klarowny obraz - statystycznie największe zyski przypadały w przeszłości na przełom roku: grudzień oraz styczeń.
Trudny do wytłumaczenia fenomen
Z czego wynika to zjawisko? Najwięcej teorii powstało na temat tzw. efektu stycznia, czyli znacznej zwyżki notowań po Nowym Roku. Tłumaczy się ją np. względami podatkowymi - pod koniec roku część inwestorów pozbywa się akcji tylko po to, by zoptymalizować podatek giełdowy za dany rok (np. zrealizować straty w celu obniżenia daniny dla fiskusa), a później, już w nowym roku, je odkupuje. Inna teoria zakłada, że zwyżka jest dziełem głównie inwestorów instytucjonalnych, np. funduszy inwestycyjnych. Przed końcem roku pozbywają się one papierów niewielkich, ryzykownych spółek, które wyglądałyby mało atrakcyjnie w rocznych sprawozdaniach, a po nowym roku odkupują je.
Teorii jest sporo, ale żadna z nich nie jest doskonała. Można mieć wątpliwości, czy np. do optymalizacji podatkowej naprawdę konieczne jest czekanie z zakupami akcji aż do nowego roku. Przecież można je odkupić w sekundę po ich sprzedaży, minimalizując w ten sposób ryzyko, że w tzw. międzyczasie kursy akcji uciekną w górę, jednocześnie nie tracąc zamierzonych korzyści podatkowych.
Poza tym opisane teorie zakładają, że styczniowy popyt na walory odbywa się kosztem spadku notowań w grudniu. Tymczasem z naszych obliczeń wynika zupełnie co innego - że grudzień był w przeszłości niemal tak samo korzystny dla inwestorów jak styczeń.
W tym momencie pojawia się kolejna teoria, mówiąca, że inwestorzy, spodziewając się efektu stycznia, do zakupów akcji przystępują już w grudniu, dyskontując oczekiwany wzrost notowań na początku następnego roku.
Efekt stycznia z wyprzedzeniem
To zjawisko faktycznie da się zaobserwować w ostatnich latach. Dobry przykład to ubiegły rok. Podczas gdy w grudniu 2008 r. WIG oparł się bessie i zyskał 0,36 proc., to na początku 2009 r. efekt stycznia sprowadził się do zaledwie dwóch dni zwyżki. Po nich nastąpiła znaczna przecena, a cały styczeń zakończył się spadkiem WIG o 9,3 proc. Podobnych przypadków było więcej. W ostatnich 13 latach osiem razy się zdarzyło, że grudzień był lepszy dla posiadaczy akcji niż styczeń. Z czasem to zjawisko stało się jeszcze bardziej wyraźne - jeśli pod uwagę weźmiemy tylko ostatnich pięć lat, to się okaże, że były już trzy takie przypadki, czyli większość. Wygląda więc na to, że efekt stycznia przesuwa się na grudzień.
Zjawisku temu towarzyszy jeszcze jeden fenomen. Grudniowe zyski, choć statystycznie nieco mniejsze niż styczniowe, wydają się bardziej przewidywalne. Różnica między zmianami WIG w najlepszym i najgorszym w historii grudniu to 17,4 pkt proc. (najgorszy był grudzień 2002 r., kiedy można było stracić 2 proc.). W przypadku stycznia różnica ta wynosi aż 51,5 pkt proc. Tak chwiejnych wyników nie zanotowaliśmy w żadnym innym miesiącu. Podczas gdy najlepszy w historii styczeń (1996 r.) podniósł WIG o 37,3 proc., to najgorszy (2008 r.) przecenił go o 14,2 proc.
Rajd na razie jeszcze w grudniu?
Idąc tym tropem, można by przypuszczać, że rajd świętego Mikołaja również będzie się z czasem przesuwał, ponieważ inwestorzy będą chcieli z wyprzedzeniem załapać się na sezonowe ponadprzeciętne zyski. Na razie jednak takie zjawisko trudno zaobserwować. Przykładowo rok temu listopad przyniósł spadek WIG o 4,5 proc.
Na razie grudzień jest tym okresem roku, w którym - statystycznie rzecz biorąc - trzymanie w portfelu gotówki zamiast akcji wiąże się z ponadprzeciętnym ryzykiem utraty okazji inwestycyjnej. Gdyby wyeliminować z 13-letniej historii WIG każdy grudzień, to okazałoby się, że indeks wzrósł o 211,8 proc. (przez 11 miesięcy trzymamy akcje, a w grudniu gotówkę). Tymczasem faktyczny WIG (uwzględniający grudzień) zyskał 421,8 proc. To dwukrotnie lepszy wynik.
Ostrożnie z wnioskami
Chociaż zatem rajd świętego Mikołaja (a w mniejszym stopniu także efekt stycznia) przynajmniej w pewnym stopniu jest potwierdzony przez statystyki, to trudno traktować go jako sposób na łatwe i pokaźne zyski. Po pierwsze nie ma żadnej gwarancji, że każdy grudzień przyniesie zyski. W ostatnich 13 latach inwestorzy trzy razy byli pod kreską (w przypadku stycznia sytuacja wygląda jeszcze gorzej - na minusie skończył się aż sześć razy).
Po drugie, dalekie od prawdy byłoby stwierdzenie, że wystarczy trzymać akcje np. w grudniu, by regularnie wygrywać z rynkiem. Gdyby wziąć pod uwagę wyłącznie grudniowe zmiany WIG w ostatnich 13 latach, to okazałoby się, że taki hipotetyczny grudniowy indeks urósł dotychczas o 67 proc. (przez 11 miesięcy w roku trzymamy gotówkę, a w grudniu akcje).
Tymczasem faktyczny WIG zwiększył się o 421,8 proc., nawet mimo ostatniego kryzysu finansowego. Niewiele zmienia dodanie do analizy stycznia - uwzględniający ten miesiąc hipotetyczny WIG wzrósłby o 131 proc., ale to wciąż znacznie słabszy wynik niż w przypadku strategii opartej na trzymaniu akcji przez cały badany okres. Po trzecie, pojawia się pytanie, czy rajd świętego Mikołaja z czasem nie staje się mniej znaczący. Spośród ostatnich trzech lat jedynie w zeszłym roku zmiana WIG w grudniu była lepsza niż średnio w pozostałych miesiącach.
PARKIET