Czy Polska jest zabezpieczona przed powodzią?
Tysiące osób ewakuowanych z domów, osunięcia ziemi, zniszczone zabytki. To efekty powodzi u naszych zachodnich i południowych sąsiadów. Sytuacja jest dramatyczna. Także w Polsce wystąpiły lokalne podtopienia. Czy grozi nam czeski scenariusz? Jak możemy się przed nim zabezpieczyć?
04.06.2013 | aktual.: 27.09.2013 10:48
Tysiące osób ewakuowanych z domów, osunięcia ziemi, zniszczone drogi i zabytki. To efekty powodzi u naszych zachodnich i południowych sąsiadów. Sytuacja jest dramatyczna. Także w Polsce wystąpiły lokalne podtopienia. Czy grozi nam czeski scenariusz? Jak możemy się przed nim zabezpieczyć?
- Sytuacja hydrologiczna Polski jest zdecydowanie lepsza niż u naszych sąsiadów. Mamy wprawdzie rzeki, które czerpią z Czech, jednak padało w innej części kraju. Opady tak się rozmieściły, że zasiliły głównie rzeki odpływające do Łaby i Sprewy - tłumaczy Mirosław Samulski, dyżurny hydrolog Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej.
Jak zauważa hydrolog, nasilone opady mieliśmy w Polsce od 24 maja (w południowo-zachodniej części kraju trochę później, bo od 28 maja). Spowodowały one nasycenie zlewni wodą, szczególnie rzek południowo-zachodnich - Nysy Łużyckiej, Bobru, Kwisy i Kaczawy. To dlatego w tamtych miejscach każdy opad - nawet nieduży rzędu 20-30 mm - powoduje, że stany wód wzrastają. Oczywiście okresy bezdeszczowe poprawiają sytuację i powodują, że poziom wód może się unormować. W poniedziałek wydano cztery ostrzeżenia o najwyższym stopniu dla województwa dolnośląskiego, opolskiego, śląskiego i lubuskiego - gdzie jest najbardziej dynamiczna sytuacja.
- W najbliższym czasie powódź nam nie grozi. To, co się dzieje to mniejsza skala, lokalne podtopienia i nie możemy mówić o powodzi w ujęciu całego kraju - stwierdza Samulski.
Jednak pogoda nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Z wielką wodą możemy się jeszcze zmierzyć. Ekspert zaznacza, że cały okres ciepły, to są możliwości wystąpienia powodzi opadowych. Latem jest ich najwięcej ze względu na intensywne opady, które mogą mieć miejsce w górach. Woda wtedy spływa do rzek. Jeśli obfite deszcze występują przez kilka dni, to możemy mieć zwiększone zagrożenie powodzią. Zwykło się mówić, że silne opady to lipiec i sierpień, ale powodzie opadowe mogą zdarzyć się także w maju, jak kilka lat temu, jak i nawet we wrześniu.
Trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać
Tymi słowami premier Cimoszewicz podsumował wydarzenia z tzw. powodzi tysiąclecia. Zostały mu zapamiętane na długo. Być może dlatego Polacy przekornie wciąż są niechętni ubezpieczeniom.
- W Polsce jest dziś około 8 mln polis uwzględniających ryzyko ognia i żywiołów. Wliczam tu zarówno osoby prywatne jak i firmy. Liczba ta nie rośnie znacząco w ostatnich latach, a w 2012 r. wręcz lekko spadła - twierdzi Marcin Tarczyński, analityk Polskiej Izby Ubezpieczeń. - Oznacza to, że niestety nie robimy się bardziej przezorni, mimo że zjawisk związanych z żywiołami jest w Polsce coraz więcej. Ale pamiętajmy też, że jest kryzys i ludzie mają mniej pieniędzy - dodaje.
Czemu się nie ubezpieczamy? Marcin Tarczyński z PIU podaje, że najczęściej słyszy się dwa uzasadnienia: "nie spodziewałem/am się, że może mi się coś takiego przydarzyć" oraz "ubezpieczenie jest drogie".
- Jeśli chodzi o uzasadnienie "nie spodziewałem/am się, że może mi się coś takiego przydarzyć", to właśnie po to jest ubezpieczenie, ma zabezpieczać przed wydarzeniami, którym nie jesteśmy w stanie zapobiec. Takie tłumaczenie się nie ma sensu - mówi Tarczyński.
Drugi argument, "ubezpieczenie jest drogie", świadczy o tym, że osoby te nie znają cen ubezpieczeń. Sam koszt polisy zależy od wariantu i lokalizacji, jednak generalnie są one zbliżone. Na przykład w Warcie za podstawowy pakiet, ubezpieczenie tzw. murów, zapłacimy od 200 do 300 zł rocznie. Pakiet Warta Dom Komfort+, o szerszym zakresie, zamyka się w kwocie 300-400 zł.
Oczywiście 400 zł to może być dużo jako jednorazowy wydatek, jednak ta składka chroni nas przed zalaniem, kradzieżami, przepięciami, itp. W przypadku powodzi jesteśmy chronieni przed pozostaniem bez dachu nad głową i środkami koniecznymi do odbudowy domu. Trzeba jednak pamiętać o kilku podstawowych rzeczach. Na przykład co to jest suma ubezpieczenia, górna granica odpowiedzialności, czy też wartość odtworzeniowa.
- Jeśli ktoś ubezpieczył swój dom na 300 tys. zł, to takie będzie też maksymalne odszkodowanie w przypadku jego zupełnego zniszczenia. Jeśli tylko umowa przewidywała wypłatę według wartości odtworzeniowych, to oczywiście odbudowa będzie możliwa bez angażowania dodatkowych środków ze strony poszkodowanego - zaznacza Ewa Dołowy, ekspertka z Biura Ubezpieczeń Mieszkaniowych Warty.
Dołowy zaznacza także, ze nie ma możliwości do odmowy wypłaty ubezpieczenia w takiej sytuacji. Towarzystwo może odmówić wypłaty odszkodowania, lub je ograniczyć, tylko jeśli zaniedbania klienta doprowadziły do powstania lub powiększenia się szkody. W przypadku powodzi trudno sobie wyobrazić taką podstawę.
Wielu jednak zastanawia się, czy ubezpieczyciele będą przygotowani, jeśli dojdzie do wielkiej powodzi.
- Ubezpieczyciele co roku są gotowi na zjawiska związane z żywiołami, bo one, co roku występują. Różna jest tylko skala. Ponadto zagrożenia związane z żywiołami w Polsce to nie tylko powódź, ale też wichury, osunięcia ziemi, trąby powietrzne itp. Oczywiście dotąd najsilniejsza w ostatnich latach najdotkliwsza była powódź w 2010 r., kiedy to ubezpieczyciele wypłacili łącznie w związku z powodzią 1,7 mld zł - zauważa Tarczyński.
Analityk PIU zaznacza, że ubezpieczyciele są zobowiązani przepisami prawa do posiadania gigantycznych rezerw finansowych, aby byli przygotowani na zwiększone wypłaty. Dzięki nim, bezpieczeństwo ewentualnych poszkodowanych jest zabezpieczone. Co więcej, w ostatnich latach, doszło do zmian w standardach likwidacji szkód i ulepszenia procedur związanych z zarządzaniem.
- Ubezpieczyciele są więc gotowi na szkody żywiołowe zarówno pod względem finansowym jak i operacyjnym. Miejmy nadzieję, że klienci nie będą musieli się o tym przekonywać i że do powodzi nie dojdzie - dodaje Tarczyński.