Trwa ładowanie...
związek
27-05-2010 10:55

Czy ściągalność alimentów w Polsce to problem? Jak oszukują "alimenciarze"?

Alimenty to temat rzeka. Głównie rzeka emocji, ze względu na złożoność układów po rozpadzie związków

Czy ściągalność alimentów w Polsce to problem? Jak oszukują "alimenciarze"?Źródło: Jupiterimages
d2mhgnx
d2mhgnx

Modelowy „alimenciarz’ ma średnio ok. 40 lat i najczęściej jest mężczyzną. Wśród dłużników alimentacyjnych są zarówno osoby bez jakiegokolwiek wykształcenia, jak i absolwenci. Stałą praktyką – choćby w sektorze budowlanym - jest dogadywanie się z pracodawcą w celu oficjalnego wykazywania najniższej pensji krajowej. Wszystko po to, by płacić jak najmniej.

Alimenty to temat rzeka. Głównie rzeka emocji, ze względu na złożoność układów po rozpadzie związków.

Dla bliższego scharakteryzowania problemu powstało określenie „alimenciarz” - w domyśle osoba uchylająca się od płacenia. Analogicznie funkcjonuje słowo „alimenciara” i dotyczy kobiet walczących o alimenty. W Polsce średnio alimenty na jedno dziecko wynoszą 200-400 zł i o taką część pensji toczy się zwykle walka. Drugie tyle to wkład rodzica, z którym dziecko mieszka. Mało to czy dużo? – temat do przemyśleń. Dość powiedzieć, że biorąc średnią ze średniej, czyli 300 zł od każdego z rodziców, dziecko powinno się dać utrzymać średnio za 600 zł.

Zasady dzielenia pensji

Największe spory budzą zasady, jakim kierują się sądy przy zasądzaniu kwoty alimentów: Po pierwsze - wysokość alimentów wyznaczają uzasadnione potrzeby czyli koszty utrzymania dziecka. W tym celu przedstawia się koszty związane z czynszem, mediami, wyżywieniem, edukacją, środkami czystości, opieką medyczną oraz innymi potrzebami dziecka wynikającymi z jego wieku, uzdolnień i zainteresowań.

Po drugie - podstawą do wyliczeń są dochody z założeniem, że osoba płacąca alimenty dokłada wszelkich wysiłków, aby wykorzystać w pełni swoje możliwości zarobkowe. Po trzecie – bierze się pod uwagę zasadę równej stopy życiowej. Dziecko powinno mieć warunki życia zapewnione na poziomie zbliżonym do poziomu życia obojga rodziców, z uwzględnieniem jego wieku i potrzeb. *Ci co chcą płacić – „alimenty” dobrowolne *

d2mhgnx

Dobrowolne „alimenty” dotyczą najczęściej osób, którym bardzo zależy na częstych kontaktach z dziećmi. Z pewnością takie rozwiązania wpływają na lepszą atmosferę w relacjach obu stron. Wymagają jednak dużo dobrej woli, bo nie trzeba nikogo przekonywać, że kwestie finansowe przy rozwodach i rozstaniach to wielce drażliwa sprawa.

Bartek od 18 lat płaci dobrowolne „alimenty”. Kwotę raz uzgodnioną aktualizuje co pewien czas - według własnego uznania. Nie chce podać wysokości „alimentów”, ale sądząc po jego statusie materialnym jest to z pewnością suma powyżej średniej krajowej. Mimo to czuje ciągłą presję, że mógłby płacić więcej. Ale wypracowany przez lata układ działa i wydaje się, że tak już pozostanie do czasu ukończenia studiów przez dziecko. Trudno oszacować ilu rodziców się dogaduje polubownie. Wydaje się, że najbardziej zależy tym, którzy pracują na wyższych czy bardziej prestiżowych stanowiskach. Nie chcą mieszać spraw zawodowych i prywatnych. Wolą rozwiązywać problemy bez ingerencji urzędników.

Ci co nie chcą płacić – alimenty urzędowe

„Alimenciarz” to rodzic, który ukrywa swoje dochody i nie posiada nic na własność. Jak podaje Money.pl - Modelowy „alimenciarz’ ma średnio ok. 40 lat i najczęściej jest mężczyzną. Wśród dłużników alimentacyjnych są zarówno osoby bez jakiegokolwiek wykształcenia, jak i absolwenci wyższych uczelni. Są to przedstawiciele różnych zawodów: dziennikarze, artyści, kierowcy, murarze, ludzie prowadzący własną działalność gospodarczą, ale i osoby nieposiadające żadnego zawodu. Stałą praktyką – choćby w sektorze budowlanym - jest dogadywanie się z pracodawcą w celu oficjalnego wykazywania najniższej pensji krajowej. Reszta wręczana jest nieoficjalnie. Pracodawcy zwykle się zgadzają, bo jest to dla nich korzystne. Tymczasem długi alimentacyjne rosną lawinowo. Czasem przebudzenie przychodzi po latach a czasem nigdy. Skrajnymi są przypadki osób, które nie płacą alimentów na kilkoro dzieci. Ich długi są tak ogromne, że często nie są w stanie normalnie funkcjonować.

Problem nas wszystkich

Żyjemy w kraju o bardzo niskiej ściągalności alimentów. Urzędnicy proponują coraz to nowe narzędzia do zwiększenia skuteczności w tej dziedzinie: choćby odbieranie prawa jazdy czy wpisy do Krajowego Rejestru Dłużników. Ale w świadomości ogólnej unikanie alimentów nie ma znamion dużej szkodliwości społecznej. Mało kto rozmyśla nad tym, że jeśli nie zapłaci dłużnik, to najprawdopodobniej zapłacimy my wszyscy.

Niewielu też stać na obiektywizm po czyjej stronie jest racja. Dopóki nas to nie dotyczy podchodzimy do sprawy „na luzie”. Dopiero na forach dyskusyjnych widać wyraźnie linię podziału na obóz damski i męski. Kobiety stoją murem po stronie „alimenciar” a płeć męska po stronie – „alimenciarzy”.

Tym, którzy potrafią stanąć ponad tradycyjnymi podziałami serdecznie gratuluję.

Edyta Petelska

d2mhgnx
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2mhgnx