Czy selekcjonerzy przed klubami dyskryminują? A może są potrzebni?
Mateusz od pół roku jest selekcjonerem w Gdańsku. Opowiada nam o "imprezach zamkniętych" dla "bojówki informatycznej", metodzie "na pewniaka" i o... bolesnym ryzyku zawodowym.
25.05.2010 | aktual.: 26.05.2010 08:47
- Co mówisz, kiedy nie chcesz wpuścić kogoś do klubu?
- Mówię to co zwykle mówią selekcjonerzy - "kartę klubową poproszę". Ewentualnie "dziś impreza zamknięta".
- I pokazują kartę?
- Nie. Trudno pokazać kartę klubową do klubu, w którym ich nie ma.
- A co pokazują – złotą kartę kredytową, legitymację poselską?
- Kiedyś przyszła grupa dziewczyn i powiedziałem im, że przykro mi, ale dziś nie wejdą. Na co jedna wyciągnęła "blachę". Odpowiedziałem, że to jest klub i nie muszę jej wpuszczać tylko dlatego, że jest policjantką. Kazała mi się wylegitymować. Odmówiłem. Potem mówiła coś jeszcze o tym, że będę miał przez to kłopoty.
- Jak jeszcze reagują ci, których nie wpuścisz do klubu?
- Różnie. Są tacy, którzy po prostu mówią dobranoc i odchodzą, inni - "Nie, to nie. Damy zarobić komuś innemu". Często powołują się na kogoś, np."Znam tego i tamtego. Będziesz miał kłopoty", "Znam właściciela tego klubu, zaraz do niego zadzwonię"...
- Dzwonią?
- Nie dzwonią. Zdarza się też usłyszeć: "Widzisz to auto? Ja nim przyjechałem", "Jeżdżę siódemką (BMW – dop. red.). O tu zaparkowałem", "Buty, które mam na sobie kosztowały więcej niż ty zarabiasz". Niektórzy traktują to bardzo ambicjonalnie.
- Czyli drogie ciuchy to niekoniecznie przepustka?
- W Trójmieście nie zwraca się na to takiej uwagi, jak np. w stolicy. Liczy się pierwsze wrażenie, ogólny wygląd, to czy ktoś "ma w sobie atmosferę", która będzie przekładać się na tę klubową.
- Nie jest ważne ile ktoś jest w stanie zostawić w klubie pieniędzy?
- Często to jest kryterium. Ja staram się, żeby nie było ono dominujące. Wpuszczam także osoby, które wiem, że nie zostawią nawet połowy tego, co pan od "siódemki". Czasem wpuszczę kogoś, kogo początkowo nie miałem zamiaru wpuszczać, ale po krótkiej rozmowie zmieniłem zdanie.
- Szefowi się to podoba?
- To szef decyduje, jaki klimat chce stworzyć w klubie, jakich ludzi zapraszać. Jeśli nie pokrywa się to z moimi przekonaniami, nie musimy współpracować.
- Zdarzyło ci się "oberwać" od szefa?
- Raz szef podszedł do mnie, pokazał jednego faceta i zapytał – co on tutaj robi? To jednak sporadyczne sytuacje.
- Czy ci, których do klubu nie wpuściłeś, próbują sobie to potem odbić?
- Kiedyś jak wychodziłem z jednego klubu, zobaczyło mnie dwóch facetów i jeden mówi do drugiego - Ej ty, zobacz to ten selekcjoner z Apartamentu. Bijemy...
- Ale chyba nie każde takie spotkanie kończy się boleśnie?
- Często spotykam ludzi, którzy mówią, że skądś mnie znają. Selekcjoner po jakimś czasie staje się rozpoznawalny w mieście.
- Czy są osoby, które wejdą do każdego klubu?
- Trudno powiedzieć. Kluby mają swoją specyfikę, odbywają się w nich różne imprezy muzyczne. To, kogo wpuszczę do środka zależy często od muzyki, którą akurat gramy. Poza tym, metoda "na pewniaka" jest skuteczna.
- A kto na pewno do klubu nie wejdzie?
- Ci na sportowo i tzw. polibuda, czyli faceci we flanelowej koszuli i okularach. Mówimy o nich "bojówka informatyczna". Wszystko zależy jednak od klubu i od tego, jaki klimat chce w nim stworzyć jego właściciel . Bo jeśli to jest np. klub, gdzie "laski wyrywa się na buty" to wejdzie tam oczywiście ktoś inny niż osoby, które ja zapraszam do "swojego" klubu.
- Przychodzi para. Dziewczyna kwalifikuje się, ale chłopak jest "fatalny". Co robisz?
- Pytam chłopaka o kartę. Dziewczyna najprawdopodobniej nie zostawiłaby go samego. Kto wie...
- Kiedyś nie wpuszczono do sopockiego klubu znanego boksera. Czy selekcjoner musi znać wszystkie twarze celebrytów, polityków, sportowców itd.?
- Nie przytrafiło mi się coś takiego, ale słyszałem o kilku takich "wpadkach" w Trójmieście. Raz nie wpuszczono do klubu znanej aktorki, innym razem innego VIP-a. Na sopockim molo działał swego czasu klub, który został otwarty z myślą o znanych twarzach, które przyjeżdżają do Sopotu z Warszawy. Selekcjonerka musiała znać wszystkie twarze gwiazd i gwiazdeczek. Za tę wiedzę podobno właściciel płacił jej spore pieniądze.
- Czyli to opłacalne zajęcie...
- Nie traktuję tego jako sposobu na życie. Studiuję archeologię, a to jest moje dodatkowe zajęcie. Wcześniej stałem za barem i pracowałem na sali. Stawka wyjściowa dla selekcjonera w Trójmieście to 200 zł. Święta i dni wolne płatne są podwójnie.
(AC)