Dane makro nie pomogły
Po środowej sesji, kiedy to bardzo złe dane makro nie doprowadziły do spadku indeksów, wydawało się, że amerykańskim inwestorom wystarczą lepsze od oczekiwań dane z rynku pracy, żeby indeksy wzrosły. Okazało się, że nie było to wcale takie proste.
27.08.2010 10:08
Dane makro tym razem były rzeczywiście lepsze od prognoz. Tygodniowa zmiana w ilości pobieranych zasiłków dla bezrobotnych była wyraźnie mniejsza niż tydzień wcześniej. Oczekiwano 490 tysięcy wniosków, a było ich „tylko” 473 tys. Wzrosła jednak średnia 4- tygodniowa (do poziomu najwyższego od 9 miesięcy). Ostatnio dane te były tak bardzo dla byków niekorzystne, że nawet taka poprawa musiała im pomagać. Tak przynajmniej się wielu graczom wydawało. Raport potwierdzał przecież tezę, zgodnie z którą negatywny wpływ zakończonego w czerwcu spisu powszechnego na rynek pracy może się już kończyć. Okazało się, że tym razem dane pomogły tylko na początku sesji.
Tajemnicze było zachowanie rynku akcji. Sesja rozpoczęła się wzrostem indeksów, ale już po 90 minutach indeksy wróciły do poziomu ze środy, a po kolejnych 3 godzinach zaczęły całkiem solidnie spadać. Nie było widać nawet śladu środowego optymizmu. To prawda, że dane z rynku pracy nie były doskonałe, ale pretekstu do zwyżki dostarczały. Poza tym, drożały surowce, co powinno było pomagać sektorowi surowcowemu akcji. Byki były jednak za słabe.
Mówiło się o tym, że to artykuł w hiszpańskiej prasie o problemach rządu Hiszpanii z podatkiem VAT (wynik wyroku sądu) tak zepsuł humory, ale to nie jest prawda. Po pierwsze, rząd Hiszpanii zaprzeczył, że będzie go ten wyrok kosztował 5 mld euro. Podobno chodzi jedynie o kilkaset milionów euro. Po drugie, przecież kurs EUR/USD rósł, a gdyby rynki się tym naprawdę przejęły, to euro by mocno traciło. Szkodzić też mogło trochę kolejne ostrzeżenie agencji ratingowej. Tym razem agencja Standard&Poor’s stwierdziła, że USA muszą zacząć zmniejszać deficyt, bo jeśli tego nie zrobią to agencja może obniżyć rating kredytowy. Takie strachy na lachy agencje jednak emitują już od pewnego czasu rutynowo. Impulsu dostarczył też Fed z Kansas City informując, że gospodarka w regionie przestała się rozwijać.
Najbardziej prawdopodobne jest to, że to wszystkie te czynniki pogorszyły nastroje i doprowadziły do przeceny akcji. Indeksy szybko spadały, indeks S&P 500 przetestował okolice wsparcia (1.045 pkt.), odbił się od niej, ale końcówka (ostatnie kilka minut) znowu przyniosła przecenę. Wsparcie ocalało, ale to mała pociecha, bo jeśli w piątek pęknie, to indeks szybko (w czasie kilku sesji) znajdzie się na poziomie z początku lipca.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję wzrostem indeksów. Środowa odporność giełd amerykańskich na złe informacje doprowadziła do odbicia indeksów w Europie, a to podnosiło również WIG20. Gorsze od prognoz wyniki półroczne PZU i Lotosu psuły jednak nastroje, co ograniczało skalę zwyżki. Potem doszło bardzo ostrożne zachowanie rynków europejskich. To wszystko doprowadziło do dosyć gwałtownego bujania indeksem i zakończyło się stabilizacją na poziomie pół procent powyżej środowego zamknięcia.
Po publikacji danych z amerykańskiego rynku pracy kontrakty i indeksy wystrzeliły na północ tak, jakby te dane były znakomite (były słabe, ale lepsze od prognoz). Był to jednak tylko taki odruch. Od tego momentu WIG20 osuwał się, a fixing odejmując kilka punktów postawił kropkę nad „i”. WIG20 zyskał 0,29 procent, czyli prawie nic. Obraz rynku oczywiście też się nie zmienił. Jak widać, nasza giełda na razie stara się nie reagować gwałtownie ani na negatywne, ani na pozytywne impulsy.
Piotr Kuczyński
Xelion. Doradcy Finansowi