Debata Creative Commons: do większego otwarcia kultury nadal daleka droga

Licencje Creative Commons (CC) miały przyczynić się do większego otwarcia kultury, m.in. poprzez presję na zmiany w prawie autorskim, ale te nadzieje nie całkiem się spełniły - mówili w poniedziałek uczestnicy seminarium z okazji 10 lat CC Polska.

28.09.2015 18:20

Celem licencji prawnych Creative Commons jest zmiana tradycyjnego modelu ochrony prawnoautorskiej z zasady "wszystkie prawa zastrzeżone" na zasadę "pewne prawa zastrzeżone", by umożliwić jak najszersze korzystanie z dzieł. Organizacja Creative Commons powstała w USA w 2001 r., a polska wersja licencji powstała 10 lat temu.

Czy licencje CC to "plasterek czy lekarstwo" na problemy związane z restrykcyjnością prawa autorskiego zastanawiali się uczestnicy debaty "Od Creative Commons do domeny publicznej". Jak podnoszono, licencje CC można stopniować, od najbardziej liberalnych, które pozwalają przetwarzać dzieło pod warunkiem, że poda się, kto jest jego autorem, po coraz bardziej restrykcyjne. Stąd tylko część z nich można określić jako "wolne licencje", które istotnie przyczyniają się do większego otwarcia kultury i nauki.

"w przestrzeni publicznej nie podkreślamy znaczenia minimalnych standardów" (otwartości - PAP)" - mówił jeden z założycielu CC Polska Jarosław Lipszyc.

Według Lipszyca aktywiści CC przyjęli początkowo założenia, które z czasem okazały się fałszywe. Po pierwsze liczyli, że licencje istotnie przyczynią się do zmian w kulturze, jeśli będą miały jak najszerszy zasięg, stąd stworzono ich kilka wariantów, z których nie wszystkie są "wolne".

"Drugi argument był taki, że ludzie i instytucje, którzy zaczną stosować licencje +nie-wolne+, po jakimś czasie zaczną przechodzić w kierunku wolnych licencji. Trzeci argument, że jeśli stworzymy bazę wystarczająco wielu utworów na pozwalających licencjach, to wymusi się w ten sposób reformę systemu prawa autorskiego" - mówił Lipszyc.

Choć - jak podkreślał - Polska jest w awangardzie instytucjonalnego wykorzystywania wolnych licencji, to doświadczenia pokazują, że gdy organizacje zaczną wykorzystywać jakąś licencję, to już się jej trzymają i wcale nie zmierzają ku większej otwartości.

"Wiemy, że używanie częściowych licencji pakuje nas w problemy: nieodróżnianie licencji wolnych i nie wolnych, sprawia że np. otwarte licencje edukacyjne są otwarte wyłącznie z nazwy" - zauważył. Jak mówił, okazało się również, iż otwarte licencjonowanie wcale nie wpłynęło na zmiany prawa autorskiego.

Jego zdaniem nie spełniły się też nadzieje, że tak jak "ludzie mogą korzystać z wolnego oprogramowania na swoich komputerach, tak będą mogli korzystać z wyłącznie wolnej kultury". Podkreślał, że o ile powstały modele biznesowe, które pozwalają utrzymać się z tworzenia wolnego oprogramowania, to nie wytworzyły się one w sferze kultury.

"Potrzebujemy systemu prawa autorskiego jako narzędzia gwarantowania twórcom przychodów, bo mimo licznych programów szukania tych programów biznesowych niczego takiego na masową skalę po prostu nie mamy" - mówił Lipszyc.

"Musimy wrócić do refleksji nad systemem prawa autorskiego i funkcjonowania wolnych licencji jako systemu obrotu idei i pieniędzy" - podkreślił.

Z kolei Barbara Szczepańska, koordynatorka krajowa ds. własności intelektualnej w fundacji eIFL z ramienia Poznańskiej Fundacji Bibliotek Naukowych, oceniła, że otwarte licencje dużo lepiej rozwijają się, jeśli chodzi o udostępnianie dzieł naukowych niż dóbr kultury.

Natomiast zdaniem Johna Weitzmanna z Creative Commons Niemcy korzystne zmiany dokonują się, ale powoli.

"Nie zmienimy prawa autorskiego poprzez rewolucję. Niektórzy nie potrafią czekać" - podkreślił Weitzmann.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)